Felix Ackermann: Siła i bezsilność Rzeczypospolitej

Litwa i Polska, borykając się z obroną swoich granic zewnętrznych przed prowokacjami przygotowanymi przez służby białoruskie, podejmują decyzje, które w rzeczywistości mają wpływ na całą Unię Europejską – pisze niemiecki historyk.

Publikacja: 01.12.2021 17:51

Felix Ackermann: Siła i bezsilność Rzeczypospolitej

Foto: AFP

Kryzys na granicy nie zmienia faktu, że Białoruś wciąż przeżywa największą falę uchodźstwa politycznego od zakończenia II wojny światowej. Dziesiątki tysięcy Białorusinów i Białorusinek uciekają przed prześladowaniami ze strony zamaskowanych popleczników reżimu Łukaszenki. Celując w polską końcówkę przesmyku suwalskiego nieprezydent, który rządzi bez przerwy od 1994 r., wykorzystuje najsłabszy punkt Unii Europejskiej oraz NATO, aby odwrócić uwagę właśnie od tej historycznej fali migracji. Od wiosny z premedytacją kieruje tysiące migrantów z Afganistanu, Iraku oraz Syrii na granicę z Litwą i Polską. W ten sposób cynicznie uderza w dwa kraje, które same – w przeciwieństwie do większości innych państw Unii Europejskiej – przyjęły tysiące uchodźców z Białorusi.

Litwa i kwoty

Łukaszenko doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że porozumienie dublińskie nadal obowiązuje, ponieważ Unia Europejska nie jest w stanie zadecydować się na zawarcie kolejnego układu. Tak więc brak solidarności dystrybucyjnej w UE w odniesieniu do osób, którym zgodnie z obowiązującym prawem międzynarodowym przysługuje procedura azylowa, daje możliwość rozgrywania różnych krajów UE przez Łukaszenkę. Jest to podwójnie cyniczne rozgrywanie losu ludzi, ponieważ obrazy migrantów specjalnie przylatujących z Bagdadu bardziej przesłaniają niż uwidocznią przyczyny ucieczki ludzi prześladowanych politycznie na Białorusi. I czyni z tych, którzy opuścili swoje domy z bardzo różnych powodów – igraszkę, która jest dosłownie przepychana tam i z powrotem między siłami bezpieczeństwa na Białorusi a wojskami granicznymi na Litwie i w Polsce.

Mur ze Straży Granicznej, wojska oraz terytorialsów jest tak superszczelny, że do Niemiec przedostało się w ciągu kilku miesięcy prawie 10 tys. migrantów

W przypadku Litwy takie podejście uderza w niewłaściwy kraj, ponieważ rząd litewski formalnie nadal zgadza się na system kwotowy wynegocjowany przez Angelę Merkel w 2016 r. Ponieważ większość osób ubiegających się o status uchodźcy marzy raczej o pobycie w Niemczech lub Szwecji, w dwóch głównych litewskich obozach dla migrantów ubiegających się o status uchodźcy przebywało zazwyczaj nie więcej niż 350 osób. Teraz to się zmieniło przez celowe otwarcie przez Łukaszenkę szlaku wschodnioeuropejskiego. Dlatego każdego dnia granicę próbuje przekroczyć więcej osób niż zwykle. W odpowiedzi Litwa wybudowała płot graniczny, ale w przeciwieństwie do Polski utworzyła nowe obozy deportacyjne bezpośrednio przy granicy, w których konwencja genewska jest przestrzegana przynajmniej częściowo.

Słabość państwa polskiego

Z kolei w Polsce polityka Łukaszenki uderza w obóz rządowy, który od 2016 r. wielokrotnie podsycał strach przed migrantami, a sam kategorycznie odmówił przyjęcia uchodźców – nawet z ogarniętej wojną domową Syrii. Fakt, że Jarosław Kaczyński przesunął wojsko na wschód i wznosi płot z drutem kolczastym, jest zgodny z tą logiką. Kaczyński systematycznie szykuje ideologiczny grunt, aby w prawdopodobnych przedterminowych wyborach PiS zdobywało głosy za pomocą negatywnej polityki migracyjnej, a przede wszystkim, by opozycja głosy straciła przez pozytywną politykę migracyjną.

To, że rzekomo chrześcijański rząd jest zmuszany przez Europejski Trybunał Praw Człowieka do zapewnienia żywności i opieki medycznej ludziom uwięzionym pomiędzy Polską a Białorusią, pasuje do wizerunku tego kraju mniej więcej tak samo, jak bezprawne torturowanie przeciwników USA na lotniskach w Polsce w 2002 i 2003 r. Niejednoznaczna pozycja Platformy Obywatelskiej w obu sprawach świadczy o tym, że nie jest to tylko problem PiS. Natomiast Kaczyński celowo i bez obaw wykorzystuje pułapkę zastawioną przez Łukaszenkę we własnych celach.

W sąsiednich Niemczech do połowy listopada wieczorne wiadomości prędzej informowały o burzy nad USA niż o dramacie migrantów uwięzionych pomiędzy dwoma państwami. A po dwóch tygodniach burzy medialnej na ten temat znów dyskusje dominuje tworzenie nowego rządu. W Niemczech jeszcze po kampanii wyborczej na debacie kładzie się cień Afganistanu, bo obawa przed powrotem scen z 2016 r. i możliwością wykorzystania ich przez partię Alternatywa dla Niemiec jest tak głęboko zakorzeniona u wszystkich pozostałych partii, że nawet ewakuacja lokalnych sił Bundeswehry podczas wycofania się okupacyjnych wojsk sojuszniczych została zaplanowana i przeprowadzona zbyt późno – aby tylko nie było kadrów przylatujących mężczyzn muzułmanów. Pod tym względem Polska i Niemcy różnią się tylko retoryką.

Jednocześnie Litwa i Polska, borykając się z obroną swoich granic zewnętrznych przed prowokacjami przygotowanymi przez służby białoruskie, podejmują decyzje, które w rzeczywistości mają wpływ na całą Unię Europejską. Łukaszenko doskonale o tym wie. Próbuje zmusić zachód kontynentu, by usiadł do stołu negocjacyjnego. A wbrew propagandzie TVP i PiS udaje mu się to właśnie przez słabość państwa polskiego. Mur ze Straży Granicznej, wojska oraz terytorialsów jest tak superszczelny, że do Niemiec przedostało się w ciągu kilku miesięcy prawie 10 tys. migrantów, którzy według obowiązującego prawa europejskiego mogą być w każdej chwili deportowani – właśnie do Polski. To dlatego Angela Merkel dzwoniła do Łukaszenki i próbowała znaleźć sposób na ograniczenie przepływu migrantów. Chociaż robiła to w obronie suwerenności Niemiec i według tej samej logiki, którą stosują Kaczyński i Morawiecki, krzyk Polski był wielki. To krzyk z powodu własnej bezsilności i słabości państwa, w którym podkarmienie paramilitarnych jednostek i promowanie chuligaństwa politycznego w święto państwowe są ważniejsze od ochrony zdrowia milionów obywateli na początku czwartej fali pandemii.

Pakt z Niemcami

Ani polska bezsilność, ani niemiecka ignorancja nie zmieniają tego, że to Białoruś znajduje się w historycznym kryzysie państwowym oraz gospodarczym. Prawdziwym impulsem do zaostrzenia polityki Łukaszenki było nałożenie w czerwcu przez Unię Europejską nowych sankcji w odpowiedzi na masowe akty przemocy na Białorusi. I tu Polska i Niemcy działały wspólnie. Z nowym rządem RFN powtórka takich działań będzie możliwa. W umowie koalicyjnej na stronie 56 zapisane są punkty o prawie narodu białoruskiego do suwerenności oraz do własnego wyboru politycznego. Jest też zdefiniowana logika zaostrzania sankcji w stosunku do państwowej gospodarki białoruskiej oraz mińskich dygnitarzy.

Jest jeszcze jedna możliwość wspólnego działania, której przykład daje – o ironio – sam Jarosław Kaczyński jako mistrz polski w cichej regulacji masowej migracji. Tak samo jak Polska po 2014 r. przyjęła największą grupę nowych migrantów z Ukrainy, od jesieni 2020 r. przyjmuje po cichu najwięcej Białorusinów, którzy poszukują schronienia przed politycznymi czystkami oraz skutkami kryzysu gospodarczego na Białorusi. Wydawanie wiz oraz pozwoleń na pracę dziesiątkom tysięcy Białorusinów również w innych państwach Unii Europejskiej – w tym w Niemczech – stanowiłoby pozytywną zachętę do migracji, podważałoby metanarrację o migrantach jako zagrożeniu, a tym samym długofalowo skłoniłoby rząd w Mińsku do pewnych ustępstw. Dokładnie cztery dekady temu Republika Federalna Niemiec zastosowała taką strategię, aby dokuczać komunistycznemu kierownictwu Polski Ludowej, pogrążonemu w kryzysie państwowym. W latach 80. setki tysięcy osób przybyły z Polski do Niemiec Zachodnich. Patrząc z perspektywy czasu, ta fala migracji nie zaszkodziła ani Niemcom, ani migrantom z Polski, ani Polsce. Ci, którzy po 1989 r. chcieli wrócić do Polski, by rozpocząć nowe życie w wolnym kraju, zrobili to – w większości z powodzeniem.

Jeżeli w nowym rządzie Niemiec znaleźliby się cyniczni mędrcy, wymyśliliby podobny pakt jak ten, który nadal obowiązuje pomiędzy UE a Erdoganem, aby zapobiec migracji z Bliskiego Wschodu do UE – wspieraliby materialnie rząd Polski, by przyjmował jeszcze więcej migrantów białoruskich.

Autor jest kulturoznawcą i historykiem, pracownikiem naukowym Niemieckiego Instytutu Historycznego w Warszawie. Obronił doktorat na temat radzieckiej oraz niemieckiej okupacji Grodna

Kryzys na granicy nie zmienia faktu, że Białoruś wciąż przeżywa największą falę uchodźstwa politycznego od zakończenia II wojny światowej. Dziesiątki tysięcy Białorusinów i Białorusinek uciekają przed prześladowaniami ze strony zamaskowanych popleczników reżimu Łukaszenki. Celując w polską końcówkę przesmyku suwalskiego nieprezydent, który rządzi bez przerwy od 1994 r., wykorzystuje najsłabszy punkt Unii Europejskiej oraz NATO, aby odwrócić uwagę właśnie od tej historycznej fali migracji. Od wiosny z premedytacją kieruje tysiące migrantów z Afganistanu, Iraku oraz Syrii na granicę z Litwą i Polską. W ten sposób cynicznie uderza w dwa kraje, które same – w przeciwieństwie do większości innych państw Unii Europejskiej – przyjęły tysiące uchodźców z Białorusi.

Pozostało 90% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki