Dąbrowska: Lewica dosiadła się do stolika

W Polsce tak trudno było o lewicę m.in. dlatego, że o przynależności do niej decydowały życiorysy z PRL, a nie poglądy. W dobie rządów PiS to już nieaktualne.

Publikacja: 05.05.2021 21:00

Dąbrowska: Lewica dosiadła się do stolika

Foto: Twitter/Lewica

Negocjacje Lewicy z PiS były tak tajne, że nie wiedzieli o nich w większości nawet parlamentarzyści. Nie pomyślano też o przekazie medialnym, czego efektem były oskarżenia o „rozmowy za zamkniętymi drzwiami". Lewica oddała inicjatywę partii rządzącej i omal nie zaprzepaściła w ten sposób wszelkich zysków z operacji „Fundusz Odbudowy". Nie powstały też żadne sensowne „przekazy dnia", które ułatwiłyby działaczom w terenie tłumaczenie decyzji o poparciu ratyfikacji.

Czytaj także:

Nie będziemy się bawić w totalną opozycję

Brak jest też – jak na razie – wyraźnej strategii co do dalszych działań. Lewica ma dwoje senatorów, którzy stanowią o większości w izbie wyższej. Co więc zrobić w Senacie? Jak się zachować, jeśli głosami Lewicy przyjmie on poprawki KO, które PiS odrzuci później w Sejmie? Być przeciw? Czy uznać postawę własnych senatorów za niebyłą?

Mimo wszystkich tych wątpliwości i niedociągnięć Lewica pierwszy raz w tej kadencji usiadła do politycznego stolika. Nie zaproszono jej, kiedy trwały poufne rozmowy z Jarosławem Gowinem rok temu, nie skonsultowano z nią pomysłu Koalicji 276, zlekceważono kompletnie przy wyborze rzecznika praw obywatelskich. Lewica wzięła więc sama taborecik z kuchni i się dosiadła. Czy mogła to zrobić bardziej skutecznie i z większym wdziękiem? Na pewno. Ale już sam fakt, że zaistniała, zmienia sytuację przy tym stoliku.

Nie jest przypadkiem, że wystąpienie w debacie na temat ratyfikacji wygłosił lider najmniejszej partii z lewicowej koalicji Adrian Zandberg. To Razem przekonało resztę, że warto fundusze unijne poprzeć, nawet jeśli rząd PiS otrąbi wtedy swoje zwycięstwo. Po co? By odróżnić się od liberałów, którzy zabierają Lewicy wyborców, tak jak Trzaskowski Biedroniowi w wyborach prezydenckich. Nie jest też przypadkiem, że to do Zandberga mają największe pretensje politycy KO i związani z PO publicyści, tacy jak Tomasz Lis czy Cezary Michalski. W Polsce dawno nie było Lewicy, której nie da się wcisnąć w postkomunistyczny gorset, a część tej, z którą można było tak zrobić, znalazła się już w KO albo w PiS. Przestał być to więc – i słusznie – wyznacznik czegokolwiek.

Pamiętam przemówienie Zandberga wygłoszone podczas zakazanej przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Parady Równości w 2005 roku. Jako członek Młodych Socjalistów mówił o tym, że Lewica jest atakowana przez liberałów za propaństwowość, a przez prawicę za liberalizm światopoglądowy. A Lewica składa się przecież z tych dwóch elementów, i nie da sobie tego odebrać.

Trochę czasu minęło i być może Zandberg sobie tamto przemówienie przypomniał.

Negocjacje Lewicy z PiS były tak tajne, że nie wiedzieli o nich w większości nawet parlamentarzyści. Nie pomyślano też o przekazie medialnym, czego efektem były oskarżenia o „rozmowy za zamkniętymi drzwiami". Lewica oddała inicjatywę partii rządzącej i omal nie zaprzepaściła w ten sposób wszelkich zysków z operacji „Fundusz Odbudowy". Nie powstały też żadne sensowne „przekazy dnia", które ułatwiłyby działaczom w terenie tłumaczenie decyzji o poparciu ratyfikacji.

Pozostało 82% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki