„Dla mnie patriotyzm i odczucie, i dobre wrażenie, które ja wywożę, wyjeżdżając z tego kraju, to to jest rzecz opieczętowana najwyższymi emocjami" – wzleciała u Wielowieyskiej szefowa cyrku na wylocie. Jak zwykle, ni z gruchy, ni z pietruchy, a jakby z Muchy. Anny, niestety, Muchy. Ale pusty to bajer, czy freudowska wpadka?
Całodobowe urągowisko od czapy - u Wielowieyskich, Olejnikówien, Kraśków, na skrzyżowaniach ulic, pod budką z lodami, na przełomie Dunajca, w kukurydzy, pod jabłonią, w śmigłowcu, na ściernisku, na plaży, ze szczurem na piersi, yorkusiem, niemowlęciem wyrwanym ze snu do medialnej ustawki, z wycieraniem w sweter jabłka złapanego na straganie – cały ten latający cyrk zapowiadał się jeszcze na długie dwa miesiące. Na powyższy, zagadkowy konstrukt językowy zatliła się więc w sercu człowieka iskierka. „Wywożę wyjeżdżając."... Czyżby? Wywozi i wyjeżdża z syfu i folkloru tego kraju, niczym Donek z Bieńkowską? Byłbyż to więc już ów moment, w którym „opieczętowawszy się najwyższymi emocjami", emocjami patriotyzmu niewątpliwie, czas spieprzać z Polski?
Nie można jednak wykluczyć, że w tym mętnym wywodzie chodzi nie tyle o jakiś wyjazd, ale o zachwalenie własnego patriotyzmu, bo to ostatnio nadspodziewanie modny motyw. Problem w tym, że notorycznym blagierom mówienie o rzeczach wyższych ponad triadę z nagrania Młodej Demokratki, czyli partyjne gratisy - „impreza, wóda, żarcie", zawsze wychodzi kijowo, niezależnie czy w żywe oczy kpi z nas młody, czy też stary demokrata. Także wtedy, gdy słowa „patriotyzm" nadużywa ktoś o wrażliwości krzesła i nie dość, że haftuje o swoich „najwyższych emocjach", to jeszcze czyni to w stosunku do kraju, którego nazwa zaciska mu gardło i nie jest w stanie się przezeń przeczołgać. Notoryczni blagierzy tak mają. Bywa nawet, że nagle zaczynają gadać tylko półgębkiem, oczy ni stąd ni zowąd zmniejszają się im do rozmiarów główki od szpilki, głos im chrypnie a nos zaczyna kichać niby bez przyczyny.
Wobec jednak faktu, że klasyczny leming nie ruszy tyłka na ratunek nawet tonącemu cyrkowi nadeszła kolej na projekt „Patriotyzm", czyli zanętę dla narybku faszystów normalnych, nowoczesnych. Niestety, projekt ten nie wypala. Hasło akcji „Kocham Polskę" w parę godzin po ogłoszeniu go w telewizji runęło z zaprzyjaźnionych płotów i lumpeksów medialnych. Rymnęło jak litera „P" na czerep Stuhra w filmowej szmirze "Obywatel". Akcja „Kocham Polskę" okazała się plagiatem wieloletniej inicjatywy narodowców, a nie wszyscy mają pamięć akwariowej rybki – jak ostrzegają internauci.
Zresztą, spójrzmy prawdzie w oczy. Projekt „Kocham Polskę" nie miał prawa się udać. Zbyt nieuleczalne jest przekonanie notorycznych blagierów, że przed sobą mają gamoni, których można zbyć byle bujdą. Szefowa cyrku na wylocie oraz całego tego lumpeksu zapytana o wołającą o pomstę do prokuratora nalepkę na wódce, która profanuje pamięć patriotów zastrzelonych na ulicy przez przestępczą jaruzelszczyznę, bez trzymanki blefowała do kamer: