Pogranicze ormiańsko-irańskie. Wojna mocarstw o 30 km drogi na Kaukazie

Armenia nie chce, by najważniejsza arteria komunikacyjna regionu trafiła na dobre w ręce Rosjan. Walczą o nią też Turcja, Azerbejdżan i Iran. To może być pretekstem do kolejnej wojny w regionie.

Publikacja: 23.08.2024 04:30

Granica irańsko-armeńska

Granica irańsko-armeńska

Foto: Adobe Stock

Chodzi o niewielki nieco ponad 30-kilometrowy odcinek ormiańsko-irańskiego pogranicza. O tym, jak mocno jest skomplikowana sytuacja, świadczy chociażby fakt, że strony nie mają zgody nawet co do nazwy drogi, o otwarcie której od lat toczą się spory. Ormianie nazywają ją „drogą sjunikską”, nawiązując do południowego regionu kraju (Sjunik). Z kolei Azerbejdżan mówi o „korytarzu zangezurskim”, nawiązując do historycznej krainy Zangezur, która niegdyś należała do Persji, później do Imperium Rosyjskiego, a po rewolucji bolszewickiej była przedmiotem walk pomiędzy Ormianami i Azerami.

Droga niezgody. Nadchodzi kolejny konflikt na Kaukazie? 

Dzisiaj to jedno z najbardziej strategicznych i wrażliwych miejsc Kaukazu Południowego. Otwarcia „korytarza” (czyli budowy nowej drogi i kolei) domaga się Azerbejdżan, bo dzięki temu zyskałby połączenie lądowe ze swoją eksklawą – Nachiczewanem. Ale nie tylko. Poprzez Nachiczewańską Republikę Autonomiczna władze w Baku wreszcie otrzymałyby bezpośrednie połączenie lądowe ze swoim najważniejszym sojusznikiem gospodarczym, politycznym i militarnym – Turcją. 

Czytaj więcej

Armenia rozbija sojusz militarny Putina. Przez zdradę Łukaszenki

Dlatego Ankara gorąco popiera pomysł Baku, by te połączenia komunikacyjne miały eksterytorialny charakter. Nie zgadza się z tym zaś sąsiedni Iran, dla którego granica z Armenią jest jedynym oknem do Kaukazu, i Teheran nie chce uzależniać się w tej sprawie od Turcji. Najbardziej rozpycha się w tym miejscu Rosja, która chce, by to jej pogranicznicy z Federalnej Służby Bezpieczeństwa sprawowali kontrolę nad tym szlakiem. Zresztą już tam są, bo na podstawie podpisanych po upadku ZSRR porozumień Rosjanie stoją nie tylko na ormiańsko-tureckim, ale na ormiańsko-irańskim odcinku granicy.

Ławrow oskarża Armenię o „sabotaż”

Po ostatniej wizycie Putina w Baku szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow stwierdził, że Erywań „sabotuje porozumienia” dotyczące odblokowania komunikacji poprzez region Sjunik. Przypominał też, że premier Nikol Paszynian (wraz z Władimirem Putinem i Ilhamem Alijewem) podpisał w listopadzie 2020 roku porozumienie, w którym jest mowa nie tylko o otwarciu tych szlaków komunikacyjnych, ale też o tym, że kontrolę nad drogą mają sprawować funkcjonariusze rosyjskiego FSB. W MSZ Armenii „wyrazili ubolewanie” z powodu wypowiedzi Ławrowa i przypomnieli, że to nie Armenia złamała te porozumienia.

Czytaj więcej

Władimir Putin poleciał do Azerbejdżanu. Jak Rosja rozpycha się za Kaukazem

Chodzi o oświadczenie, które Erywań podpisywał po pierwszej ofensywie Azerbejdżanu w Górskim Karabachu. Miały gwarantować pokój, ale niewiele później wojna wybuchła znowu i już w 2023 roku separatystyczny region całkowicie powrócił pod kontrolę władz w Baku. Ponad 100 tys. mieszkających tam od lat Ormian musiało uciekać do Armenii. Po tym kraje zaczęły nawet demarkacje wspólnej granicy. Jedną z najważniejszych kości niezgody pozostała kwestia otwarcia drogi (i kolei) w regionie Sjunik, zamkniętej po upadku ZSRR. Armenia nie zaprzecza, ale już nie chce, by była kontrolowana przez Rosjan.

Ormiański politolog: Rosja nas zdradziła. Nie mamy już sojuszników

– Rosja nas zdradziła, nie wywiązała się ze swoich sojuszniczych zobowiązań w ramach Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (OUBZ). Nie chodzi o Górski Karabach, Rosja nie zareagowała na to, gdy Azerbejdżan zajął ponad 200 km kw. terytorium Armenii. W związku z tym nie chcemy, by rosyjscy pogranicznicy kontrolowali nasze drogi – mówi „Rzeczpospolitej” czołowy ormiański politolog Stepan Grigorian.

Czytaj więcej

Azerbejdżan–Armenia: Nowa granica albo nowa wojna. Jest też inna kość niezgody

Przekonuje, że władze w Erywaniu szukają w tej sytuacji wsparcia w Stanach Zjednoczonych i UE, a w szczególności w zaprzyjaźnionej z Armenią Francji. Nie wyklucza, że spór wokół drogi Sjunik może doprowadzić do kolejnej wojny w regionie. – Nie mamy już sojuszników. Nasz rząd powinien jak najszybciej wnioskować o przystąpienie do UE. Ale nadal oficjalnie nie opuszczamy OUBZ, pozostajemy w Unii Eurazjatyckiej, nie wypraszamy rosyjskiej bazy wojskowej. Nie wypraszamy nawet Rosjan z granicy z Iranem, z którym mamy dobre relacje. Dlaczego? Naszemu rządowi brakuje determinacji, swoje też robi rosyjska agentura w ministerialnych gabinetach – dodaje.

Pierwszy ostrożny krok ku „rozwodowi" z Rosją Armenia zrobiła, wycofując niedawno rosyjskie FSB z lotniska w Erywaniu.

Chodzi o niewielki nieco ponad 30-kilometrowy odcinek ormiańsko-irańskiego pogranicza. O tym, jak mocno jest skomplikowana sytuacja, świadczy chociażby fakt, że strony nie mają zgody nawet co do nazwy drogi, o otwarcie której od lat toczą się spory. Ormianie nazywają ją „drogą sjunikską”, nawiązując do południowego regionu kraju (Sjunik). Z kolei Azerbejdżan mówi o „korytarzu zangezurskim”, nawiązując do historycznej krainy Zangezur, która niegdyś należała do Persji, później do Imperium Rosyjskiego, a po rewolucji bolszewickiej była przedmiotem walk pomiędzy Ormianami i Azerami.

Pozostało 88% artykułu
Polityka
Donald Trump zmienia plany. Nie dojdzie do spotkania z Andrzejem Dudą
Polityka
Wybory prezydenckie w USA. Grupa republikanów: Trump nie nadaje się na prezydenta
Polityka
Izrael twierdzi, że Iran chciał dokonać zamachu na Beniamina Netanjahu
Polityka
Nietypowa próba rakietowa Korei Północnej. Pociski spadły na terytorium kraju
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Polityka
Brandenburgia przed wyborami. Los kanclerza Scholza zależy od wyniku AfD?