Potrzeba zastąpienia Funduszu Kościelnego, który jest protezą z głębokiego PRL, na przykład modelem odpisów podatkowych wiernych na wybrany Kościół, od dawna i właściwie dla wszystkich wydaje się oczywistością. Już w roku 2011 zapowiedział to wszak premier Donald Tusk, a przez kolejne dwa lata pracował nad tą sprawą specjalny rządowo-kościelny zespół. Dlaczego więc te dawno już uchylone drzwi rządzący politycy wywarzać chcą dziś nagle z takim przytupem? I o co właściwie chodzi w politycznym larum wokół tej sprawy? Jak zwykle w polityce: o status, o budowanie pozycji i poszerzanie wpływów władzy.
Europejska norma
Wyjaśniając to, warto na wstępie wspomnieć, że wbrew antyklerykalnej emocji, która unosi się dziś nad Polską, nawet w laicyzującej się Unii Europejskiej Kościoły traktowane są najczęściej jako ważne instytucje pożytku publicznego i jako takie cieszą się, w różnej formie, wsparciem poszczególnych państw. W Belgii z budżetu państwa wypłaca się pensje i emerytury duchownych, w Danii największy Kościół otrzymuje pewną budżetową dotację, w Niemczech państwo zbiera wśród wiernych specjalny podatek dla Kościołów, a w Hiszpanii czy we Włoszech wierni mogą wesprzeć swe Kościoły odpisem podatkowym.
Czytaj więcej
Premier Donald Tusk zapowiedział w środę zmiany w Funduszu Kościelnym. Mają one zmierzać w kierunku systemu odpowiedzialności finansowej wiernych za swoje kościoły.
Co więcej, sam Fundusz Kościelny, o którym tak dziś głośno, stanowi niewielki tylko procent w wydatków największego w Polsce Kościoła katolickiego. A jego środki, oscylujące na poziomie ok 250 mln złotych, przeznaczone są głównie na ubezpieczenia społeczne duchownych różnych obrządków i renowację sakralnych zabytków, a więc koszty, które państwo będzie musiało ponieść w tej lub innej formie.
Choć więc likwidacji Funduszu Kościelnego mogą obawiać się mniejsze Kościoły czy związki wyznaniowe, merytorycznie nie widać znaczących przeciwskazań, by ten relikt z roku 1950 zastąpić choćby nowoczesnym europejskim modelem dobrowolnego odpisu podatkowego wiernych, z jakimś być może zabezpieczeniem dla Kościołów mniejszych. I można się tylko dziwić, że nie uczyniono tego już w roku 2013, gdy specjalny rządowo-kościelny zespół właściwie wypracował ramy rozwiązań w tej sprawie.