Pojęcie Boga i przekonanie o znaczeniu religii w życiu człowieka i całych społeczeństw jest – z wyjątkiem Chin i Północnej Korei – nadal mocno zakorzenione w świadomości większości ludzi. Odnosi się to nawet do krajów zamożnych i wysokorozwiniętych. Postęp naukowy, liberalizacja obyczajów i materialistyczne nastawienie do życia nadwątlają rolę sacrum na rzecz profanum, ale nie do końca.
Na naszym kontynencie spośród głównych nurtów chrześcijaństwa katolicyzm trzyma się jeszcze jako tako, podczas gdy protestantyzm – w Skandynawii luteranizm – rozmywa się w kompromisach a to z poprawnością polityczną, a to z nowinkami modnych ideologii (gender, radykalny feminizm, neomarksizm). Natomiast islam, który jeszcze do niedawna pozostawał głęboko w cieniu, rośnie w siłę, dosłownie i w przenośni. Jego fundamentalizm i niechęć do jakichkolwiek reform nie zniechęcają tysięcy neofitów, którzy rekrutują się spośród pozaunijnych imigrantów.
Czytaj więcej
Bilansując zło i dobro na tle innych kultur, można powiedzieć, że cywilizacja zachodnia nie była najgorsza. Oprócz wielu wad miała kilka zalet. Dlaczego jest więc opisywana jako jedna z najgorszych w historii ludzkości?
Nie boją się śmierci, choć się na nią nie cieszą
W tym religijnym krajobrazie rdzenna ludność krajów skandynawskich – zwłaszcza Danii i Szwecji – stanowi wyjątek. Kraje te należą do najbardziej zeświecczonych społeczeństw na świecie.
Młodzi Duńczycy rzadko myślą o Bogu, który ich słynnemu rodakowi Kierkegaardowi objawiał się w „lęku i drżeniu”. Z kolei szwedzkim nastolatkom rozterki światopoglądowe kojarzą się dziś najczęściej z filmami Ingmara Bergmana, które dziś pamięta malejąca garstka rodzimych kinomanów. Ich zdaniem Bóg się zestarzał i nie bardzo można liczyć na jego pomoc.