– Uważamy działania Rosji za obraźliwe dla suwerenności i niezależności Mołdawii. Dlatego wzywamy władze do (…) natychmiastowego wysłania do kraju rosyjskiego ambasadora – oświadczył lider prawicowej Narodowej Partii Mołdawii Dragos Galbur.
Tym razem poszło o to, że Moskwa urządziła na części mołdawskiego terytorium – w separatystycznym Naddniestrzu – głosowanie na swego prezydenta i otworzyła tam swoje komisje wyborcze. Nie pytając Kiszyniowa o zdanie.
Czytaj więcej
Władze nieuznawanej przez społeczność międzynarodową Naddniestrzańskiej Republiki Mołdawskiej zwracają się do Rosji o pomoc w związku z - jak przekonują - "blokadą gospodarczą" ze strony Mołdawii.
Separatystyczne Naddniestrze, wciśnięte między Mołdawię i Ukrainę, bez przerwy jest źródłem napięć. Na początku wojny z Rosją Ukraińcy obawiali się, że stąd nastąpi pomocnicze, rosyjskie uderzenie na Odessę, dla wsparcia desantu z morza. Niebezpieczeństwo zostało zażegnane głównie dzięki zatopieniu okrętu flagowego rosyjskiej Floty Czarnomorskiej, krążownika „Moskwa”. Jego utrata znacznie ograniczyła możliwości Rosjan i zniwelowała niebezpieczeństwo desantu na Odessę.
Prowokacje Kremla. Niebezpieczny incydent podczas wyborów
Już natomiast w marcu tego roku pojawiły się informacje, że naddniestrzańscy separatyści chcą prosić Kreml o przyjęcie w skład Rosji – tak jak to robili wcześniej kolaboranci z okupowanych przez Rosję terenów Ukrainy. Nie doszło do tego, ale za to Moskwa urządziła w regionie swoje wybory.