- Dostrzegam duże różnice między tym co jest dzisiaj, a co było kilkanaście lat temu, gdy zaczynałem pracę w polityce. Pamiętam takie czasy, że lipiec-sierpień to był tzw. sezon ogórkowy. Wakacje parlamentarne trwały zazwyczaj 6-7 tygodni, politycy w tym czasie wyjeżdżali na wakacje, w Sejmie niewiele się działo, gazety, które zajmowały się polityką, szukały różnego rodzaju tematów, które często nie były politycznie. Tymczasem od dekady, kilku lat nie ma czegoś takiego jak wakacje w polityce. Politycy cały czas są aktywni, zabiegają o wyborców, a dodatkowo teraz mamy rok przed wyborami, ja twierdzę, że zaczyna się taka prekampania, pewnie główne partie polityczne mają już zalążki sztabów (wyborczych). Polityka się sprofesjonalizowała, poza tym to nie jest już tak, że w tydzień, dwa czy trzy kampanii wyborczej da się zrobić wszystko - mówił były rzecznik prezydenta pytany o to czy obecne, aktywne polityczne lato różni się od tego, co działo się w polskiej polityce latem w przeszłości.
- Wakacje wakacjami, a trzeba być w terenie, rozmawiać z ludźmi, wykorzystywać sytuację, bo walka wyborcza już dzisiaj się de facto zaczęła - dodał.
Największym zagrożeniem dla PiS w roku wyborczym jest demobilizacja części elektoratu
Krzysztof Łapiński, były rzecznik prezydenta Andrzeja Dudy
- Kiedyś mówiło się, że na plażę nikt nie bierze gazety politycznej. A dziś media są codziennie z nami - przez ten smartfon każdy może, nawet na urlopie, śledzić to co się dzieje. Zmiany technologiczne sprawiły, że polityk nie może przegapić tego czasu - tłumaczył Łapiński.