Upadek Schulza: Polityczny chaos po niemiecku

Upadek Martina Schulza nie tylko zwiastuje koniec pewnej epoki, ale też rodzi pytania o los Angeli Merkel.

Publikacja: 12.02.2018 18:17

Upadek Schulza: Polityczny chaos po niemiecku

Foto: AFP

Już we wtorek zakończy się definitywnie kariera Martina Schulza na niemieckiej scenie politycznej. Komisaryczne przywództwo SPD przejmie zapewne 48-letnia Andrea Nahles. Jest znaną postacią w socjaldemokracji od niemal dwóch dziesięcioleci, kiedy po raz pierwszy pojawiła się w Bundestagu. Była w swej karierze sekretarzem generalnym partii i przez ostatnie cztery lata ministrem pracy i spraw socjalnych. Jest przedstawicielką lewego skrzydła partii i to ona dbała o to w ostatnim rządzie Angeli Merkel, aby wprowadzona została płaca minimalna, lepsze były świadczenia socjalne i warunki pracy. Jej osiągnięcia i tak poszły na marne, gdyż w powszechnym odczuciu zapisane zostały na koncie sukcesów samej pani kanclerz, która przechyliła swą konserwatywną CDU mocno na lewo.

Ocalić SPD

Dzisiaj Andrea Nahles stoi przez znacznie większym wezwaniem. Jest nim ocalenie partii od kompletnego upadku. Obejmując komisaryczny zarząd, ma największe szanse na uzyskanie formalnie przywództwa partii na najbliższym zjeździe. Partii, która ma być koalicjantem w rządzie Angeli Merkel. Jeżeli w ogóle powstanie, gdyż trwają przygotowania do referendum w SPD.

Weźmie w nim udział 463 723 członków SPD i to od ich decyzji zależeć będzie, czy pół roku po wrześniowych wyborach do Bundestagu uda się w końcu utworzyć rząd. W dodatku od początku roku do partii wstąpiło 24 339 Niemców. Wielu z nich wyłącznie po to, aby zagłosować w referendum przeciwko koalicji z CDU/CSU.

Nie tylko w tym rzecz. Jak pisze konserwatywna „Frankfurter Allgemeine Zeitung" (FAZ), w referendum „nie chodzi już o przyszłość koalicji, ale o to, czy policzone są dni SPD". We wrześniowych wyborach osiągnęła historyczne dno wynikiem 20,5 proc. głosów, ale od tego czasu jej notowania jeszcze spadły i dzisiaj zbliża się do poziomu ksenofobicznej i populistycznej Alternatywy dla Niemiec (AfD).

SPD jest najstarszą niemiecką partią polityczną. Od dwóch dekad z czteroletnią przerwą rządzi lub współrządzi krajem. Dzisiaj jest na dnie, a jej upadek może wywołać tsunami w całym systemie politycznym Niemiec. „Mamy do czynienia z bezprecedensowym politycznym chaosem" – piszą niemieckie media. Do takiej sytuacji Niemcy nie są przyzwyczajeni.

Nikt nie jest w stanie przewidzieć wyniku partyjnego referendum. 4 marca nastąpi ogłoszenie wyników. Jeżeli członkowie SPD zagłosują za GroKo, otworzy to drogę Angeli Merkel do stworzenia czwartego z kolei rządu. Przetasowania personalne w SPD mogą zmiękczyć opór szeregowych członków partii wobec wielkiej koalicji. Zwłaszcza odejście Martina Schulza.

Tęsknota za nadczłowiekiem

Obserwatorzy polityczni nie mają wątpliwości, że SPD bez Schulza ma jeszcze szansę na odbicie się od dna. To kolejny paradoks. – To nie Martin Schulz wpadł na pomysł, że zostanie zbawicielem SPD, lecz kierownictwo partii. Jednak to on musi za wszystko zapłacić, tym bardziej że popełnił wiele błędów – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Josef Janning, szef berlińskiego oddziału European Council on Foreign Relations.

Kiedy przed rokiem obejmował przywództwo SPD, wydawało się, że ma szanse pokonać Angelę Merkel. Na krótko zdołał ją nawet wyprzedzić w sondażach.

„Niemiecka tęsknota za politycznym nadczłowiekiem (der politische Übermensch) jest tak wielka, że raz po raz ktoś nim zostaje. Ostatnio stuprocentowy Schulz" – pisała w poniedziałek z dużą dozą ironii wspomniana już „FAZ". Martin Schulz zaplątał się całkowicie, gdy po wrześniowej porażce wyborczej ogłosił, że SPD kończy definitywnie współpracę z CDU/CSU i przechodzi do opozycji.

Tego oczekiwała spora część, jeżeli nie większość, członków SPD. Sama Andrea Nahles rzuciła wtedy pod adresem CDU/CSU: „teraz dostaniecie w dziób", oczywiście od opozycji.

Schulz zmienił zdanie, jak niemal całe kierownictwo partii, i po fiasku budowanej przez Merkel koalicji, tzw. Jamajki (z FDP i Zielonymi), zdecydował się na rozpoczęcie rozmów i negocjacji z CDU/CSU. To przysporzyło mu przeciwników. Co gorsza, wbrew deklaracjom, że nie będzie członkiem rządu koalicyjnego, zamierzał zastąpić Sigmara Gabriela, obecnego szefa MSZ. Wcześniej ogłosił utworzenie Zjednoczonych Stanów Europy do 2025 roku.

Nie brak głosów, że zachowanie Schulza świadczy o coraz gorszej jakości niemieckiej elity politycznej, która nie radzi sobie z nową sytuacją.

– Mamy do czynienia z wielkim paradoksem polegającym na tym, że w czasach gospodarczego prosperity i dobrze funkcjonującego państwa socjalnego, kiedy rządzić jest stosunkowo łatwo, wielkim problemem jest utworzenie koalicyjnego rządu – zwraca uwagę „Rzeczpospolitej" Christoph Bergner (CDU), były wiceminister MSW. Ostrzega, podobnie jak wielu polityków, przed fasadową demokracją w postaci delegowania szeregowym członkom partii prawa do decydowania w wewnątrzpartyjnym referendum o losach porozumień koalicyjnych. Rezultatem jest destabilizacja systemu.

Układ na dwa lata?

Czy Merkel grozi ten sam los co Schulzowi? – to zdanie powtarza się obecnie często w analizach politycznych. Sama Merkel zapewniała w niedzielnym wywiadzie telewizyjnym, że ma zamiar rządzić przez cztery lata. Broniła też porozumienia koalicyjnego z SPD, twierdząc, że nie było innego wyjścia niż oddanie jej Ministerstwa Finansów.

– Pozycja pani kanclerz słabnie w szybkim tempie. W partii mówi się już otwarcie o tym, że jest to jej ostatnia kadencja – mówi Josef Janning. Skoro tak, to trzeba myśleć o następcy. Jak twierdzi Janning, debata na ten temat rozpocznie się po zaplanowanym na koniec lutego zjeździe CDU, gdzie pani kanclerz zaprezentuje, jak powiedziała, „nową drużyną", w której będą „nie tylko politycy powyżej 60. roku życia, lecz także młodsi".

Prawdopodobny scenariusz na przyszłość wygląda następująco: po dwóch latach czwartej kadencji Merkel znane już będzie nazwisko jej następcy czy następczyni. Wtedy Merkel może zostać zmuszona do ustąpienia z funkcji kanclerza i przekazania władzy w partii i rządzie. Dla SPD będzie to wówczas okazja, aby wyjść z niechcianej koalicji.

Już we wtorek zakończy się definitywnie kariera Martina Schulza na niemieckiej scenie politycznej. Komisaryczne przywództwo SPD przejmie zapewne 48-letnia Andrea Nahles. Jest znaną postacią w socjaldemokracji od niemal dwóch dziesięcioleci, kiedy po raz pierwszy pojawiła się w Bundestagu. Była w swej karierze sekretarzem generalnym partii i przez ostatnie cztery lata ministrem pracy i spraw socjalnych. Jest przedstawicielką lewego skrzydła partii i to ona dbała o to w ostatnim rządzie Angeli Merkel, aby wprowadzona została płaca minimalna, lepsze były świadczenia socjalne i warunki pracy. Jej osiągnięcia i tak poszły na marne, gdyż w powszechnym odczuciu zapisane zostały na koncie sukcesów samej pani kanclerz, która przechyliła swą konserwatywną CDU mocno na lewo.

Pozostało 87% artykułu
Polityka
Międzynarodowy Trybunał Karny wydał nakaz aresztowania Beniamina Netanjahu
Polityka
Szwedzki minister obrony: Obronimy Bałtyk
Polityka
Ursula von der Leyen udzieliła pierwszej pomocy pasażerowi samolotu
Polityka
Kandydat Donalda Trumpa na sekretarza obrony był oskarżony o napaść seksualną
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Polityka
Trump ma nową kandydatkę na prokuratora generalnego. Broniła go przed impeachmentem