W czasie imprezy PO entuzjazm szeregowych działaczy wywołany kłopotami Kaczyńskiego studzili bardziej doświadczeni kampanijni gracze. PiS przypomniał bowiem o standardach, które kilka lat temu przyświecały również Platformie. Na sali co prawda nie było zasiadającego na ławie oskarżonych Sławomira Nowaka, który formalnie nie należy do partii, a jedynie do klubu. Szef regionu dolnośląskiego Jacek Protasiewicz, znany z lotniskowej wpadki, nie dostał zaś miejsca w pierwszych rzędach, jak inni członkowie zarządu.
W tylnych rzędach snuł się jednak skarbnik Łukasz Pawełek, który po alkoholowej wpadce, sam zadeklarował, że odejdzie z zarządu Platformy. - Wycofuje pan rezygnację? - zagadnąłem. - Zobaczymy - odparł. - To była pochopna decyzja? - Jestem w dyspozycji władz PO - uciął.
Może dlatego premier Ewa Kopacz nie chciała rozmawiać z dziennikarzami. Otoczona wianuszkiem działaczy, pozowała do zdjęć. - Panowie, ale oni tu przyjechali z całej Polski - przekonywała. - My też reprezentujemy całą Polskę - żartowali dziennikarze. - Pogadamy później - uśmiechnęła się Kopacz. Ale sygnały wysłane od jej rzeczniczki do BOR-owców nie pozostawiały złudzeń. Premier, w tym trudnym dla konkurencji dniu, rozmowy nie chciała. Dlaczego? - Wszystko co miała przekazać, powiedziała z mównicy - przekonywała jej rzeczniczka Iwona Sulik.
Tyle, że tam Kopacz mogła mówić, że w PO wszyscy są równi bez względu na funkcje i pozycje, które zajmują. Nie musiała jednak odpowiadać na pytania, dlaczego tej zasady nie widać, gdy problemy mają jej czołowi działacze. Premier nie musi też mierzyć się jeszcze z problemami, które wybuchną ze zdwojoną siłą, gdy skończy się okres politycznej sielanki związanej z pokojowym przekazaniem przywództwa i chwilowym zaspokojeniem interesów głównych graczy.
Wczoraj Donald Tusk pożegnał się z partią, którą stworzył, a impreza była najlepszym odzwierciedleniem jego politycznego dzieła. Świetne marketingowe opakowanie z zachodnim sznytem, na sali wspierający ugrupowanie artyści (choć nie tak jak kiedyś z pierwszych stron kolorowych gazet, ale raczej z drugich planów tasiemcowatych seriali), słowa i symbole, z których żaden nie było przypadkowy. Po prostu precyzyjny polityczno-wizerunkowy przekaz.