Polacy w gettach
Gdy widzę kolumny cyfr, dzielące śmiertelne ofiary Auschwitz według ich narodowości, budzi się we mnie protest. Jego powodem jest apodyktyczność takiego podziału w odniesieniu do Polaków i do polskich Żydów. Bo w rzeczy samej Polaków zginęło w tym obozie znacznie więcej, niż się oficjalnie podaje. Chodzi mi o Polaków żydowskiego pochodzenia. Nie znaczy to wcale, by z tego powodu trzeba było weryfikować w dół liczbę żydowskich ofiar obozu zagłady.
Raz ustalonych obozowych statystyk nikt poważny nie kwestionuje, obawiając się trafić na listę kłamców oświęcimskich. Tymczasem warto im się przyjrzeć krytycznie. I nie chodzi wcale o to, by podważać liczbę 1,1 mln śmiertelnych ofiar Auschwitz, ani tym bardziej negować fakt, że 90 proc. spośród nich zginęło za to, że byli Żydami. O tej prawdzie należy ludziom stale przypominać, także w Polsce. Rzecz w tym, że wyniki oficjalnych obliczeń oraz ich potoczna interpretacja zostały określone na fałszywej, bo anachronicznej podstawie.
Bo co to znaczy, że w Auschwitz zginęło ok. 300 tys. obywateli polskich „narodowości żydowskiej"? Zajrzyjmy do przedwojennego rocznika statystycznego, który mimo wszystkich mankamentów pozostaje najbardziej miarodajnym źródłem przy badaniu liczebności grup narodowościowych II RP. Nie stosowano tam pojęcia narodowości, zastępując je kryterium języka ojczystego. W 1931 r. na ponad 3,1 mln wyznawców judaizmu w Polsce nieco powyżej 370 tys. (ok. 12 proc.) deklarowało jako ojczysty język polski. Mówiąc inaczej: przyznawało się do polskiej narodowości. W sensie religijnym ludzie ci pozostawali Żydami, w sensie narodowym – już nie. Byli Polakami wyznania mojżeszowego.
W chwili wybuchu wojny liczba ta była z pewnością znacznie wyższa. W miarę naturalnego przyrostu ludności żydowskiej zwiększała się liczba Żydów spolonizowanych. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt zaawansowanych procesów asymilacji w latach 30., powinniśmy podwyższyć też odsetek Polaków wśród wyznawców judaizmu. Dodajmy, że hitlerowcy traktowali jako Żydów również chrześcijan o żydowskich korzeniach: grupa ta składała się prawie wyłącznie z osób o polskiej świadomości. Sumując to wszystko, nie popadniemy chyba w przesadę, jeśli uznamy, że w pierwszych miesiącach okupowanej Polski wśród 3,5 mln ludzi w ten czy inny sposób związanych z żydowską religią, kulturą lub choćby tylko pamięcią było mniej więcej pół miliona Polaków. Większość z nich trafiła też do gett, w których umieszczono ponad 2,5 mln ludzi.
Dzielili oni los ze swoimi współbraćmi narodowości żydowskiej. Na równi z innymi wywożeni byli do Auschwitz. Jeśli przyjmiemy podane tu kryteria, dojdziemy do wniosku, że w Auschwitz, a właściwie w Birkenau, zamordowano co najmniej 40 tys. Polaków pochodzenia żydowskiego. Zginęli za to, że hitlerowcy uznali ich za Żydów.
Do oficjalnej liczby 70–75 tys. zamordowanych w Auschwitz Polaków należałoby więc dodać wielkość podobnego rzędu, co sprawi, że zweryfikowana liczba polskich ofiar znacznie przekroczy 100 tys.
Czy to oznacza, że o te same 40 tys. należy zmniejszyć liczbę zamordowanych polskich Żydów? Otóż nie. Wśród przeznaczonych do zagłady chyba wszyscy, niezależnie od ich narodowych czy religijnych przekonań, w taki czy inny sposób czuli się związani z żydowską wspólnotą losu. Wspólne tragiczne doświadczenie musiało jakoś wpływać nawet na tych więźniów w pasiakach z gwiazdą Dawida, którzy na wolności wcale się za Żydów nie uważali. Jednak przypisywanie im wszystkim bez wyjątku narodowości żydowskiej jest nadużyciem. Nie usprawiedliwia go tłumaczenie, że taki podział upraszcza rachubę strat w każdej z narodowych wspólnot. Nie powinno się niczego upraszczać za cenę zafałszowania.
W kwestii schematu „Polacy – Żydzi" zdarza się więc, że mimo pokonania hitleryzmu i potępienia jego dziedzictwa uparcie respektujemy podziały ustanowione przez ową ideologię. To przecież hitlerowcy wznieśli szczelny mur pomiędzy Polakami a Żydami. Nie dopuszczali, by można było być jednym i drugim naraz. Od tego czasu minęły już trzy czwarte stulecia. Nie ma żadnego rozumnego powodu, by kontynuować ten styl myślenia.
Dwie strony polskości
Izraelscy dziennikarze, którzy spotkali się z premierem Morawieckim, odwiedzili też Muzeum Powstania Warszawskiego, gdzie między innymi rozmawiali z Janiną Iwańską. Pani Iwańska, rodowita Polka i katoliczka, była więźniarką Auschwitz. Po rozmowie jeden z Żydów powiedział, że teraz rozumie wspólnotę niedoli polskich i żydowskich więźniów niemieckiego obozu śmierci. Wspólnotę, która nie przekreśla fundamentalnej różnicy ludzkich losów (części polskich więźniów udało się obóz opuścić, olbrzymiej większości Żydów – już nie), ale też nie przeciwstawia sobie ofiar.
Żydzi z Izraela, którym Polka opowiada o tragedii Auschwitz... Wczujmy się w wielkość tej chwili.
Różnie oceniana jest liczba Żydów ocalonych przez Polaków, ale wszystkie wyważone szacunki operują wielkością rzędu kilkudziesięciu tysięcy. Tyle istnień ludzkich uratowano z narażeniem życia kolejnych dziesiątków tysięcy Sprawiedliwych. Porównywalna liczba Żydów zginęła z polskich rąk. To dwie strony tego samego zjawiska, któremu na imię polskość. Nie można zamykać oczu na którąkolwiek z nich.
O czym to świadczy? Zapewne nie byliśmy wyjątkiem. Zapewne w każdym narodzie liczba potencjalnych bohaterów odpowiada z grubsza liczbie potencjalnych zbrodniarzy lub gotowych na wszystko ludzi podłych. Polska miała jedynie to wyróżniające ją „szczęście", że na jej terenie dokonano bezprecedensowego eksperymentu, który udowodnił ową przedziwną dwoistość ludzkiego charakteru. Eksperymentu, który oby już nigdy nie został powtórzony.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95