Relacje rzecznika rządu z lat 80. Jerzego Urbana z Ministerstwem Spraw Wewnętrznych tylko pozornie były doskonałe. Nie zawsze układały się one harmonijnie. W sierpniu 1982 r. w ośrodku odosobnienia w Kwidzynie doszło do pobicia grupy ponad 80 internowanych. Wydarzenie to stało się przyczynkiem do konfliktu pomiędzy Urbanem a MSW.
Kreowana głównie przez rzecznika rządu Jerzego Urbana polityka informacyjna władz w latach 80., dotycząca m.in. internowanych w stanie wojennym, opierała się na meldunkach przesyłanych z poszczególnych ośrodków odosobnienia. Trafiały one za pośrednictwem komend wojewódzkich MO do nadzorowanego przez płk. Hipolita Starszaka Biura Śledczego MSW. Biuro dostarczało Urbanowi materiały, dzięki którym, przygotowując swe słynne konferencje prasowe dla dziennikarzy, mógł opierać się na stale uzupełnianych raportach dotyczących choćby liczby internowanych czy zwalnianych do domów. Oczywiście nie wszystkie zawarte w nich informacje mogły być przekazane opinii publicznej. Mimo to Urbanowi udawało się podczas cotygodniowych konferencji w wyjątkowo przewrotny sposób pacyfikować nastroje społeczne w Polsce. Internowanych przedstawiał niemal jak kuracjuszy na wakacyjnym turnusie. Za pośrednictwem zachodnich korespondentów jego przekaz docierał również do międzynarodowej opinii publicznej.
Błąd aparatu
Tylko na pierwszy rzut oka współpraca przebiegała bez problemów. Na linii MSW – rzecznik prasowy rządu dochodziło jednak do zaniedbań, które skłoniły Jerzego Urbana do poskarżenia się na współpracę ministrowi spraw wewnętrznych Czesławowi Kiszczakowi. Sytuacja taka miała miejsce kilkukrotnie, m.in. w sierpniu 1982 r. Dotyczyła wspomnianego pobicia internowanych w ośrodku odosobnienia w Kwidzynie. Komendant ośrodka odmówił internowanym zgody na widzenia z rodzinami, co stało się przyczyną ich protestu. W konsekwencji kilkudziesięciu z nich zostało pobitych przez funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej i Służby Więziennej, wielu poszkodowanych trafiło do szpitala.
Na jednej z sierpniowych konferencji prasowych korespondent „The New York Times" John Darnton zwrócił się o potwierdzenie informacji o tym zdarzeniu. Urban, wykorzystując dane, które uzyskał z MSW i Centralnego Zarządu Zakładów Karnych, co prawda nie zaprzeczył, ale poinformował, że nikt nie został poszkodowany ani nie znalazł się w szpitalu. W typowym dla siebie stylu szczegóły zdarzenia podał w sposób sugerujący, że właściwie nic się nie stało, a dziennikarzowi zarzucił kłamstwo.
John Darnton nie był osobą anonimową. Ów wieloletni amerykański korespondent miał na swoim koncie prestiżową nagrodę George'a Polka za cykl reportaży afrykańskich (opisywał m.in. wystąpienia przeciw apartheidowi w Republice Południowej Afryki czy wojnę domową w Rodezji). W Polsce przebywał od 1979 r., obserwując najpierw narodziny Solidarności, a następnie wprowadzenie i krzepnięcie stanu wojennego. O jego dziennikarskim kunszcie świadczy choćby fakt, że w 1982 r., za reportaże z Polski otrzymał Nagrodę Pulitzera.