Pożytki z kosmitów
Dziś, choć zmieniły się narzędzia, zasada wiążąca rozwój cywilizacji z konsumpcją energii pozostaje w mocy. Również w skali mikro. Zamiast drukowanych biletów lotniczych używamy aplikacji w prądożernym smartfonie, gazety czytamy (jeśli w ogóle czytamy) na podświetlonych ekranach urządzeń przenośnych, a informacje – fundament współczesnej gospodarki – przechowujemy w postaci elektronicznej wymagającej ciągłego dopływu energii. Częściej i dalej podróżujemy. Umiemy sterować klimatem w najbliższym otoczeniu, przekształcamy środowisko tak, by bardziej nam odpowiadało. I generalnie więcej konsumujemy, co siłą rzeczy wiąże się ze zużyciem energii.
Choć niektóre zmiany cywilizacyjne wywołane łatwym dostępem do elektryczności wydają się oczywiste – jak na przykład nadmierne poleganie na technologiach cyfrowych – innych, równie powszechnych już nie łączymy z rewolucją energetyczną. Sztuczne oświetlenie zmieniło nasz rytm dobowy – możemy pozostawać aktywni dłużej, pracować na drugą zmianę, ale też wstawać później niż ze wschodem słońca. Dzięki temu, że jedna 60-watowa żarówka świeci jaśniej niż 100 świec, zapadnięcie zmroku nie oznacza końca dnia. Zmienił się też sposób spędzania wolnego czasu – rozrywka jest dziś ściśle związana z urządzeniami elektronicznymi. Konsole do gier, telewizja i internet zastąpiły książki i karty. Nawet zimne piwo i przekąska, po które sięgamy siedząc przed ekranem też są „dziełem" rewolucji energetycznej, a konkretnie technologii chłodniczej.
A bitcoin – kryptowaluta, która ma odmienić cały rynek finansów? Aby wyprodukować bitcoiny (fachowcy mówią „wykopać", a komputery używane do tego nazywane są „koparkami"), potrzebna jest energia. Uzyskując w ten sposób bitcoiny, użytkownicy płacą czasem pracy swoich maszyn – innymi słowy zużytą przez nie energią. A ta jest kolosalna. Jedna transakcja przy użyciu tej kryptowaluty pochłania tyle energii, ile zużywa przeciętna rodzina przez... tydzień. Cały rynek bitcoinów do utrzymania ruchu wymaga zaś tyle energii, co cała Irlandia albo Dania. Dziś to nie wątpliwości co do bezpieczeństwa kryptowalut czy wydajność maszyn, lecz koszty zużycia prądu są czynnikiem decydującym o opłacalności „wydobycia". Stąd „górnicy" produkujący kryptowalutę przenoszą swoje centra obliczeniowe tam, gdzie prąd jest najtańszy.
Choć ta zależność wydaje się oczywista, nie zawsze tak było. Zwrócił na nią uwagę w 1943 roku Leslie White, amerykański antropolog zajmujący się ewolucją kultury materialnej. Uznał, że „kultura rozwija się, gdy zapotrzebowanie na energię na głowę rośnie lub gdy rośnie efektywność jej wykorzystania". White podzielił nawet rozwój cywilizacji ludzi na pięć etapów. W pierwszym ludzie wykorzystywali tylko siłę własnych mięśni. W drugim energię zwierząt udomowionych. Na trzecim etapie czerpali energię z roślin (White rozumiał przez to rewolucję neolityczną i początki rolnictwa), później uczyli się wykorzystywać zasoby naturalne (ropę, węgiel i gaz), aby wreszcie na poziomie piątym sięgnąć po energię atomu.
Co będzie dalej? White jako antropolog nie chciał sięgnąć dalej w przyszłość. Zrobił to natomiast specjalista z innej dziedziny przy okazji... poszukiwania pozaziemskiej inteligencji.
Cofnijmy się do początku lat 60. XX wieku. Amerykański astronom Frank Drake prowadzi pierwsze badania radioastronomiczne mające odkryć obcych – Projekt Ozma, który był pierwszą inicjatywą słynnego SETI (Search for Extraterrestial Intelligence). 26-metrowy radioteleskop w Green Bank skierowano na gwiazdy tau Ceti oraz epsilon Eridani i nasłuchiwano sygnałów radiowych od zaawansowanych technologicznie pozaziemskich cywilizacji.