Czkawka Ryszarda Petru

Kariera polityczna Ryszarda Petru dostarcza licznych dowodów na to, jak niebezpiecznie jest być niewolnikiem własnego wizerunku. W tym wypadku twardo stąpającego po ziemi eksperta, który wyprowadzi Polaków nawet z największej ekonomicznej opresji.

Aktualizacja: 19.05.2018 14:31 Publikacja: 19.05.2018 00:01

Czkawka Ryszarda Petru

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Pan Ryś dobrze wie, jak zadbać o swój ogród. Zamiast tradycyjnego szpadla i grabi przydadzą się świeże pomysły, pracowita kadra i trochę kapitału na rozkręcenie biznesu, bo nie jest to zwykły ogród, lecz Ogród Dziwnych Stworów Ekonomicznych. Hasają po nim tłuste Inwestycje, małe Zarobki i groźny Fiskus. Przynajmniej na początku działalności. Z czasem Zarobki rosną, a do ogrodu przybywają Zyski. Później innowacyjny pan Ryś zakłada cyrk, który okazuje się strzałem w dziesiątkę, a on – władcą popytu i podaży.

Taki obraz świata mikroprzedsiębiorczości wyłania się z kart książki „Zaskórniaki i inne dziwadła z krainy portfela" autorstwa Grzegorza Kasdepke i Ryszarda Petru. Kasdepke autorem książek dla dzieci jest niemal seryjnym i to on zadbał o trzon historii. Petru pozostało to, co lubi najbardziej, czyli fachowy, ekspercki komentarz, tym razem dla dzieci między 7. a 11. rokiem życia.

Miłość do franka i OFE

Sam Ryszard Petru, gdy był trochę większy niż czytelnicy powyższej pozycji, zdał maturę w jednym z wrocławskich liceów i poszedł na studia. Ukończył międzynarodowe stosunki gospodarcze i polityczne w warszawskiej SGH. Tam też spotkał swojego ekonomicznego mentora – Leszka Balcerowicza. Nim jednak splotły się ich zawodowe losy, Petru (otrzymawszy rekomendację Balcerowicza) został asystentem posła Władysława Frasyniuka. Poza dolnośląskim rodowodem obu panów połączył temperament. Nakłoniony przez legendę Solidarności Petru krytykował Program Powszechnej Prywatyzacji i jego koła zamachowe: Marka Borowskiego i Wiesława Kaczmarka.

Po wyborach w 1997 r. został asystentem Balcerowicza, wtedy już wicepremiera. W 2001 r. kandydował do Sejmu z ramienia Unii Wolności, ale jej ówczesny kapitał polityczny był mizerny, a dawny elektorat partii odpłynął do Platformy Obywatelskiej. Po wyborczej porażce Petru zawiesił karierę polityczną na kołku, mając wówczas 29 lat.

Z życiem politycznym wziął rozbrat na 14 lat. W tym czasie pracował w bankach, zasiadał w radach nadzorczych, a nade wszystko występował w telewizyjnych programach w roli niezależnego eksperta. Po takim czasie mało kto pamiętał o dawnym zaangażowaniu politycznym dwudziestokilkulatka, który wystartował w jednych wyborach, w dodatku je przegrywając.

W czasie medialnej prosperity, poza regularnym udzielaniem bieżących wypowiedzi na tematy ekonomiczne, Ryszard Petru dał się poznać jako zwolennik zaciągania kredytów we frankach szwajcarskich oraz przeciwnik reformy OFE.

Miłość do szwajcarskiej waluty podważyła ekspercką wiarygodność Petru. Zmienny kurs franka sprawił, że zaciągnięte w tej walucie kredyty mocno podrożały. Sam Petru jeszcze w 2008 r. zapewniał, że „złoty będzie się wzmacniał, kredyty we frankach jeszcze długo pozostaną bezpieczne i opłacalne". Kilka miesięcy po złożeniu tej deklaracji ekonomista przewalutował swój kredyt na złotówki, na czym, rzecz jasna, stracił.

Do brania kredytów we frankach swego czasu namawiali także Zyta Gilowska i Kazimierz Marcinkiewicz. Kryzys z 2008 r. zaskoczył ich tak samo jak Ryszarda Petru, ale zarówno zmarła dwa lata temu minister finansów, jak i były premier w rządzie PiS z polityką pożegnali się już jakiś czas temu i to nie na nich spadły cięgi za brak ostrzeżeń w odpowiednim momencie. Spadły na Pana Ekonomistę, który mówił, że wie, jak jest.

Z kolei reforma otwartych funduszy emerytalnych pozwoliła przyszłemu szefowi Nowoczesnej nabrać pewności siebie i zacząć zbijać polityczny kapitał. W tej sprawie szef Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego miał zdecydowanie odmienny pogląd niż rząd Platformy Obywatelskiej. Petru sprzeciwiał się likwidacji części składek z OFE, które były inwestowane w obligacje, uważał też, że kuriozalne jest dawanie obywatelom trzech miesięcy na podjęcie wyboru między ZUS a OFE.

Kłopotliwe 500+

Ale czy temat przesunięcia środków lub ewentualnej przyszłej likwidacji otwartych funduszy emerytalnych może rozpalać wyobraźnię wyborców lub wręcz przechylić szalę zwycięstwa na czyjąś stronę? Wątpliwe. Dobry początek Nowoczesna zawdzięczała raczej słabości Platformy. Udało jej się przekonać zamożnego, liberalnego wyborcę z wyższym wykształceniem, że będzie lepiej reprezentować jego interesy niż zmęczona PO, która właśnie poniosła spektakularną porażkę w wyborach prezydenckich. To nie przypadek, że jedyne miejsce w Polsce, w którym Nowoczesna wygrała wybory to nowobogackie Miasteczko Wilanów, stołeczne osiedle będące symbolem nie tyle klasy średniej, ile wyższej.

To, czym Nowoczesna była w stanie skusić wyborcę, to właśnie program gospodarczy. Zakładał on radykalne uproszczenie podatków i płaską stawkę 16 proc. PIT, CIT i VAT, likwidację przywilejów emerytalnych oraz tych, jakimi cieszyły się związki zawodowe. W przekonaniu, że po wdrożeniu tych zmian gospodarka będzie furczeć z rozpędu, umacniał wyborców wizerunek Petru – speca od ekonomii. Wizerunek, jakiego nie miał ani wieczny polityk Donald Tusk, ani (mimo sukcesów biznesowych) Grzegorz Schetyna.

Co proponowała Nowoczesna poza uproszczeniem podatków? Państwo neutralne światopoglądowo, rozdział Kościoła od państwa czy ograniczenie kadencji w samorządzie i parlamencie. W tym wypadku nie różniła się mocno od propozycji zgłaszanych od lat przez środowisko SLD, które zważywszy na staż działalności, jest w tym wypadku wiarygodniejsze.

Dziś ekonomiczna wizja świata Petru stoi na antypodach wobec tej reprezentowanej przez Mateusza Morawieckiego. Pechowo dla niego, nawet jeśli rządy PiS nie przekonały wszystkich do sensowności programu 500+, to pokazały, że państwo nie musi runąć pod ciężarem socjalnych wydatków i stać je na ponoszenie dużych kosztów, co w liberalnej wizji świata musi wiązać się ze zmniejszeniem swobody ekonomicznej przedsiębiorcy.

Innymi słowy, świat Ryszarda Petru i osób mogących stanowić w przyszłości jego żelazny elektorat zaczął się kurczyć, a możliwości jego poszerzenia, poprzez rozluźnienie ekonomicznego gorsetu, wiązałyby z utratą własnej tożsamości. O jej obronę Petru zadbał wyjątkowo mocno i wzorem Andrzeja Leppera czy Janusza Palikota postanowił wpisać swoje nazwisko w nazwę ugrupowania i zabezpieczyć się przed ewentualnym rokoszem. A chętnych do przeprowadzenia rewolucji mogło być sporo, jeśli weźmiemy pod uwagę, że partia powstała na kilka miesięcy przed wyborami i kandydaci nie zawsze mieli dość czasu, żeby się sobie wzajemnie przyjrzeć. Efektem pośpiechu okazały się mandaty poselskie dla posła Zbigniewa Gryglasa, który dużo mówił o swoich uczuciach patriotycznych, po czym odszedł do Zjednoczonej Prawicy, czy dla Joanny Scheuring-Wielgus, która jakkolwiek dużo dobrego robiłaby w parlamencie, to światopoglądowo bliżej jej do środowiska Zjednoczonej Lewicy niż partii Ryszarda Petru.

Poślizg na Maderze

Mimo wszystkich swych słabości pierwszy rok w parlamencie Nowoczesna mogła zaliczyć do udanych. Protesty w obronie wolności mediów i Trybunału Konstytucyjnego oraz fakt, że Komitet Obrony Demokracji nie zdążył okrzepnąć, sprawiały, że aktywność opozycyjna szła właśnie na jej konto. Na jesieni 2016 r. sondażowe wyniki partii Petru wahały się między 11 a 25 proc. poparcia. Co mogło pójść nie tak?

– Ryszarda Petru przerosła rola lidera. Upoił się początkowym sukcesem i sondażami. Nowoczesna miała naprawdę dużą szansę zastąpienia Platformy w roli najważniejszej formacji opozycyjnej, szczególnie w obliczu ciągnących się za PO afer z zeszłej kadencji. Do tego jednak potrzebne jest przejście do drugiej, trudniejszej fazy rozwoju partii. Wymaga ona pracy organicznej i zakorzenienia w terenie, a do tego Petru po prostu się nie przygotował. Tym samym podzielił losy partii Janusza Palikota i Andrzeja Leppera – mówi prof. Antoni Dudek, autor „Historii politycznej Polski, 1989–2015".

Gdy w grudniu 2016 r. Sejm przechodził głęboki kryzys, parlamentarzyści opozycji blokowali mównicę sejmową, obrady przeniesione zostały do Sali Kolumnowej, a przed budynkiem protestował tłum zgromadzony wokół pośpiesznie ustawionych barierek – Ryszarda Petru zabrakło. No, może nie dokładnie wtedy. Lider Nowoczesnej wybrał się na urlop w niefortunnym momencie, na przełomie 2016 i 2017 r. Znów można by powiedzieć, że protest posłów w sali plenarnej był rotacyjny, że współpracownicy byli o wyjeździe poinformowani, że w sumie to nic się nie stało. Jednak na niekorzyść Petru przekaz medialny wyszedł taki, jakby porzucił on sprawę dla wczasów na Maderze, w dodatku w asyście nieślubnej partnerki (posłanki Nowoczesnej Joanny Schmidt). Ten fakt był zresztą wykorzystywany przez posłów koalicji rządzącej, gdy podczas lipcowych głosowań nad ustawą o Sądzie Najwyższym i Trybunale Konstytucyjnym krzyczeli do Ryszarda Petru: „Przeproś żonę", na przemian z hasłem: „Przeproś dzieci". Połączenie wizerunku lidera z nazwą partii i tym razem odbiło się czkawką.

Ciut wcześniej Nowoczesna popełniła jeszcze jeden brzemienny w skutkach błąd. Na skutek pomyłki skarbnika partia złamała kodeks wyborczy, przez co została pozbawiona 75 proc. należnych jej subwencji. Utrudniło to spłacenie dwumilionowego długu zaciągniętego na potrzeby kampanii wyborczej i uniemożliwiło budowanie struktur niezbędnych do odniesienia sukcesu w zbliżających się wyborach samorządowych.

Kalendarz wyborczy ułożył się bardzo nie po myśli Nowoczesnej. Dla świeżej partii, która przebojem wdarła się do parlamentu, najlepiej byłoby, aby kolejne były eurowybory, do których wystarczy wystawić kilkunastu znanych kandydatów. Walka w wyborach samorządowych wymaga posiadania wielopiętrowych, rozbudowanych struktur w całym kraju, co spycha Nowoczesną w ramiona silniejszej od niej PO. Żeby ratować swój budżet, we wrześniu 2016 r. partia rozpoczęła akcję „Dycha dla Rycha", chcąc zachęcić sympatyków do częstszych wpłat na partyjne konto. Raczej dała jednak mediom pożywkę dla żartów, niż uratowała swe finanse.

Sześciu króli

Nie, Ryszard Petru nie jest winien temu, że internet służy zarówno do słuchania naukowych podcastów, jak i do oglądania śmiesznych filmików o politykach. Wpisując nazwisko byłego lidera Nowoczesnej na YouTube, nie sposób dokopać się do nagrań sprzed 2015 r., lub – precyzyjniej – sprzed serii językowych i merytorycznych potknięć Petru.

Były już lider Nowoczesnej stał się prawdziwą kopalnią cytatów dla internetowych poszukiwaczy „beki". Do legendy przeszły jego trudne do wyjaśnienia wpadki, jak ta o święcie sześciu króli czy imperium rzymskim, które upadło u szczytu swej potęgi. W świecie Petru grzyby rozwijają się przez pączkowanie, głowa psuje się od góry, a dziewczyna, która zaszła w ciążę, usuwa aborcję.

Czy to wszystko jest aż tak śmieszne? Może trochę, choć to, co razi, gdy mówi to Ryszard Petru, uszłoby politykom drugiego szeregu, a w przypadku Andrzeja Leppera stanowiło element folkloru i znak rozpoznawczy. – Wspomniane wpadki i błędy językowe wynikają z pychy. Jeśli Ryszard Petru idzie na konferencję prasową nieprzygotowany, nie ocenia wcześniej swoich słabych stron i mówi, co mu przyjdzie do głowy, to takie są rezultaty. Podobnie rzecz ma się z zamawianymi przez partię sondażami, w które Petru, tak jak w swój wizerunek, postanowił uwierzyć – mówi Michał Lange, ekspert w zakresie doradztwa medialnego.

Zdaje się, że to również pycha stała za niemożnością pogodzenia się z byciem numerem dwa w partii, która jeszcze do niedawna sygnowana była własnym nazwiskiem. Najpierw ogłoszono tajemniczy plan Petru, o którym trudno powiedzieć cokolwiek poza tym, że ma stanowić „plan naprawy państwa" i „alternatywę dla piątki Morawieckiego". Później było wiele uszczypliwości względem nowej szefowej Nowoczesnej Katarzyny Lubnauer, której Petru miał się przyglądać i ją oceniać. Wreszcie w piątek 11 maja demonstracyjne opuszczenie partii, na dzień przed Marszem Wolności, który miał być symbolem zjednoczenia PO i Nowoczesnej przeciwko PiS.

Czy Ryszard Petru odbuduje swoją pozycję polityczną? Ma dopiero 46 lat, a polska polityka widziała już nie takie powroty. Chcąc odzyskać zaufanie wyborców, musiałby jednak porzucić wizerunek zadufanego w sobie bankiera, który wszystko wie najlepiej, i zacząć współpracować z ludźmi. To może być najtrudniejsze zadanie w jego karierze.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Pan Ryś dobrze wie, jak zadbać o swój ogród. Zamiast tradycyjnego szpadla i grabi przydadzą się świeże pomysły, pracowita kadra i trochę kapitału na rozkręcenie biznesu, bo nie jest to zwykły ogród, lecz Ogród Dziwnych Stworów Ekonomicznych. Hasają po nim tłuste Inwestycje, małe Zarobki i groźny Fiskus. Przynajmniej na początku działalności. Z czasem Zarobki rosną, a do ogrodu przybywają Zyski. Później innowacyjny pan Ryś zakłada cyrk, który okazuje się strzałem w dziesiątkę, a on – władcą popytu i podaży.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI Act. Jak przygotować się na zmiany?
Plus Minus
„Jak będziemy żyli na Czerwonej Planecie. Nowy świat na Marsie”: Mars równa się wolność
Plus Minus
„Abalone Go”: Kulki w wersji sumo
Plus Minus
„Krople”: Fabuła ograniczona do minimum
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Viva Tu”: Pogoda w czterech językach