I co zrobiliście z tym sukcesem?
Rzecz w tym, że partie się na nas obraziły. Zaproponowaliśmy PO, że wejdziemy z nią w koalicję rządzącą na Ursynowie. Na to oni powiedzieli: nie będziemy z wami rządzić, raz wam się udało, bo omamiliście wyborców, ale drugi raz tak się nie stanie. I wzięli sobie do koalicji trójkę radnych Lewicy i Demokratów. Wtedy postanowiłem, że zostaniemy twardą opozycją. A ponieważ radni z PO byli nieopierzeni, a ja byłem już weteranem, rozpoczynałem trzecią kadencję w samorządzie ursynowskim, to tak ich punktowaliśmy, że oni bali się sesje zwoływać. W połowie kadencji musieli odwołać własnego burmistrza. Wtedy znowu zaproponowałem PO koalicję, ale ursynowscy liderzy Andrzej Halicki i Marcin Kierwiński zakomunikowali, że nie. Nie, to nie. Pozostaliśmy w opozycji do końca kadencji. W następnych wyborach w 2010 r. Nasz Ursynów zdobył 32 proc. głosów.
I wtedy dogadał się pan z PiS w sprawie koalicji, a sam został burmistrzem.
To prawda. Rekomendowałem kolegom tę koalicję. Przekonywałem ich, że PO nie będzie rządziła wiecznie, tak wynika z teorii cyklów koniunkturalnych, więc lepiej orientować się na przyszłego zwycięzcę niż przyszłego przegranego. Poza tym osiągnęliśmy świetny wynik, krytykując rządy PO na Ursynowie, więc byłoby niezręcznie wejść z nimi po wyborach w koalicję. Dogadaliśmy się więc z PiS, a ja, jako lider silniejszego ugrupowania, zostałem burmistrzem. To była świetna przygoda, świetny czas. Wiele rzeczy udało mi się zrobić, a może zdziałałbym więcej, gdyby nie to, że władze Warszawy postanowiły wydać mi wojnę. W rezultacie traciłem mnóstwo czasu, żeby załatwić najprostszą sprawę.
Czy w 2010 r. PO chciała z panem rządzić?
Tak. Rozmawiał ze mną o tym Marcin Kierwiński. Powiedział, żebym nie był głupi, tylko współrządził z PO. Odpowiedziałem, że prosiłem go o koalicję dwa lata wcześniej, gdy odchodził burmistrz z PO, a wtedy on powiedział: nie. Przypomniałem mu naszą rozmowę sprzed dwóch lat, jak to przekonywałem go, że za dwa lata będą wybory, my osiągniemy bardzo dobry wynik i wtedy oni przyjdą do nas w łaskę, a my powiemy: nie. Wówczas Kierwiński odparł: nie będziecie mieli świetnego wyniku, a nawet jeżeli, to tak zrobimy, że wam się klub rozpadnie, bo mamy czym przekonywać radnych, żeby przechodzili do nas. – Walczyliśmy w przeszłości, nie potrafiłeś się pogodzić, chciałeś coś udowodnić, przekupywać radnych, dlatego za karę będziecie w opozycji – powiedziałem Kierwińskiemu. I tak się stało. Działacze PO bardzo przeżyli odsunięcie od władzy.
Żali się pan, że władze Warszawy rzucały panu kłody pod nogi, ale sam pan zorganizował referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz z funkcji prezydenta Warszawy. Można powiedzieć: wet za wet.
Były powody do referendum. Pani prezydent w drugiej kadencji swoich rządów zupełnie abdykowała, była wielką nieobecną. Na to nałożyły się już zaplanowane podwyżki cen biletów komunikacji miejskiej, najwyższe w Polsce stawki za wywóz śmieci, cięcia w edukacji, zmianowość w szkołach, brak miejsca w żłobkach. W jednym momencie wszystko się nawarstwiło. Koalicja komitetów lokalnych wystąpiła z pismem do pani prezydent, w którym żądaliśmy m.in. wycofania się z podwyżek cen biletów. Gdyby pani prezydent usiadła z nami do rozmów i coś dała nam utargować, toby nie doszło do referendum. Ale tego nie zrobiła, więc musieliśmy złożyć wniosek w tej sprawie. I wtedy poszło. Podpisy zbierały się wyśmienicie.
PiS twierdziło, że tylko dzięki niemu doszło do referendum, bo zebrało kluczowe podpisy.
Bez przesady, choć bardzo nam pomogli, przynieśli ponad 50 tys. podpisów na 250 tys zebranych. Gdybyśmy wiedzieli, że nie zbierają podpisów, to sami byśmy je dozbierali. Ale faktycznie pomogli. Gdyby politycy PO z premierem Donaldem Tuskiem na czele nie zaapelowali do warszawiaków o pozostanie w domach, to pani prezydent zostałaby odwołana.
Ale rok później bez problemów wygrała wybory na prezydenta Warszawy.
Bo też nie było wielkiej afery, która by ją zmiotła. Nawet w ubiegłym roku, po wielkiej aferze reprywatyzacyjnej, Rafał Trzaskowski z PO wygrał wybory na prezydenta Warszawy w pierwszej turze. Przyznam, że po tym wszystkim zacząłem wątpić w zdrowy rozsądek warszawiaków. Za to, co się działo z reprywatyzacją, warszawiacy powinni byli zmienić partię rządzącą choć na jedną kadencję, po to żeby politycy wiedzieli, iż pewnych rzeczy nie wolno robić. Warszawiacy udowodnili, że są bezkształtną masą, którą zręczni PR-owcy PO mogą lepić, jak chcą.
Uważam, że Patryk Jaki byłby lepszym prezydentem Warszawy, niż będzie Rafał Trzaskowski. Mimo że jest o dekadę młodszy od Rafała Trzaskowskiego, to ma o wiele większe dokonania na koncie.
Tak pan mówi, bo postawił pan na Jakiego w ubiegłorocznych wyborach. Musi go pan wychwalać.
Niektórzy ludzie uważają, że postanowiłem go poprzeć z powodów koniunkturalnych – bo PiS rządzi Polską. Nieraz udowodniłem, że potrafię iść pod prąd. W zasadzie cała moja kariera polityczna jest wbrew trendom i schematom. Z PiS mieliśmy świetną współpracę na Ursynowie, poznałem przyzwoitych ludzi z tej partii, to dlaczego miałem nie poprzeć Patryka Jakiego?
Niektórzy politycy, również z PiS, mówili, że był pan dla niego obciążeniem, a nie wartością dodaną, z powodu pana wypowiedzi. Straszenie wyborców PO, że Warszawa nie dostanie pieniędzy w razie wygranej Trzaskowskiego nie było chyba zbyt mądre?
A skłócony z rządem prezydent dostanie? I to przecież prezes PiS Jarosław Kaczyński i premier Mateusz Morawiecki mówili podczas konwencji PiS, że samorządom, w których wygra opozycja, będzie trudniej porozumieć się z rządem. Ja to tylko powtórzyłem.
Może oni mówili to oględniej? Rząd nerwowo dementował pana wypowiedzi.
Niektórzy politycy byli niekonsekwentni. Poza tym gdyby Patryk Jaki wygrał te wybory, to wtedy Guział byłby współautorem tego sukcesu, ale że przegrał, to wszyscy huzia na Guziała. Patryk Jaki zrobił trzeci wynik w Polsce spośród wszystkich kandydatów PiS startujących w największych miastach. Moim zdaniem na tym tle to był sukces i uważam, że mam w tym swój udział.
rozmawiała Eliza Olczyk (dziennikarka tygodnika „Wprost")
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95