Lew Trocki - bolszewicki Darth Vader

Gdyby nie Lew Trocki, bolszewicy mogliby nigdy nie dojść do władzy. Ale zanim stał się piewcą terroru i rozlewu krwi, przeszedł przemianę podobną do tej Anakina Skywalkera. Z poszukującego kompromisu socjaldemokraty stał się autokratycznym despotą.

Aktualizacja: 08.12.2019 06:37 Publikacja: 06.12.2019 18:00

Lew Trocki, obyty na Zachodzie intelektualista, niechętny przemocy, niespodziewanie przeistoczył się

Lew Trocki, obyty na Zachodzie intelektualista, niechętny przemocy, niespodziewanie przeistoczył się w bezwzględnego komunistę, który złożył „hołd lenny” Leninowi

Foto: mccool/Alamy/be&w

Lew Trocki był bohaterem bolszewickiego zamachu stanu z 1917 r. i twórcą Armii Czerwonej, bez której rosyjscy komuniści nie utrzymaliby się u władzy. Utalentowany pisarz polityczny i postać, która będzie na sztandarach paryskiego maja '68, długo opisywana przez zachodnich lewicowych intelektualistów jako „dobry komunista". To także przykład jednego z najbardziej spektakularnych upadków politycznych w historii XX wieku.

Trocki przeszedł drogę od zera do bohatera, by ponownie wylądować na politycznym dnie. Szczyt jego kariery to lata 1917–1924, gdy stał się numerem dwa w partii bolszewickiej i prawą ręką Włodzimierza Lenina. Po śmierci wodza bolszewików (styczeń 1924 r.) dość szybko jednak stracił praktycznie cały swój kapitał polityczny. Gdy Józef Stalin pełniący funkcję sekretarza generalnego partii sukcesywnie przejmował schedę po Leninie, Trocki z wpływowego i podziwianego przez masy polityka stał się wrogiem, zdrajcą i wichrzycielem, co ostatecznie doprowadziło do wydalenia go z ZSRR w 1929 r. Ścigany i tropiony przez stalinowskich agentów NKWD i GPU został zamordowany w willi Coyoacán w Meksyku w 1940 r.

Kim tak naprawdę był Lew Trocki? 7 listopada minęła 140. rocznica urodzin tego nietuzinkowego polityka. Postaci, która była równie groźna, co słaba; diaboliczna i bezwzględna, a zarazem naiwna i sentymentalna. Nad barwnym życiorysem Trockiego warto się pochylić, jest on bowiem przestrogą, a także dobitnym przykładem, do czego może prowadzić niezmącona wiara w rewolucyjny marksizm. Jego biografia to również historia zwycięstwa bolszewickiego zła w imię szczytnej walki o lepszą przyszłość ludzkości.

Młody socjalista

Lew Dawidowicz Bronstein urodził się w 1879 r. na Ukrainie, w rodzinie zrusyfikowanego żydowskiego chłopa jako piąte z ośmiorga dzieci (czworo zmarło już w wieku dziecięcym). W jego domu rodzinnym używano typowej dla tamtych terenów mieszanki języka rosyjskiego i ukraińskiego (tzw. surżyk). Rodzice byli zlaicyzowanymi Żydami i nie mówili w jidysz. Już w szkole w Odessie wyróżniał się błyskotliwą inteligencją oraz talentami literackimi. Podobnie jak wielu rosyjskich rewolucjonistów został wciągnięty w działalność podziemną jeszcze jako student i przed ukończeniem 20. roku życia trafił na zesłanie.

Pseudonim „Trocki" przybrał, uciekając ze sfałszowanym paszportem (faktycznie nazwisko to nosił strażnik więzienny z Odessy). Za granicą przyłączył się do skupionej wokół Lenina grupy „Iskry", następnie popadł w konflikt z późniejszym wodzem bolszewików. Spór miał miejsce podczas II kongresu Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji. Początkowo w drobnych kwestiach Trocki wspierał Lenina. Nieoczekiwanie jednak w czasie debaty nad regulaminem partyjnym i pytaniem o jego formułę przyszły twórca Armii Czerwonej poparł Julija Martowa, który wraz z innymi działaczami opowiadali się za mniej sformalizowanym statutem, a także za ideą budowy organizacji masowej w kontrze wobec leninowskiej wizji „partii zawodowych rewolucjonistów". Komentując później swój wybór, stwierdził, że pragnął przeciwstawić się tworzeniu monolitycznego tworu, który szybko mógł stracić wewnętrzną demokrację. Zresztą trzeba to podkreślić, a była to pierwsza osobliwość życiorysu Trockiego, że ten późniejszy „bolszewicki jastrząb" w latach 1903–1917 był klasycznym socjaldemokratą i zdecydowanie bliżej było mu do frakcji mienszewików, umiarkowanych i skłonnych do dialogu.

W 1904 r. Trocki napisał „Nasze polityczne zadania", książkę, którą zadedykował jednemu ze swoich ówczesnych przyjaciół, mienszewikowi Pawłowi Akselrodowi. Na jej kartach porównywał Lenina do Robespierre'a, nazywając go krytycznie „Maksymilianem Leninem". Wypowiedział też prorocze słowa, iż leninowskie metody mogą doprowadzić „do tego, że organizacja partyjna »substytując«, zastąpi partię, Komitet Centralny zastąpi organizację, aż wreszcie »dyktator« zastąpi Komitet Centralny". I tak właśnie się stało. Chichot historii polega na tym, że za kilka lat to Trocki wraz z Leninem będzie wprowadzał „dyktaturę proletariatu" i rządy jednostki.

Skywalker rewolucji

W tym miejscu dochodzimy do kolejnego paradoksu życiorysu Trockiego. Jeśli mielibyśmy się pokusić o porównanie go do jakieś znanej postaci ze współczesnej popkultury, to w 1917 r. postąpił on niczym młody Anakin Skywalker z „Gwiezdnych wojen". Zdecydował się przejść na „ciemną stronę mocy" i przemienił się w mrocznego Dartha Vadera. Przed 1917 r., trzymając się tej metafory, był wciąż rycerzem Jedi. Miał co prawda radykalne poglądy, ale nigdy nie przekroczył „demokratycznej" granicy. Sławę zdobył podczas rewolucji 1905 roku, gdy nielegalnie powrócił do Rosji, by wziąć w niej aktywny udział (w odróżnieniu od Lenina i Martowa) jako przewodniczący Petersburskiej Rady Delegatów Robotniczych. Był świetnym mówcą, a w trakcie obrad wzywał do obalenia caratu poprzez strajk generalny.

Został aresztowany w grudniu 1905 r. podczas ostatniego posiedzenia Rady. Po procesie sądowym (gdzie dał popis swych talentów krasomowczych) został skazany na dożywotnią katorgę. Szczęśliwie korzystając z pomocy fińskich nacjonalistów, ponowne udało mu się zbiec za granicę. Dzięki swej bezkompromisowości zyskał szacunek i rozpoznawalność. Był ceniony w świecie rosyjskich emigrantów, choć zarzucano mu nadmierny indywidualizm. Po okresie flirtu z mienszewikami starał się wybrać własną drogę, gotów do ideowych sporów zarówno z Leninem, jak i z Martowem.

Po wybuchu I wojny światowej Trocki wędrował po kolejnych metropoliach i państwach Zachodu. Z Paryża przeniósł się do Zurychu, następnie pod naciskiem władz francuskich, chcąc uniknąć deportacji do Rosji, trafił do Hiszpanii, stamtąd popłynął statkiem do Nowego Jorku. Spotkał tam innych rosyjskich rewolucjonistów na czele z bolszewikiem Nikołajem Bucharinem, z którym nawiązał publicystyczną współpracę. Gdy jednak tylko nadeszły wieści, że wszechpotężne imperium Romanowów rozleciało się jak domek z kart i w Rosji zaczęła się rewolucja lutowa, Trocki postanowił jak najszybciej wrócić do kraju. Nie było to łatwe, uważany był za wywrotowca i pacyfistę (taką działalność prowadził w USA), dzięki czemu na miesiąc trafił do obozu dla jeńców wojennych w Amherst w Kanadzie. Ostatecznie jednak udało mu się w maju 1917 r. dotrzeć do Piotrogrodu.

Przejście na ciemną stronę mocy

Tu następuje kolejne zaskoczenie w biografii Trockiego. Wprawdzie przebywając w stolicy Rosji, zgodnie z wcześniejszą „osobną" postawą, wstąpił do tzw. frakcji międzydzielnicowców (odrębnej grupy od bolszewików i od mienszewików), ale dość szybko zdecydował się na radykalny zwrot polityczny. Ta zmiana zaważyła na jego całej późniejszej drodze życiowej. Otóż po tak zwanych dniach lipcowych z 23 lipca 1917 r., czyli de facto pierwszej próbie siłowego przejęcia władzy przez Lenina, Trocki wsparł bolszewików i wraz z nimi (Włodzimierz Ilicz uciekł do Finlandii) trafił do więzienia z zarzutami o szpiegostwo na rzecz Niemiec. Więzienie opuścił 4 września i od razu wszedł w skład bolszewickiego Komitetu Centralnego.

Trocki dowiódł swej przydatności i oddania, wykazując ogromy talent jako organizator i praktyczny wykonawca zamachu stanu znanego w historii jako „rewolucja październikowa". To Trocki stworzył z Komitetu Wojskowo-Rewolucyjnego piotrogrodzkiej Rady Delegatów Robotniczych i Żołnierskich ośrodek, który odegrał wiodącą rolę w przygotowaniach bolszewików do powstania. Dzięki niemu przewrotu dokonano w czasie krótszym niż 48 godzin i z nikłym rozlewem krwi. W akcji tej bolszewicy mogli liczyć na robotniczą Gwardię Czerwoną (ok. 20 tys. członków) oraz marynarzy z garnizonu w Kronsztadzie i z Floty Bałtyckiej. Garnizon był niepewny i to właśnie Trocki żarliwym apelem przeciągnął go na stronę bolszewików, niwecząc nadzieje Aleksandra Kiereńskiego i Rządu Tymczasowego na zdławienie zamachu. Lenin nie brał prawie wcale udziału w realizacji przewrotu. Dopiero w jego trakcie opuścił kryjówkę i dostał się w przebraniu do Instytutu Smolnego, gdzie mieścił się sztab Trockiego.

Lew Dawidowicz triumfował, odnosząc pierwszy ogromny sukces jako bolszewik. Bezpośrednio po zwycięskim przejęciu władzy przekroczył też kolejny polityczny rubikon. Ta symboliczna, wręcz szekspirowska scena działa się podczas obrad II Zjazdu Rad (po obaleniu caratu w 1917 r. drugiego obok Rządu Tymczasowego najważniejszego organu władzy przedstawicielskiej). Trocki określił go jako „najbardziej demokratyczny ze wszystkich parlamentów w dziejach świata". W praktyce była to reprezentacja opanowanych przez bolszewików rad miejskich i wojskowych.

W trakcie pierwszego posiedzenia Trocki przybył na salę obrad, by zmierzyć się ze swym dawnym mentorem Julijem Martowem. Lider mienszewików desperacko apelował do poczucia jedności socjalistów i ducha kompromisu. Chciał stworzyć jak najszerszą koalicję socjaldemokratyczną, odrzucając przemoc i dyktat. Odpowiedź Trockiego była znamienna. Wtedy to narodził się bolszewicki Darth Vader. „To, co się teraz odbywa" – mówił – „to powstanie, a nie spisek. Powstanie mas ludowych nie wymaga usprawiedliwień. Hartowaliśmy rewolucyjną energię petersburskich robotników i żołnierzy. Otwarcie wykuwaliśmy wolę mas w kierunku powstania, a nie spisku. Nasze powstanie zwyciężyło. I teraz proponują nam: wyrzeknijcie się waszego zwycięstwa, zgódźcie się na porozumienie. Z kim? Pytam. Z kim mamy zawrzeć porozumienie? Z tymi nędznymi grupkami? [...] Nie, tu o porozumieniu nie może być mowy! [...] jesteście nędznymi jednostkami, jesteście bankrutami, odegraliście swoją rolę, wynoście się tam, gdzie jest odtąd wasze miejsce: na śmietnik historii!".

Tak oto Trocki znalazł się w sytuacji „drugiego po Leninie", arcybolszewika neofity i stał się bardzo groźną postacią. Oczekiwano od niego, by był twardy, bezlitosny, zdecydowany i szybko właśnie taki się stał. Tracił swoją uprzednią awersję do rozlewu krwi. Nie chciał być „Hamletem", za którego uważał Martowa, ale i siebie samego we wcześniejszych, emigracyjnych momentach politycznej kariery. Dopełnieniem aktu przejścia Trockiego na „ciemną stronę mocy" był jego kluczowy udział w wojnie domowej jako twórcy i bezwzględnego przywódcy Armii Czerwonej.

Był jeszcze jeden znaczący moment na tej drodze. W czerwcu 1920 r. Trocki napisał broszurę „Terroryzm i komunizm", która urosła do miana swoistego „bolszewickiego wyznania wiary". Książka formalnie była odpowiedzią na pracę pod tym samym tytułem „papieża" niemieckiej socjaldemokracji Karola Kautsky'ego, a w rzeczywistości był to manifest trockistowskiego totalitaryzmu. Wprost negował w niej demokrację, akceptując tylko i wyłącznie „dyktaturę proletariatu". „Rewolucja »logicznie« nie wymaga terroryzmu" – pisał Trocki – „jak »logicznie« nie wymaga też zbrojnego powstania. Jakże powszechny to banał! Za to rewolucja wymaga od rewolucyjnej klasy, by osiągnęła ona swój cel wszelkimi środkami, jakie ma do dyspozycji: jeśli trzeba – poprzez powstanie zbrojne, jeśli trzeba – poprzez terroryzm. Rewolucyjna klasa, która z bronią w ręku zdobyła władzę, zobowiązana jest i będzie z bronią w ręku tłumić wszystkie próby wyrwania jej sobie z rąk". Gdy czyta się „Terroryzm i komunizm", szokuje fakt, że mógł to napisać ten sam człowiek, który kilkanaście lat wcześniej był subtelnym socjaldemokratą przestrzegającym towarzyszy partyjnych przed groźbą dyktatury i który wieszczył zagrożenie przed rosyjską wersją jakobinizmu.

Potwór, którego stworzył

Pytanie, jak to się stało, że Trocki, obyty na Zachodzie intelektualista, niechętny przemocy, przeistoczył się w bezwzględnego komunistę, który złożył zarazem „hołd lenny" Leninowi, musiało zastanawiać. Paradoksalnie porzucił on wtedy definitywnie swą „romantyczną" naturę na rzecz skrajnego „realizmu". W 1917 r. Trocki doszedł do wniosku, że przemoc jest jedynym efektywnym sposobem przejęcia władzy w Rosji. Wcześniejsze próby, rewolucja 1905 roku, rewolucja lutowa, wreszcie „dni lipcowe" – nie powiodły się. Wtedy to odkrył, że nie może być marzycielem, gdyż władza nigdy nie trafi w jego ręce. Przemianami będą kierować burżuazyjni demokraci, a socjaliści pozostaną jedynie „pożytecznymi idiotami", którzy po wykonaniu „czarnej roboty" zostaną odesłani z kwitkiem, a kapitalizm wciąż będzie trwać.

Rzecz jasna na Trockiego wpłynęła też charyzmatyczna osobowość Lenina, choć nigdy nie był pod absolutnym jego wpływem. Docenił natomiast jego sprawność i bezwzględność w dążeniu do przewrotu. „Większości nie oblicza się, lecz zdobywa" – twierdził za Leninem. Z wodzem bolszewików połączyła go też idea „użycia" Rosji jako detonatora. Być może to jest podstawowy klucz do zrozumienia jego radykalnego zwrotu ku bolszewizmowi. Nie obchodziło go, że Rosja to jedno z najbardziej zacofanych państw kapitalistycznych. Ważniejsze było to, że mogła stać się pochodnią, od której zacznie się europejska, a potem światowa rewolucja.

Trocki myślał o tym długo przed 1917 r., projektując podstawy swojej teorii rewolucji permanentnej. Otwarcie twierdził, że rewolucja w samej Rosji to nic. „Jeżeli tak miałoby się to skończyć, to jesteśmy rewolucjonistami, którzy przyszli za wcześnie"– mówił. Ale by ułatwić rewolucję w krajach Zachodu, gdzie proletariat był wykształcony, a technika produkcji lepsza, trzeba od czegoś zacząć. I to myślenie bliskie było poglądowi Lenina, który uważał, że należy przerwać łańcuch kapitalizmu tam, gdzie było jego „najsłabsze ogniwo".

Znana sentencja, że rewolucja zjada własne dzieci, także w przypadku Trockiego okazała się trafna. Leninowski nihilizm i brutalna, uświęcająca wszystko skuteczność zdeprawowały umysł Lwa Dawidowicza. W jakimś sensie też go zabiły. ZSRR – państwo potwór, które stworzył, obronił i utrwalił, następnie w postaci stalinowskiej dyktatury doprowadziło do jego usunięcia ze szczytów władzy, później wyrzucenia, a ostatecznie zamordowania.

Porównania do „Gwiezdnych wojen" i figury Dartha Vadera w tym miejscu muszą się skończyć. Trocki, znając zbrodnie Stalina, nigdy nie dokonał rachunku sumienia, jak również nawet przez moment nie zwątpił w sens istnienia ZSRR. Na zawsze pozostał po bolszewickiej „ciemnej stronie mocy". A zresztą, jak ironicznie śpiewał Jacek Kaczmarski, „niechby się inaczej zgięła historii sprężyna, a rehabilitowalibyśmy dziś... Stalina". Rzeczywistość jak zwykle okazała się mroczniejsza niż popkulturowa fikcja.

Lew Trocki był bohaterem bolszewickiego zamachu stanu z 1917 r. i twórcą Armii Czerwonej, bez której rosyjscy komuniści nie utrzymaliby się u władzy. Utalentowany pisarz polityczny i postać, która będzie na sztandarach paryskiego maja '68, długo opisywana przez zachodnich lewicowych intelektualistów jako „dobry komunista". To także przykład jednego z najbardziej spektakularnych upadków politycznych w historii XX wieku.

Trocki przeszedł drogę od zera do bohatera, by ponownie wylądować na politycznym dnie. Szczyt jego kariery to lata 1917–1924, gdy stał się numerem dwa w partii bolszewickiej i prawą ręką Włodzimierza Lenina. Po śmierci wodza bolszewików (styczeń 1924 r.) dość szybko jednak stracił praktycznie cały swój kapitał polityczny. Gdy Józef Stalin pełniący funkcję sekretarza generalnego partii sukcesywnie przejmował schedę po Leninie, Trocki z wpływowego i podziwianego przez masy polityka stał się wrogiem, zdrajcą i wichrzycielem, co ostatecznie doprowadziło do wydalenia go z ZSRR w 1929 r. Ścigany i tropiony przez stalinowskich agentów NKWD i GPU został zamordowany w willi Coyoacán w Meksyku w 1940 r.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi