Mińsk, Witebsk, Mohylew, Homel, Grodno, Brześć, Baranowicze, Wołkowysk, Żłobin, Orsza, Mołodeczno, Mozyrz, Lida, Nowopołock, Głębokie, Słonim, Bobrujsk, Borysow. Prościej byłoby wymienić białoruskie miasta, których nie odwiedziła w ostatnich tygodniach Swiatłana Cichanouska, najważniejsza rywalka Aleksandra Łukaszenki, prezydenta rządzącego od ćwierćwiecza.
Gdy po raz pierwszy pojawiła się publicznie, sprawiała wrażenie niepewnej siebie. W niezależnych mediach debiutowała w maju jako zapłakana i zarazem zdesperowana żona aresztowanego męża, matka dwójki dzieci; nie umiała rozmawiać z dziennikarzami, a już tym bardziej występować publicznie. Każdy jej współczuł, ale zapewne nikt, nawet w środowiskach demokratycznych, nie traktował na poważnie jej kandydatury, zgłoszonej po zatrzymaniu męża. Sterowana przez prezydenta Centralna Komisja Wyborcza (CKW) nawet nie zwróciła uwagi na jej błędnie wypełnioną deklarację podatkową, wręcz przeciwnie – urzędnicy stwierdzili, że nic się nie stało i nawet pomogli poprawić błędy na miejscu. – Chcieli mnie wyśmiać, a przy okazji upozorować demokratyczne wybory – mówiła ostatnio w rozmowie z „Rzeczpospolitą".
Władze w Mińsku nie przypuszczały, że uda się jej to, czego przez ponad ćwierćwiecze nie potrafili dokonać weterani opozycji demokratycznej. Przeszli przez represje i więzienia, uciekali za granicę, a nawet tracili życie, ale Białorusinów nie obudzili. A Cichanouska w ciągu kilku tygodni na swoich wiecach zgromadziła setki tysięcy ludzi. Gdy przyjechała na wiec w Grodnie, tłum utworzył szpaler i skandował: „Swieta, Swieta". Jak nikt dotąd pozwoliła wielu Białorusinom uwierzyć, że państwo Aleksandra Łukaszenki przestanie istnieć. Że mogą to osiągnąć przy urnach w niedzielę 9 sierpnia. Nie mówi jednak, w jakim państwie obudzą się w poniedziałek.
Państwo do życia
Gdy Łukaszenko zaczął rządzić na Białorusi, Cichanouska miała zaledwie 11 lat. Z wykształcenia jest anglistką, ukończyła filologię angielską na Mozyrskim Uniwersytecie Pedagogicznym im. Szamiakina. Jak sama opowiadała w mediach, pracowała jako sekretarka, była też tłumaczką z języka angielskiego, pracowała m.in. dla zagranicznych organizacji charytatywnych pomagających ofiarom katastrofy w Czarnobylu. A tę najbardziej na Białorusi odczuł właśnie obwód homelski. Na tym biografia liderki przeciwników białoruskiego reżimu się urywa. – Kocham swojego męża i będę go broniła, nie chcę władzy, bo nie jestem politykiem. Chcę doprowadzić jedynie do wolnych i demokratycznych wyborów, by każdy głos się liczył – mówiła.
To jej mąż Siarhej Cichanouski miał startować na prezydenta. Wiosną ubiegłego roku założył na YouTubie kanał „Strana dla żyzni" (Państwo do życia). Jeździł po miastach, udał się też na prowincję i nagrywał historie jej mieszkańców – m.in. pracowników dawnych kołchozów, dzisiaj zaniedbanych i często upadających gospodarstw rolnych Łukaszenki, którzy zarabiają miesięcznie równowartość 100–150 dolarów i zdarza się, że na te pieniądze muszą czekać po kilka miesięcy. Nie brakowało też opowieści przedsiębiorców i drobnych inwestorów, którzy zderzyli się z machiną biurokratyczną, tracąc wszystko i pozostając z długami. Niektórzy ze łzami w oczach mówili Cichanouskiemu, że jego kanał na YouTubie jest dla nich ostatnią deską ratunku i apelowali o wyrozumiałość do urzędników i polityków. Dla tych ostatnich bloger nie miał litości. Na jednym z filmików udawał, że przeprowadza wywiad w chlewie. Młodsze, wystraszone świnie porównywał do urzędników niższego szczebla, a te większe, starsze i odważniejsze, do członków rządu związanych z prezydentem.