Bo ludzie potrzebują pięknych historii, które też tam są. Pytanie, dlaczego z nikt Koalicji Obywatelskiej nie wziął na sztandary Armii Krajowej.
Były takie próby. Tylko zabrakło konsekwencji. O ironio, w tym wypadku nie trzeba by było tak wielu nadinterpretacji i nadużywania historii.
Prosty sposób na zdobycie argumentów zarazem godnościowych i historycznych. W zasadzie one leżą na tacy. Wszedłem dziś na stronę Instytutu Obywatelskiego, czyli think tanku PO. Chciałem się dowiedzieć, jak wygląda praca intelektualna tej formacji, i okazało się, że strona jest „archiwalna". Ostatni tekst powstał na początku 2019 roku.
Dochodzimy do słowa, którego liberałowie nienawidzą, bo uważają za przedsionek totalitaryzmu. Tym słowem jest „ideologia". Liberalizm, paradoksalnie, w zasadzie nadający sam sobie status metaideologii, kładzie nacisk na procedury formalne. Jeśli sędziowie zostali powołani zgodnie z procedurą, to znaczy, że sądownictwo działa dobrze. W każdej instytucji tak to działa. Nawet jeśli w tle występowałby w niej np. mobbing.
Jak jest mobbing, to trzeba stworzyć takie procedury, które go wykryją i ukarzą winnych.
Wszystkiego nie da się załatwić formalnymi procedurami. Florian Znaniecki pisał a propos badań naukowych o współczynniku humanistycznym obligującym na przykład, by uwzględnić to, jak rzeczywistość postrzega uczestnik, a nie tylko obserwator. Czy na reprywatyzację i jej ofiary należy patrzeć wyłącznie przez pryzmat formalnych procedur? Żadna konstytucja nie ukształtuje do końca rzeczywistości.
Możemy tę rzeczywistość zamknąć w takich ramach, że w końcu nie będzie miała innego wyjścia i będzie działać dobrze.
To jest jak w USA. Co z tego, że istnieje formalna równość wszystkich obywateli i zinstytucjonalizowana poprawność polityczna, skoro tradycyjne dystanse, realna nierówność i niesprawiedliwość między różnymi grupami etnicznymi wciąż istnieją, co ostatnio znów nam przypomniano.
Wracając do Polski...
To może tak to wytłumaczę. Kongres Liberalno-Demokratyczny miał kiedyś taki wyborczy klip. Dwóch młodych ludzi w garniturach, zapewne biznesmenów, podchodziło do banneru z hasłem „Pracując dla kraju, pracujesz dla siebie" i zmieniali kolejność słów. Wychodziło: „Pracując dla siebie, pracujesz dla kraju". To w symboliczny sposób pokazuje problem, jaki liberalizm ma ze wspólnotowością. Skutkiem 30 lat funkcjonowania w skrajnym indywidualizmie i darwinizmie społecznym w Polsce obywatele rozumieją tylko jeden język – pieniądza, to, że dostaną fizycznie pieniądz do ręki. Polityk, który proponowałby np. darmowe świadczenia zamiast pieniędzy do ręki, nie mógłby liczyć na zrozumienie. Ideologia liberalna święciła w Polsce triumfy, ale zarazem doprowadziła do hermetyzacji własnego zaplecza społecznego. Jedyna grupa społeczna, która nabyła dziś świadomość klasową, to polska klasa średnia. Ona zna swoje interesy ekonomiczne, akceptuje podobne wzorce prestiżu i kształtuje to w kontrze do innych. To tworzy społeczne podstawy dla obozu liberalnego, a jednocześnie jest kamieniem, który uniemożliwia wypłynięcie na szerokie społeczne wody.
PiS ma szansę walczyć o taki elektorat?
On w ogóle nie wywodzi się z tych kręgów. Proszę zwrócić uwagę, że najbardziej nietrafioną akcją polityczną przeciw liderowi PiS była ta z dwiema wieżami. Nikt nie był w stanie uwierzyć, że prezes Kaczyński jest kimś, kto mógłby zostać rekinem komercyjnego rynku nieruchomości. Zasadnicza słabość polityczna opozycji wynikała m.in. z błędnej diagnozy możliwości natychmiastowego odsunięcia PiS od władzy. Opozycja od początku powinna działać, układając strategię pod to, że ta partia będzie rządziła dwie kadencje. Że tak będzie, stało się dla mnie oczywiste w momencie, gdy za czasów PO–PSL podniesiono wiek emerytalny.
To sprawia, że zaczynamy myśleć o polityce w następujący sposób: nikt nigdy nie powinien podwyższać wieku emerytalnego ani w ogóle przeprowadzać odważnych reform, bo może to zakończyć życie jego formacji. Pierwszy przekonał się o tym zresztą Jerzy Buzek.
Reformami rządu AWS–UW w olbrzymim stopniu były zainteresowane różne grupy lobbystyczne.
Może w emerytalną, ale chyba nie samorządową.
Przecież to było stworzenie największej biurokracji w dziejach Polski.
System z 49 województwami nie był wydolny. Trzeba go było zmienić, zanim pojawiły się środki unijne.
Wystarczyło zobligować województwa do tworzenia wspólnych większych jednostek obejmujących po kilka województw, nie likwidując 49.
Wracając do reformowania państwa – to nikomu już nie będzie się nigdy opłacać.
To jest moment, gdy historia zastępuje przyszłość w sporach o politykę. Konstruujemy wizję przeszłości, zamiast spierać się o koncepcję przyszłości. Stąd fenomen rewitalizacji pojęcia polityki historycznej wprowadzonego do szerszego obiegu na początku lat 70. XX w., umasowionego w końcu kolejnej dekady. W społeczeństwie konsumpcyjnym jedyną przyszłością jest indywidualna perspektywa spłaty raty kredytu mieszkaniowego. Nie ma przyszłości zbiorowej, bo co może łączyć konsumentów w sklepie? Przebywamy w nim krótko i w jednym celu. Skądinąd PiS jako pierwszy to zrozumiał i ułatwił wszystkim konsumpcję. Poprzednicy ułatwiali ją tylko tym, którzy już na wstępie mieli przewagę, bo np. weszli pierwsi bądź mieli więcej pieniędzy.
Co prowadzi nas do pytania: po co nam dziś w ogóle lewica?
Podział na socjalny konserwatyzm i integralny liberalizm jest dla lewicy zabójczy. A to jest dziś podstawowa oś. Ten problem pojawił się też w świecie zachodnim, tylko tam katalizatorem była kwestia migrantów. To połączyło się z problemami, które narastały od lat 70. Lewicowość to był z jednej strony indywidualizm: wszystkie atrybuty walki o prawa człowieka, a z drugiej strony równość ekonomiczna. Jedyną specyficzną dla lewicy rzeczą było to drugie. To pierwsze było też przecież w agendzie zreformowanego XX-wiecznego liberalizmu. Nauka społeczna Kościoła krytykowała kapitalizm równie żarliwie jak marksiści, ale nigdy nie stawiała hasła równości ekonomicznej czy uspołecznienia środków produkcji.
I to wszystko doprowadziło do sytuacji, w której...
...lewica została rozjechana przez globalizację. Idee emancypacji kulturowej kazały przychylnym okiem patrzeć na to zjawisko. W końcu ludzie z różnych państw, narodów czy ras mogą się ze sobą kontaktować. Wszystkie jednak sukcesy lewicy były związane zawsze z ograniczaniem kapitalizmu przez instytucje publiczne, głównie państwowe. Strategia: „globalizacja tak, wypaczenia nie", okazała się samobójstwem. Nikt w Polsce nie zdaje sobie sprawy z tego, że pierwszymi przeciwnikami integracji europejskiej byli w wielu krajach socjaldemokraci obawiający się np. deregulacji rynku pracy.
U nas tak się wesoło złożyło, że socjaldemokratyczni postkomuniści wprowadzali nas do Unii Europejskiej.
Nie można wiecznie siedzieć okrakiem na barykadzie. Na Zachodzie socjaldemokracja powoli przestaje być zdolna, ze względu na poglądy wielu wyborców, do obrony neoliberalnego modelu nieograniczonej migracji i napływu nowych osób na rynki pracy. Nie dlatego, że ci ludzie są np. Arabami czy wierzą w Allaha, lecz ze względów ekonomicznych. Socjaldemokratyczna premier Danii Mette Frederiksen doszła do władzy z hasłami zaostrzenia polityki migracyjnej i odebrała wielu robotniczych wyborców populistom. W jej rządzie ministrem do spraw emigracji jest socjaldemokrata i związkowiec Mattias Tesfaye, którego ojciec pochodził z Etiopii. Gdy jeden z dziennikarzy zapytał go, czy nie jest mu wstyd firmować taką politykę, odpowiedział: pamiętam, że jestem Etiopczykiem, ale pamiętam też, że jestem murarzem. Jego książka z 2017 roku „Welcome Mustafa – socjaldemokratyczna polityka imigracyjna w ostatnich 50 latach" na razie nie została przetłumaczona na angielski, co jest samo w sobie bardzo znamienne.
Czyli taka powinna być dziś lewica – antyemigrancka?
Nie jest łatwo w dobie kapitalizmu reprezentować sprzeczne interesy. Nie można być z dogorywającą klasą robotniczą, słabo opłacanymi młodymi pracownikami usług i równolegle z wielkomiejską klasą średnią, która jest zafiksowana na punkcie ekologii i postulatów LGBT. Nie da rady być dłużej taką konfederacją.
A jaką ma być?
W wymiarze myśli politycznej to jest spór: ekonomia czy kultura. Po kryzysie marksizmu i państwa opiekuńczego ich liczni nowolewicowi krytycy, niczym prawdziwi konserwatyści, uwierzyli, że źródłem problemów jest kultura. Skoro wszyscy mogą już konsumować, to myślano, że podziały będą wyznaczane przez tożsamość. Lewica, która całe swoje życie zwalczała tożsamościowość w imię tego, by ludzie byli równi, zajęła się tożsamością. Całkowita zmiana paradygmatu: wszyscy równi, ale każdy inny. We współczesnych polskich realiach kolejne próby stworzenia lewicy kulturowej, która zaatakuje Platformę jako za mało emancypacyjną, kończyły się dla lewicy katastrofą i próbami przypominania sobie o coraz mniej licznych pułkownikach Ludowego Wojska Polskiego.
Subtelnie ujmując temat: ich może za chwilę nie być wystarczająco wielu, by przekroczyć próg wyborczy.
O wielkiej lewicy nie ma co myśleć. W naszej części Europy lewica sentymentalna względem przeszłości dzięki sprawnym kampaniom może uzupełniać tradycyjny topniejący elektorat nowymi zwolennikami albo może być populistyczna.
Czy Adrian Zandberg nie próbował zrobić czegoś takiego?
Cóż to za populista, który w większości kwestii ma poglądy nieodległe od establishmentu, np. na politykę zagraniczną? Program Razem to program umiarkowanej partii socjaldemokratycznej. Przykładem populistycznego stylu było np. proponowanie niegdyś przez SLD powrotu do 49 województw albo urządzanie roku Gierka. Można się z tym zgadzać lub nie, ale przynajmniej lewica próbowała narzucić treść debaty.
Ostatni raz.
Zmuszała innych do wypowiedzenia się w tej kwestii. Pokolenie lewicowych elit z czasów Aleksandra Kwaśniewskiego i Leszka Millera miało kompleks post-KOR-owskich środowisk opozycyjnych i oczekiwało od nich legitymizacji. Gdy osiągnięto cel w postaci budowy wspólnej umiarkowanej formacji o charakterze proeuropejskim, wszyscy uczestnicy politycznie już utracili znaczenie. Wielu działaczy lewicy młodszych generacji zdaje się patrzeć w podobnych kategoriach na pokolenie swoich rówieśników, którzy głosują na Platformę. Tymczasem oceny PRL-u są najlepsze wśród tych, którzy są po pięćdziesiątce.
Czyli tych, którzy najczęściej głosują na PiS?
Sentyment za PRL-em jest największy na wsi czy w średnich miastach, a w tym czasie lewica martwi się o paradę równości, w której uczestniczą reprezentacje licznych wielkich koncernów – w tym takich, które wyzyskują pracowników i transferują zyski. Pytanie, czy miejsce lewicy jest wśród emerytów w Częstochowie, czy na paradach ze zneurotyzowaną awangardą klasy średniej.
Która zawsze będzie bardziej pragmatyczna niż lewicowa.
I od słabej lewicy będzie wolała silną Platformę z modnym Trzaskowskim, który świetnie zna języki.
—rozmawiał Piotr Witwicki, dziennikarz Polsatnews.pl
Dr hab. Rafał Chwedoruk jest politologiem, profesorem UW, autorem książki „Syndykalizm rewolucyjny – antyliberalna rewolta XX wieku"