Andrej Chadanowicz: Łańcuch pokuty

Tych (a szczególnie naszych zagranicznych przyjaciół, solidaryzujących się z protestującymi), którzy z boku obserwują tegoroczne wydarzenia na Białorusi, uderza pewien kontrast. Setki tysięcy wewnętrznie wolnych obywateli, którzy wychodzą na pokojowe manifestacje, ubrani w większości na biało i ludzie w czarnych mundurach, którzy starają się te protesty stłumić. To obraz przypominający czarne i białe figury na szachownicy albo bajkę dla dzieci, gdzie w walce starły się siły dobra i zła. Należy jednak podkreślić, że to straszna bajka.

Aktualizacja: 18.09.2020 13:19 Publikacja: 18.09.2020 13:12

Andrej Chadanowicz: Łańcuch pokuty

Foto: AFP

Białoruś 21.08.2020

Odcienie i niuanse, które znaczą świat dorosłych, prawie zniknęły. Po tej jasnej stronie jest co najmniej pół miliona Białorusinów, którzy wyszli i nadal wychodzą na ulice stolicy (i prawie wszystkich pozostałych miast), oburzeni największym fałszerstwem wyborów prezydenckich w historii kraju. Nie boją się gróźb, odpierają przemoc. Prawdziwi „wojownicy światła”, jak śpiewa Siergiej Michałok . Jednak dziś chcę przyjrzeć się tym stojącym po drugiej stronie.

Tym, którzy w 2020 roku nie tylko biją cywilów pałkami i wpychają ich do policyjnych furgonetek (na to protestujący byli mentalnie przygotowani), ale także strzelają do nich gumowymi pociskami. Strzelają, by zabić (lekarze zdiagnozowali setki ran postrzałowych). Tym, którzy używają granatów hukowych, armatek wodnych i gazu łzawiącego. Tym, którzy wloką ludzi do autobusów (a czasem, jak na ironię, do karetek) i całą drogę, aż do miejsca tymczasowego zatrzymania, dotkliwie biją i zastraszają swoje ofiary. A potem kontynuują tortury w miejscach zatrzymań, dopuszczając się wręcz niewyobrażalnych okrucieństw. Ofiary, brutalnie pobite i zgwałcone pałkami, wychodzą stamtąd w szoku, który jeszcze długo będzie im towarzyszył. (Jeśli w ogóle uda im się wyjść – niektórych uczestników protestów uważa się do tej pory za zaginionych. Pięcioro zabitych, setki rannych, tysiące zatrzymanych. Zaczęto znajdować powieszonych i nikogo nie przekonuje wersja o samobójczej śmierci).

Kim są ci bandyci, którzy wykonują bandyckie rozkazy? Czy to jeźdźcy Apokalipsy? Tolkienowskie Upiory Śmierci? Może kosmiczny Darth Vader? (Ludzie już od dawna nazywają omonowców „kosmonautami” ze względu na ich charakterystyczne mundury). Niestety to nasi współobywatele, mieszkańcy Republiki Białorusi. To pracownicy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych państwa, w którym KGB nie tylko istnieje, ale w przeciwieństwie do innych krajów postradzieckich nie zmieniło nawet nazwy. A to oznacza, że jego przedstawiciele są z siebie dumni i nie zacierają śladów. Uważają się za godnych następców Czeki, GPU i NKWD. Nic dziwnego, że w pobliżu siedziby znajduje się muzeum i atrakcja turystyczna zwana Linią Stalina, a były minister spraw wewnętrznych do niedawna lubił paradować w mundurze NKWD.

W Mińsku i innych białoruskich miastach wiele ulic nadal nosi nazwiska stalinowskich morderców. Większość obywateli po prostu nie zna tych nazwisk i nie zastanawia się nad ich znaczeniem, tak jak wczoraj nikt nie zastanawiał się nad istnieniem tysięcy policjantów i innych funkcjonariuszy bezpieczeństwa, którzy każdego dnia uczeni są, jak stosować terror przeciw własnemu narodowi. Terror, który pojawiał się już wcześniej. Który, może w mniej widocznym dla reszty kraju, ale już znacznym stopniu dokonał się podczas tłumienia pokojowych demonstracji w 2006, 2010 i 2017 roku. Sam pamiętam tylko tyle, ale są „opozycjoniści” ze stażem dłuższym niż mój.

(Nie)rozstrzelana poezja

Na Białorusi praktycznie nie nastąpiła dekomunizacja, a wiele charakterystycznych dla radzieckiej epoki procesów nadal trwa, zwłaszcza w umysłach tych, którzy dzierżą władzę. Dlatego totalitarny reżim Łukaszenki, który niegdyś wywoływał raczej pobłażliwy śmiech przez swoje podobieństwo do marazmu późnych rządów Breżniewa, dziś coraz bardziej przypomina najprawdziwszy stalinizm, a ofiary białoruskiego lata 2020 – ofiary kultu jednostki lat 30. ubiegłego wieku.

Białoruscy publicyści i poeci coraz częściej wspominają rok 1937, szczególnie noc z 29 na 30 października. Krwawą datę dla białoruskiej kultury, kiedy to w ciągu jednej doby rozstrzelano ponad stu intelektualistów, a wśród nich kilkudziesięciu znanych pisarzy. Co prawda zrehabilitowano ich w połowie lat pięćdziesiątych, jednak biografie i dzieła wydane w formie cienkich książeczek zostały tak okaleczone przez cenzurę, że pisarze nadal nie zajmują należnego im miejsca w kanonie białoruskiej literatury. Dzieci nie uczą się o nich w szkołach i właściwie w ogóle mało kto wspomina ich nazwiska. Nawet dobrze wykształceni ludzie dopiero teraz dowiadują się o ich twórczości i nie mogą uwierzyć: jak to możliwe, że tak wybitni pisarze pozostają nieznani przez dziesięciolecia?

To pytanie padało często, gdy w 2017 roku białoruscy muzycy i literaci wspólnym projektem „(Nie)rozstrzelana poezja” uczcili bolesną rocznicę nocy, podczas której zamordowano pisarzy. Wybraliśmy dwunastu autorów: dziesięciu z nich – Todar Klasztorny, Aleś Dudar, Juli Taubin, Walerij Moriakow, a także inni - pisali po białorusku, a dwóch – Mosze Kulbak i Izi Kharik – w jidysz. Znani pisarze
i literaturoznawcy wygłosili dwanaście wykładów otwartych na temat ich życia
i twórczości.

Z kolei dwunastu popularnych muzyków i zespołów muzycznych wybrało po jednym wierszu, pisząc na jego podstawie piosenkę. Koncert zwieńczający obchody rocznicy zgromadził pełną widownię (podobnie jak wykłady). Utwory te można usłyszeć już teraz, a książka z wybranymi wierszami i wykładami ukaże się wkrótce.

Pamiętasz (na podstawie wiersza Julija Taubina). Lawon Wolski

W związku z tegorocznymi protestami Białorusinów powraca kwestia gorzkich analogii między 1937 a 2020 rokiem. 21 sierpnia w Mińsku protestujący utworzyli między uroczyskiem Kuropaty, gdzie w 1937 stalinowcy grzebali swoje ofiary, a aresztem śledczym na ul. Akrescyna, gdzie dziś spadkobiercy NKWD brutalnie torturują zatrzymanych, ogromny „łańcuch pokuty”. Tysiące ludzi ustawiło się w długi na trzynaście kilometrów korowód. Dla niektórych uczestników wydarzenie to stało się prawdziwą duchową pokutą. Ktoś dobitnie uświadomił sobie potrzebę dekomunizacji. A ktoś (i to już naprawdę wiele!) był po prostu szczerze poruszony, widząc ilu z nas wychodzi na ulice, nie bojąc się terroru dyktatora ani jego popleczników.
 

Białoruś 21.08.2020

Odcienie i niuanse, które znaczą świat dorosłych, prawie zniknęły. Po tej jasnej stronie jest co najmniej pół miliona Białorusinów, którzy wyszli i nadal wychodzą na ulice stolicy (i prawie wszystkich pozostałych miast), oburzeni największym fałszerstwem wyborów prezydenckich w historii kraju. Nie boją się gróźb, odpierają przemoc. Prawdziwi „wojownicy światła”, jak śpiewa Siergiej Michałok . Jednak dziś chcę przyjrzeć się tym stojącym po drugiej stronie.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Polska przetrwała, ale co dalej?
Plus Minus
„Septologia. Tom III–IV”: Modlitwa po norwesku
Plus Minus
„Dunder albo kot z zaświatu”: Przygody czarnego kota
Plus Minus
„Alicja. Bożena. Ja”: Przykra lektura
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Plus Minus
"Żarty się skończyły”: Trauma komediantki
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje