Czytam, że ma pan chęć wrócić na scenę polityczną?
Uważam, że nadszedł moment, w którym należy podjąć męską decyzję o próbie powrotu do polityki. Nie są to tylko moje przemyślenia, ale całego środowiska, z którym od kilku lat współpracuję.
Nie było panu przyjemnie na emeryturze politycznej?
Osiem lat spędziłem poza polityką. To długo, ale ten czas pozwolił mi nabrać wobec niej zdrowego dystansu i spojrzeć z innej, w tym również gospodarczej, perspektywy. Polityka dzisiaj to niestety jałowy spór dwóch śmiertelnie wrogich obozów politycznych, spór, który nie rozwiązuje problemów społecznych ani gospodarczych, a czasami nawet je pogłębia. Doprowadza do coraz większych kryzysów, zamiast im zapobiegać. Ten dystans był mi potrzebny. Poświęciłem więcej czasu na działalność gospodarczą i głębsze poznanie problemów nurtujących polskich przedsiębiorców, których nikt dzisiaj nie reprezentuje na scenie politycznej.
Kilka partii, które miały pomagać przedsiębiorcom, już na naszej scenie było i zniknęło. Chce pan podzielić ich los?
Jedna trzecia wyborców ciągle szuka innej drogi niż wikłanie się w 20-letnią bezproduktywną wojnę wspomnianych obozów politycznych. Rywalizacja między KO i PiS przypomina wojnę plemienną. Nie liczą się koszty i ofiary, tylko kto kogo pokona. Tymczasem jest wiele obszarów, w których dla zachowania bezpieczeństwa państwa, a także dynamicznego rozwoju gospodarczego, konieczne jest wzniesienie się ponad te mordercze podziały. Dziś główne osie sporów dotyczą różnic światopoglądowych, które przez wielu Polaków nie są postrzegane jako mające bezpośredni wpływ na ich życie. Ci obywatele chcieliby, aby państwo reprezentowało ich interesy, rozwijało się, modernizowało, świadczyło coraz lepsze usługi. A rozwój gospodarczy postrzegają jako warunek podstawowy do realizacji wszystkich innych programów. Weźmy modernizację polskiej armii czy też usprawnienie służby zdrowia – wszystko jest tu zależne od tego, jakim kapitałem dysponuje państwo. Im silniejsza gospodarka, tym więcej środków do dyspozycji. Ci wyborcy chcą, aby większą uwagę rząd zwrócił na mechanizmy prorozwojowe, np. na uproszczenie podatków i minimalizowanie ograniczeń działalności gospodarczej. Osoby o takim spojrzeniu na politykę trzeba zrzeszyć w jeden organizm, mogą bowiem wpłynąć normalizująco na polską scenę polityczną.
Czytaj więcej
Nie znalazłem żadnego dokumentu programowego rządu, który by zakreślał jakieś perspektywy gospodarcze. Dlatego mam wrażenie, że założenia budżetowe nie są przemyślane - mówi Ryszard Bugaj, polityk i ekonomista.
Polityka nie była dla pana łaskawa, choć na początku robił pan karierę. W pamiętnym 2005 roku, kiedy upadł projekt wspólnych rządów PO-PiS, wszedł pan do Sejmu, a pod koniec kadencji został pan wiceministrem skarbu.
To był 2007 rok. W ostatnich miesiącach tamtej kadencji poproszono mnie o to, abym wszedł do Ministerstwa Skarbu Państwa jako sekretarz stanu. Uznano, że ze względu na moje doświadczenie, umiejętności organizacji pracy, znajomość funkcjonowania dużych zespołów ludzkich pomogę ministrowi w zarządzaniu tym obszarem.