Polska na celowniku Rosji

Rosyjskie władze patrzą na nasz kraj nie tyle przez pryzmat jego obecnej siły, ile raczej potencjału i historii. W optyce Kremla jesteśmy więc przede wszystkim wrogiem i stałym zagrożeniem.

Publikacja: 31.10.2024 14:54

Władimir Putin podczas Dnia Jedności Narodowej w 2023 r. przed pomnikiem upamiętniającym przywódców

Władimir Putin podczas Dnia Jedności Narodowej w 2023 r. przed pomnikiem upamiętniającym przywódców ochotniczych oddziałów walczących z Polakami w 1612 r.

Foto: Mikhail METZEL/POOL/AFP

Niedawna decyzja polskich władz o zamknięciu konsulatu Rosji w Poznaniu – która była reakcją na kolejne zatrzymania rosyjskich dywersantów działających na terenie naszego kraju – to zaledwie jeden z wielu aktów postępującego wzrostu napięć między Polską a Rosją. W 2023 r. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego rozbiła siatkę szpiegowską liczącą 16 osób, która prowadziła działalność rozpoznawczą i wywiadowczą na rzecz Moskwy. Rok wcześniej zatrzymano Pawła Rubcowa, który okazał się działającym pod przykrywką szpiegiem GRU z 15-letnim stażem i zajmował się – jako rzekomy hiszpański dziennikarz Pablo González – m.in. infiltracją polskiego świata mediów i organizacji pozarządowych.

Aktywność dywersantów rośnie, podobnie przybywa prób werbunku ludzi, którzy mają za zadanie wywoływać w Polsce niepokój społeczny (m.in. poprzez akty sabotażu, jak wzniecanie pożarów), zdobywać wrażliwe i strategiczne informacje oraz siać dezinformację. Jeżeli dodamy do tego regularne ataki cybernetyczne oraz napięcie na granicy, gdzie od 2021 r. mamy do czynienia z atakiem hybrydowym, nie ulega wątpliwości, że Polska już obecnie jest w stanie de facto otwartego konfliktu z Rosją. Wydaje się, że wciąż wielu z nas woli nie dopuszczać do siebie tej myśli.

Czytaj więcej

Rosja według Putina. Skazana na wieczną wojnę

Klisze putinowskiej propagandy

Dzisiaj jesteśmy atakowani jako sojusznik Ukrainy, ale czy możliwe jest, że w niedalekiej przyszłości to my będziemy dla Rosjan głównym celem agresji? Szukając odpowiedzi na to pytanie, warto pamiętać o tym, że rosyjskie postrzeganie naszego kraju jako przeciwnika ma korzenie w historii. Wszak to głównie w przeszłości Rosjanie poszukują odpowiedzi na temat tego, jak działać teraz i w przyszłości.

Przez wiele lat 7 listopada był w ZSRR jednym z najważniejszych dni w kalendarzu świąt państwowych. Choć o tej porze roku aura rzadko sprzyjała świętowaniu, na moskiewskim placu Czerwonym obowiązkowo rokrocznie przeprowadzano pełne czerwonych sztandarów parady wojskowe z okazji rocznicy wybuchu rewolucji październikowej. Ostatnia z nich odbyła się w 1990 r., gdy na skutym mrozem głównym placu ZSRR dogorywało komunistyczne imperium. Rok później państwo, które powstało w wyniku świętowanej rewolucji, miało ostatecznie zejść ze sceny dziejów.

Upadek ZSRR przyniósł kres budowanego przez dekady systemu i tworzących go idei. Dawne święta traciły blask, a duża ich część praktycznie przestała być obchodzona – w tym rocznica rewolucji. Dopiero po latach poszukiwań pustkę po upadłym listopadowym święcie udało się Rosji wypełnić w 2005 r. – to wówczas Władimir Putin postanowił ożywić symbolicznie „osierocony” okres roku. Z lekką ironią można stwierdzić, że spotkał nas wówczas zaszczyt. Główne święto ZSRR zastąpiono bowiem świętem zwycięstwa nad Polakami. Jednym z punktów na mapie putinowskiej mitologii miało się stać wydarzenie sprzed ponad 400 laty, gdy po kilkuletniej okupacji udało się Rosjanom wygnać stacjonujące na Kremlu wojska Rzeczypospolitej.

W optyce rosyjskich władz obchodzony 4 listopada Dzień Jedności Narodowej (to oficjalna nazwa) od początku był symbolem o kilkupoziomowym znaczeniu. W pierwszej kolejności pełni funkcję przestrogi przed czasami rozpadu i dezintegracji państwowości w wyniku wewnętrznych sporów (tzw. okresu wielkiej smuty). W drugiej – wskazuje, że największe zagrożenia dla Rosji płyną z Zachodu. Polacy stają się tutaj symboliczną emanacją „wrogiej cywilizacji łacińskiej”, która tylko czeka na osłabienie Moskwy, aby uderzyć i zniszczyć rosyjskie państwo. W trzeciej – pokazuje Rosjan jako zdolnych do odbudowy swej państwowości, jako naród gotowy do zjednoczenia się w imię trwania ojczyzny.

Święto posłużyło nie tylko budowaniu nowej wspólnoty putinowskiej Rosji, ale dało też asumpt do przypomnienia kilku stałych klisz propagandy na temat Polski. W 2007 r. na ekrany rosyjskich kin trafił film „1612”, w którym można było zobaczyć pełen wachlarz klasycznych stereotypów na temat polskich panów, okrutników i wyzyskiwaczy ciemiężących ruski lud, siejących spustoszenie i grabieże. Dwa lata później – na 200. rocznicę urodzin Mikołaja Gogola – zekranizowano powieść „Taras Bulba”, która pokazała Polaków w jeszcze gorszym świetle. Tam działania polskich panów miały służyć de facto wynarodowieniu ludu ruskiego, a tym samym stanowić egzystencjalne zagrożenie dla jego zwyczajów, porządków i wiary. Obydwie produkcje były swoistą projekcją postrzegania silnej Polski nie tylko jako wroga Rosji, lecz także wręcz śmiertelnego zagrożenia dla jej istnienia i ożywiły budowane przez dekady klisze propagandy radzieckiej na temat „pańskiej Polski”.

Choć wydawać by się mogło, że wydarzenia sprzed kilkuset lat to na tyle odległa historia, że nie powinna determinować postrzegania współczesnych stosunków między Polską a Rosją, to sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana.

Imperializm Warszawy wiecznie żywy

Rosyjskie elity i idee, które wyznają– co najmniej w stopniu deklaratywnym – bazują na silnym osadzeniu w przeszłości. To ona ma być przyczynkiem do działań w chwili obecnej. Mogą one przybrać formę „naprawiania historii” (vide putinowska „największa tragedia XX wieku”, czyli rozpad ZSRR i próba odbudowy rosyjskiej kontroli w tym obszarze), mogą się też stać „oczywistym i bezdyskusyjnym” uzasadnieniem agresji (vide „odwieczna rosyjskość” ziem południowo-wschodniej Ukrainy; Kijów jako kolebka ruskiej duchowości i cywilizacji).

Dodatkowo rosyjskie elity często traktują protekcjonalnie i z góry mniejsze podmioty na arenie międzynarodowej. Zamiast z dokładnych badań na ich temat czy z wielopoziomowych analiz, wolą wyciągać wnioski z przeszłości, wierzą podskórnie w niezmienność mechaniki dziejów oraz relacji międzynarodowych.

Można także zauważyć, że Rosjanie bardzo często ulegają psychologicznemu efektowi projekcji własnego sposobu myślenia na innych, zwłaszcza w kontekście państw i narodów, które postrzegają jako imperia obecne bądź dawne. Wychodzą tym samym z założenia, że każde państwo z większymi aspiracjami – lub ich sojusz – musi myśleć i działać tak samo jak oni. Jeżeli tzw. kolektywny Zachód dąży do rozszerzania swoich wpływów na inne państwa, to czyni to w tym samym celu co Rosja – nie istnieją dla nich warianty odmienne lub pośrednie, np. takie, które prócz ekspansji ekonomiczno-politycznej przynoszą szansę na rozwój m.in. społeczeństw obywatelskich, wyższych standardów prawa, współpracy w imię wspólnych zysków itd. Rozszerzenie oznacza dla Moskwy ekspansję, a ekspansja oznacza pełne podporządkowanie i wprowadzanie modelu społeczno-politycznego siły dominującej. Co więcej, w ich oczach nie ma w tym miejsca na wybór i dobrowolność decyzji mniejszych podmiotów. Ekspansji dokonuje się tym samym nie ofertą lepszego modelu rozwojowego, tylko podstępem lub brutalnością i siłą.

Biorąc to pod uwagę, nie powinno dziwić, że Polska w takiej optyce jest dla rosyjskich elit politycznych przede wszystkim dawnym imperium, które podskórnie wciąż żyje ideą odbudowy swojej strefy wpływów. Obszar tej wyobrażonej ekspansji Polski pokrywa się z uznawaną przez Rosję jej własną strefą wpływów, czyli obszarem Europy Wschodniej. Dla Kremla oznacza to konflikt i walkę, w której Polska stanowi istotnego przeciwnika, nawet jeżeli pełni ona rolę – jak z pogardą twierdzi rosyjska propaganda – „amerykańskiego psa łańcuchowego” w tej części świata.

Na ten fenomen zwracało uwagę wielu badaczy i publicystów. Juliusz Mieroszewski w swym sztandarowym tekście „Rosyjski »kompleks Polski« i obszar ULB” (Ukraina, Litwa, Białoruś – przyp. TP), który został opublikowany w paryskiej „Kulturze” równo 50 lat temu i który położył mocne podwaliny pod polską politykę wschodnią po 1989 r., wiele miejsca poświęcił kwestii postrzegania Polski przez Rosję. Jak wykazywał, „o ile Rosjanie Ukraińców nigdy nie doceniali i nie doceniają ich nadal – o tyle zawsze przeceniali i nadal przeceniają Polaków. Widzą nas zawsze jako rywali aktywnych lub tylko potencjalnych – niemniej zawsze jako rywali”.

Dla zobrazowania tej tezy Mieroszewski podał dwie anegdoty. W pierwszej przytoczył rozmowę Stanisława Mikołajczyka z Józefem Stalinem. Podczas dyskusji o kształcie granic Polski po zakończeniu II wojny światowej polski polityk miał stwierdzić, że Lwów nigdy nie wchodził w skład imperium rosyjskiego. W rewanżu usłyszał od przywódcy ZSRR, że „Lwów nie należał do Rosji – lecz Warszawa należała”, które to zdanie po chwili zostało uzupełnione frazą: „pamiętamy, że Polacy byli kiedyś w Moskwie”.

Druga anegdota dotyczy rozmowy amerykańskiego dziennikarza Edgara Snowa z wieloletnim kierownikiem radzieckiej dyplomacji Maksimem Litwinowem. W październiku 1944 r. Litwinow miał stwierdzić, że Rosjanie muszą uważać na koncepcję polskiego historycznego imperializmu i działania polityków, którzy mieliby dążyć – w potencjalnym sojuszu z Amerykanami – do odbudowy polskiego imperium z XVI i XVII wieku.

Mieroszewski te słowa skomentował z niedowierzaniem: „Byliśmy u kresu sił biologicznych, wyniszczeni hitlerowską okupacją i walką podziemną – marzyliśmy o kawałku polskiego dachu nad głową, nie o imperium. Lecz dla Litwinowa byliśmy potencjalnym rywalem (…). Wydawało mi się komiczne, że doświadczony polityk mógł nas w 1944 roku posądzać o imperializm. To tak jakby ktoś przymierającego z głodu żebraka przestrzegał z całą powagą przed niebezpieczeństwami płynącymi z nadużywania jadła i napoju. A jednak… Przeczytawszy powtórnie wypowiedzi Litwinowa doszedłem do wniosku, że nie ma w nich nic komicznego. (…) Dla Rosjan polski imperializm jest nurtem historycznym wiecznie żywym”.

Czytaj więcej

Ukraina. Wolodymyr Zelenski czyli czy komik będzie prezydentem

Co oznacza buta Miedwiediewa

Tekst Mieroszewskiego ukazał się we wrześniu 1974 r. i choć od tego czasu porządek świata uległ wielu zmianom, sporo z obserwacji autora pozostaje aktualnych. Postrzeganie Polski przez Rosję nie uległo bowiem drastycznej zmianie, co dobrze ilustrują chociażby obecne wypowiedzi i działania rosyjskich polityków, wsparte przez kremlowską propagandę i maszynę państwową.

Widać wyraźnie, że od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę Polska znacznie częściej pojawia się w wystąpieniach elit politycznych – nierzadko opisywana w sposób pogardliwy, często wymieniana jako kraj tworzący problemy i mieszający w regionie. Prym w tego rodzaju komunikatach wiedzie były prezydent Dmitrij Miedwiediew, który po śmierci kontrowersyjnego polityka Władimira Żyrinowskiego wszedł w rolę agresywnego rzecznika Kremla – to, czego nie wypadałoby powiedzieć „poważnemu mężowi stanu”, za jakiego chce uchodzić Władimir Putin, w sposób wulgarny i chamski wypowie były prezydent.

Tak więc Miedwiediew nie pozostał obojętny na zamknięcie konsulatu w Poznaniu i stwierdził, że „Polaczki szukają guza”. Wcześniej zaatakował gen. Rajmunda Andrzejczaka, który mówił o reakcji NATO na ewentualny atak na państwa bałtyckie – Miedwiediew poradził wówczas, aby lepiej Polacy powspominali zabory i fakt, że Warszawa była pod kontrolą Rosji. Radosława Sikorskiego straszył z kolei tym, że stolica Polski zostanie zaatakowana bronią jądrową.

Buta Miedwiediewa to tylko jedna strona medalu. Drugą stroną jest odnoszenie się wprost do wyobrażonego polskiego imperializmu. Jednym z motywów wykorzystujących ten koncept jest kuszenie Polski wizją rozbiorów Ukrainy. Takie rozwiązanie Rosjanie sugerowali już kilkukrotnie. Ostatnio uczynił to sam Miedwiediew, gdy w marcu 2024 roku na spotkaniu z prokremlowską młodzieżą zaprezentował mapę Europy Wschodniej, gdzie większość Ukrainy weszła w skład Rosji, a pozostała – poza „samodzielnym” obwodem kijowskim – „przypadła” Polsce. Z jednej strony była to prowokacja skierowana na użytek wewnętrzny, z drugiej miała ona zadziałać na wyobraźnię środowisk prorosyjskich i nacjonalistycznych w Polsce, a z trzeciej – niemniej ważnej – miała zagrać na ukraińskiej nucie niepokoju przed „polskimi panami”.

Polska imperialna to bowiem koncept, który w optyce Kremla ma oddziaływać nie tylko w Rosji, ale również w Ukrainie. Rosjanie wychodzą z założenia, że kilkadziesiąt lat narzucania radzieckiej wykładni dziejów utworzyło pewne klisze myślowe również w tym kraju, a tym samym uznają, że granie kartą polskich zakusów terytorialnych może zniechęcić Ukraińców do Polaków. Warto przy tym nadmienić, że również klasyczna ukraińska historiografia (vide dzieła jednego z jej ojców, Mychajła Hruszewskiego) nierzadko także w Polakach i Rzeczypospolitej postrzegała wroga ukraińskości.

Potwierdzeniem takiego toku myślenia Rosjan jest niedawna wypowiedź Władimira Putina. Odnosząc się do koncepcji wprowadzenia do ogarniętej wojną Ukrainy misji pokojowych i stabilizacyjnych pod postacią wojsk NATO, stwierdził, że jeżeli polskie wojska wejdą do Ukrainy, to już jej nie opuszczą.

Warto w tym miejscu nadmienić, że w ostatnim czasie Putin o Polsce zaczął mówić znacznie częściej, niż to miał w zwyczaju. Podczas głośnego wywiadu z amerykańskim dziennikarzem Tuckerem Carlsonem rosyjski przywódca wspomniał o naszym kraju aż 34 razy – więcej miejsca poświęcił nam aniżeli np. Chinom czy Niemcom. Dodatkowo coraz częściej w jego historycznych enuncjacjach Polska występuje jako przykład państwa wrogiego, od wieków rusofobicznego, stojącego na przeszkodzie osiągnięcia stabilizacji w regionie. Putin korzysta przy tym z klisz, które są dobrze zakorzenione w rosyjskiej historiografii.

Propagandowe klisze są też utrwalane poprzez działania oświatowe. Od września 2023 r. do szkół wprowadza się nowe podręczniki do historii, które mają wtłaczać młodemu pokoleniu Rosjan państwową wykładnię dziejów. Pracę nad nimi nadzoruje Władimir Miedinski, jeden z ideologów putinowskiej Rosji i wieloletni minister kultury. W poprzednim roku szkolnym wprowadzono nową redakcję podręczników dotyczących dziejów najnowszych (od 1945 r. do czasów współczesnych), gdzie wprost wpisano rosyjską wykładnię wydarzeń w XX i XXI wieku, w tym w szczególności tych związanych z Ukrainą. Natomiast w roku przyszłym wprowadzone mają zostać podręczniki obejmujące całość dziejów Rosji – na razie Miedinski zapowiedział przede wszystkim odwrót od europocentryzmu w opisie dziejów świata i zwrot ku większemu opisaniu dziejów Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej oraz rosyjskich związków z tymi regionami świata. Nie ulega wątpliwości, że nie zabraknie wątków polskich – to, jaki będzie ich zakres i wydźwięk, powinno nam wiele powiedzieć na temat obecnej percepcji Polski w wyobraźni rosyjskich elit.

W ostatnim czasie na nasz kraj zwróciła uwagę również tamtejsza popkultura. W tym roku Rosjanie mogli śledzić losy rosyjskich… dyplomatów w Polsce. W serialu szpiegowsko-sensacyjnym „Warszawa ’21” musieli się oni zmierzyć ze skutkami operacji zagranicznych służb wywiadowczych i nieprzychylnych sił, które zmierzały do dyskredytacji Rosji w świecie i wywołania skandalu dyplomatycznego. Punktem wyjścia dla serialu jest zabójstwo dziennikarza, o które zostaje oskarżona Moskwa, oraz opublikowanie sfałszowanej rozmowy rosyjskiego ambasadora, który zapowiada wsparcie Moskwy dla rozniecenia śląskiego separatyzmu. Po wybuchu skandalu ambasador trafia do szpitala, a na jego miejsce Moskwa przysyła młodszego dyplomatę, który w niebezpiecznej i stanowiącej pole gry wywiadów Warszawie zawalczy o dobre imię swego kraju. Biorąc pod uwagę rolę, jaką pełni popkultura w mechanizmie inżynierii społecznej rosyjskich władz, wobec takich produkcji nie powinniśmy przechodzić obojętnie.

Kreml nie przeoczył naszego sukcesu

Nie ulega wątpliwości, że Polska była, jest i będzie dla rosyjskich elit politycznych istotnym elementem z punktu widzenia ich geopolitycznej gry. Ich stosunek do nas sprowadza się do – typowego dla większości rosyjskich idei i konstrukcji myślowych – łączenia sprzeczności. To mieszanka pogardy i poczucia imperialnej wyższości z dostrzeganiem potencjału na arenie międzynarodowej oraz postrzeganiem naszego kraju jako zagrożenia dla realizacji rosyjskich celów w regionie. Z jednej strony trwa pamięć o tym, że Polskę udało się na przestrzeni dziejów już kilkukrotnie złamać i podporządkować, z drugiej podskórnie wzbudza ona niepokój – w końcu to również Polakom udało się w czasach osłabienia rosyjskiej państwowości zająć Kreml w 1610 r., to również Polacy wraz z armią Napoleona weszli do spalonej Moskwy w roku 1812.

Powtórzmy: idąc za przykładem Władimira Putina, rosyjskie elity wyciągają z historii daleko idące wnioski również dotyczące współczesności. Dla nich rosyjski imperializm, którego podstawą jest ekspansja i kontrola państw sąsiednich, pozostaje ideą żywą, którą starają się nieustannie wcielać w życie. Stanowi on fundament tłumaczący sens funkcjonowania państwa.

Czytaj więcej

Ukraina. Jak dokonała się bezkrwawa rewolucja

Powinniśmy z uwagą śledzić to, co o nas mówią Rosjanie oraz w jakim natężeniu. Nie bagatelizujmy faktu, że wzrasta liczba rosyjskich działań wywiadowczo-dywersyjnych wymierzonych w nasz kraj, a wzmożona aktywność antypolskiej propagandy powinna być dla nas sygnałem ostrzegawczym. Widać bowiem, że na Kremlu odnotowano sukces Polski ostatnich 30 lat, dostrzeżono także potencjał do znacznego podniesienia naszego znaczenia w świecie (oraz przede wszystkim w regionie) w najbliższej dekadzie. To skłania Moskwę do korzystania z dobrze jej znanego instrumentarium: prób destabilizacji, szukania drogi do umniejszania naszej pozycji na arenie międzynarodowej, podejmowania działań zmierzających do powstrzymywania naszego rozwoju. Obecnie dzieje się to w formie wojny hybrydowej, zabezpieczeniem przed wojną kinetyczną wciąż jest dla nas NATO. Pytaniem otwartym pozostaje jednak to, w jakiej kondycji sojusz będzie za dekadę lub dwie. I co się stanie, jeśli w dniu próby okaże słabość?

Rosyjskiego apetytu na poskromienie Polski, a może nawet podporządkowanie jej sobie, nie można lekceważyć. Pozostaje nam zachować czujność i ze wszystkich sił dbać o nasz rozwój oraz wzmocnienie sił obronnych. Gdyż tylko argument siły jest argumentem, który przemawia do Rosjan. I tylko Polska silna i zjednoczona – a nie słaba i podzielona – będzie mogła czuć się bezpiecznie.

Tomasz Piechal jest ekspertem ds. wschodnich, autorem bloga „Szkice Wschodnie”, był analitykiem OSW.

Niedawna decyzja polskich władz o zamknięciu konsulatu Rosji w Poznaniu – która była reakcją na kolejne zatrzymania rosyjskich dywersantów działających na terenie naszego kraju – to zaledwie jeden z wielu aktów postępującego wzrostu napięć między Polską a Rosją. W 2023 r. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego rozbiła siatkę szpiegowską liczącą 16 osób, która prowadziła działalność rozpoznawczą i wywiadowczą na rzecz Moskwy. Rok wcześniej zatrzymano Pawła Rubcowa, który okazał się działającym pod przykrywką szpiegiem GRU z 15-letnim stażem i zajmował się – jako rzekomy hiszpański dziennikarz Pablo González – m.in. infiltracją polskiego świata mediów i organizacji pozarządowych.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich