Igrzyska olimpijskie już dawno minęły, ale nie mijają sprowokowane w ich trakcie refleksje. Wielka frajda, jaką było oglądanie paryskich zawodów, nie wyłączyła mi całkowicie zmysłu krytycznego myślenia.
Nie chodzi wcale o wyniki naszej reprezentacji, które nie są wszak porażającym sukcesem. Męczy mnie wspomnienie widocznej u naszych komentatorów autocenzury, przejawiającej się w starannie wyuczonym ignorowaniu wyrazistych aspektów otaczającej nas rzeczywistości. Wynika to z obaw przed narażeniem się na srogie zarzuty ze strony radykalnych zwolenników tzw. poprawności politycznej, którzy narzucają naszemu językowi i zachowaniu coraz więcej rygorystycznych norm moralno-etycznych.
Czynią one nagannymi myśli, słowa, zachowania i odruchowe reakcje, które dotąd bezrefleksyjnie funkcjonowały w wielu społeczeństwach. Otwiera to oczy wielu ludziom nieświadomym tego, że ich powiedzonka, żarty, opinie, a nawet przysłowia mogą kogoś razić czy wręcz ranić. Nie ulega wątpliwości, że generalnie słuszne jest korygowanie negatywnych zaszłości historycznych przez tępienie określeń, które mogą być przez ich adresatów uznane za deprecjonujące, penalizujące, wykluczające, stygmatyzujące czy obraźliwe. Aliści, tym normom moralno-etycznym nie można przydawać nimbu bezwzględnej uniwersalności, bo w specyficznym kontekście ich nadużycie obraca się przeciw generalnie słusznym założeniom. Przede wszystkim należy zachować rozsądek, aby tego, co dobre, nie ośmieszyć – nie tylko przez nadużywanie słusznych założeń, ale też przez rażące przemilczenia wynikające ze strachu przed środowiskowym ostracyzmem.
Czytaj więcej
Generalnie słuszne założenia politycznej poprawności nie mają wartości uniwersalnej. Zawsze jest bowiem jakieś „ale”, zawsze ujawniają się też jakieś podteksty.
3 km z językowymi przeszkodami
Przekaz telewizyjny pozwala konfrontować słowa z obrazami, co czasem prowokuje u ulicznego obserwatora konflikt poznawczy. Nie chodzi o nieuniknione w szybkim komentarzu potknięcia, lecz o rażące unikanie komentowania sytuacji oczywistych dla każdego widza, lecz przez dziennikarzy uznanych za tak „niebezpieczne”, że wolą pewne tematy raczej ostentacyjnie przemilczeć, niż narazić się hunwejbinom „nadpoprawności”. Nasi sprawozdawcy dali wiele przykładów ostrożności wyraźnie nadmiernej. Kilka szczególnie wbiło mi się w pamięć.