Donald Tusk upokarzał dymisjami. Po aferze hazardowej nic nie było jak wcześniej

Ujawnienie w 2009 r. rozmów liderów PO z biznesmenami od hazardu zmieniło scenę polityczną może nawet bardziej niż afera Rywina. Dziś mało kto to dostrzega.

Publikacja: 25.10.2024 13:10

Afera hazardowa wymazała z polityki kilku prominentnych działaczy PO, takich jak Cezary Chlebowski c

Afera hazardowa wymazała z polityki kilku prominentnych działaczy PO, takich jak Cezary Chlebowski czy Mirosław Drzewiecki. Udział w pracach komisji śledczej (na zdjęciu jej posiedzenie 28 grudnia 2009 r.) przyspieszył za to karierę np. Bartosza Arłukowicza.

Foto: WITOLD ROZBICKI/REPORTER

Za początek podziału polskiej sceny politycznej na części zdominowane przez PiS i PO uchodzą dziś niemal jednoczesne wybory parlamentarne i prezydenckie z 2005 r. Od tamtego czasu było jednak kilka wydarzeń, który ten podział utrwaliły i rów między oboma obozami uczyniły wręcz niezasypywalnym. Najważniejsza była tu na pewno katastrofa smoleńska, ale obok niej kluczowe znaczenie miała także afera hazardowa, która wybuchła 15 lat temu. To wtedy stało się jasne, że konflikt między tymi obozami zaszedł tak daleko, że jest właściwie nieodwracalny.

Czytaj więcej

Barbara Schabowska: Mogę być sprawną dyrektorką IAM u ministra Sienkiewicza

Mariusz Kamiński mówił, że był przeciek. A Donald Tusk, że to była pułapka zastawiona przez szefa CBA

1 października 2009 r. Tego dnia „Rzeczpospolita” ujawniła stenogramy rozmów telefonicznych, jakie prowadzili politycy Platformy Obywatelskiej z biznesmenami od hazardu. Głównym bohaterem był ówczesny szef Klubu Parlamentarnego PO Zbigniew Chlebowski. To jego nagrane rozmowy z hazardowym przedsiębiorcą Ryszardem Sobiesiakiem, byłym piłkarzem Śląska Wrocław, były kluczowe dla tezy tekstu w „Rzeczpospolitej” – że politycy PO, przede wszystkim Chlebowski i minister sportu Mirosław Drzewiecki, usiłowali znieść przepis o tzw. dopłatach do działalności hazardowej, czyli podatku, z którego finansowane miały być różne przedsięwzięcia związane z rozwojem sportu, m.in. organizacja Euro 2012, do którego Polska się wtedy szykowała.

Politycy PO w rozmowach z Sobiesiakiem i drugim przedsiębiorcą Janem Koskiem zapewniali, że robią wszystko, co mogą, by dopłat nie było. Ujawniono głównie nagrania Chlebowskiego. „Rysiu, blokuję sprawę dopłat od roku” – deklarował szef Klubu PO, a w drugim nagraniu zapewniał: „Rysiu, na 90 procent załatwimy”. To drugie nagranie, jak wyjdzie na jaw w toku prac komisji śledczej, dotyczyło jednak czego innego – pozwolenia administracyjnego dla Sobiesiaka na uruchomienie jednego z kasyn. Z kolei ministra Drzewieckiego obciążał najbardziej fakt, że jego resort wyprodukował w połowie 2009 r. pismo, w którym wprost stwierdzał, iż dopłaty nie są potrzebne polskiemu sportowi.

Publikacja „Rzeczpospolitej” zelektryzowała scenę polityczną. Jeszcze tego samego dnia Chlebowski zorganizował konferencję prasową. Tłumaczył się, że był przeciwny dopłatom nie dlatego, żeby sprzyjać biznesmenom od hazardu, ale dlatego, że po prostu uważał to rozwiązanie za niekorzystne dla budżetu państwa. Zdenerwowany, co chwila ocierający pot z czoła, nie wypadł przekonująco. W ciągu kilku godzin został zawieszony w roli szefa klubu.

W następnych dniach afera miała kolejne odsłony. Pojawiły się następne stenogramy, w których Chlebowski mówi nie tylko o „Mirku”, ale i o „Grześku”, czyli ówczesnym wicepremierze i szefie MSWiA Grzegorzu Schetynie.

Sprawa rozwijała się na tyle, że wkrótce stanowisko stracił nie tylko Drzewiecki, który bardzo nieprzekonująco wypadł na zorganizowanej przez siebie konferencji prasowej, ale i wicepremier Schetyna, którego Tusk odwołał nagle wraz z kilkoma swoimi współpracownikami – Rafałem Grupińskim i Sławomirem Nowakiem. Jednocześnie Platforma była zmuszona zgodzić się na powołanie w Sejmie komisji śledczej w sprawie afery – to zaledwie trzecia i do dziś ostatnia komisja śledcza, która miała badać aferę aktualnie rządzącej ekipy – ale wraz z koalicyjnym PSL zagwarantowała sobie w niej większość.

Sprawa miała też poważne tło polityczne. Gdy w 2007 r. PO wygrała wybory parlamentarne i przejęła władzę od PiS, premier Donald Tusk zdecydował się zachować na stanowisku mianowanego rok wcześniej szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariusza Kamińskiego. Zresztą samo biuro powstało zaledwie rok wcześniej, a Kamiński został powołany na czteroletnią kadencję. Tusk, jak tłumaczył, dodatkowo wyszedł z założenia, że niezależny politycznie od ugrupowań tworzących rząd szef CBA stanie się gwarantem, iż biuro naprawdę będzie tropić korupcję w szeregach jego ekipy. I tak się właśnie stało – afera hazardowa była tego wyrazem. Aczkolwiek to, iż wybuchła za sprawą publikacji w „Rzeczpospolitej”, pokazuje, że struktury państwa jednak nie zadziałały, skoro sprawa musiała znaleźć się w mediach.

W ciągu następnych tygodni i w toku pracy komisji śledczej okazało się, że szef CBA Mariusz Kamiński był przeświadczony, że niebawem zostanie odwołany ze stanowiska. Podstawą do tego miałoby być śledztwo w sprawie tzw. afery gruntowej z 2007 r., które wszczęła prokuratura w Rzeszowie. Ewentualne postawienie zarzutów dawałoby formalne podstawy do odwołania szefa CBA przed upływem kadencji. To ta sama sprawa, za którą Kamiński po latach został dwa razy skazany i dwa razy ułaskawiony przez prezydenta Andrzeja Dudę.

We wrześniu 2009 r. Kamiński był przekonany, że zamiar postawienia mu zarzutów wynika z nacisków politycznych na prokuraturę, a ich powodem jest to, że w sierpniu złożył Tuskowi wizytę i poinformował o wykrytym procederze korupcyjnym z udziałem polityków Platformy. A premier, zamiast podjąć odpowiednie działania, nie tylko postanowił odwołać posłańca złych wiadomości, ale i dopuścił się przecieku o akcji CBA, informując o tym zainteresowanych, a przynajmniej Drzewieckiego. Dowodzić tego miał dalszy łańcuch zdarzeń – córka Ryszarda Sobiesiaka, która miała być z polecenia ministra Drzewieckiego zatrudniona w zarządzie Totalizatora Sportowego, nagle zrezygnowała z tej pracy. A działo się to po jej spotkaniu z szefem gabinetu politycznego ministra sportu Marcinem Rosołem w restauracji Pędzący Królik. Sam Sobiesiak zaczął zaś posługiwać się telefonem na kartę i z Chlebowskim spotykał się tylko konspiracyjne, m.in. na cmentarzu w Marcinowicach na Dolnym Śląsku.

Premier Tusk zapewniał oczywiście, że żadnego przecieku nie było. On i jego współpracownicy przekonywali zarazem, że Kamiński zastawił na niego swoistą pułapkę. Gdyby bowiem szef rządu nic nie zrobił, ze strony CBA pojawiłby się zarzut, że nie reaguje na nieprawidłowości. Gdy zaś zaczął działać i dopytywać o sprawę, został oskarżony o przeciek.

Donald Tusk grał upokarzającymi dymisjami. Najbardziej ucierpiał Grzegorz Schetyna

Sprawa miała kolejne odsłony w czasie prac komisji śledczej, która rozpoczęła pracę w listopadzie 2009 r. Chlebowski i Drzewiecki tłumaczyli się ze swojego postępowania, przyznając się do niefrasobliwych rozmów i znajomości z biznesmenami od hazardu, ale nie do działania niekorzystnego dla państwa. Mariusz Kamiński wyjaśniał tło postępowania biura („liczyłem, że premier jest premierem mojego państwa, ale zdecydował się bronić małych partyjnych interesów”). Sam premier Tusk przekonywał, że nie mógł postąpić inaczej, niż postąpił.

W następnych miesiącach komisja nie trafiła właściwie na żaden nowy trop w sprawie. Temu, by tak się stało, sprzyjali zasiadający w niej posłowie PO i PSL. Kierujący komisją Mirosław Sekuła z Platformy prowadził obrady tak, by nie poszły one niekorzystnym dla aktualnej rządzącej ekipy tropem. Nie dopuszczał, by w przyjętym w sierpniu 2010 r. sprawozdaniu była jakakolwiek sugestia, że przeciek o akcji CBA pochodził z otoczenia premiera. Wykryte nieprawidłowości ograniczone są w sprawozdaniu tylko do tych faktów, które znane były od 1 października 2009 r. Zresztą tryb przyjmowania sprawozdania, w ogromnym pośpiechu po trzymiesięcznej przerwie w pracy komisji spowodowanej katastrofą smoleńską, spowodował, że jest ono pełne błędów logicznych i językowych.

Tusk i ekipa rządowa rozpoczęli zarazem ofensywę prawno-medialną, która miała ograniczyć polityczne skutki afery. Jednym z jej elementów było wspomniane zdymisjonowanie Schetyny i kilku ministrów z otoczenia Tuska. Działo się to zresztą w sposób upokarzający dla dotkniętych dymisją. Schetyna o swoim odejściu dowiedział się z TVN, gdy akurat siedział w studiu tej stacji.

Jednocześnie rząd wszczął legislacyjną ofensywę antyhazardową – w ciągu zaledwie kilku dni Sejm i Senat uchwaliły radykalną ustawę, która praktycznie zamknęła rynek hazardu w Polsce, a automaty o niskich wygranych (tzw. jednorękich bandytów) zdelegalizowała.
Dodatkowo w dniu, w którym miał zeznawać przed komisją śledczą Mirosław Drzewiecki, uważany za słabe ogniwo, Donald Tusk na Giełdzie Papierów Wartościowych ogłosił, że nie będzie kandydował w wyborach prezydenckich w 2010 r. On sam i jego otoczenie mieli zresztą przekonanie, że cała afera została właśnie tak rozegrana za wiedzą braci Kaczyńskich, których bliskim człowiekiem był Mariusz Kamiński, by osłabić szanse Tuska w prezydenckiej rywalizacji z Lechem Kaczyńskim w 2010 r.

Z kolei w dniu, w którym przed komisją zeznawał sam Tusk, 4 lutego 2010 r., media obiegła informacja, że premier Rosji Władimir Putin zaprosił szefa polskiego rządu do wspólnego udziału w obchodach 70-lecia zbrodni katyńskiej.

Czytaj więcej

To nie Donald Tusk i Jarosław Kaczyński są pierwszymi polskimi władcami partii

PO dalej jest przekonane, że afera hazardowa była akcją polityczną PiS-u

Po 15 latach o całej aferze można powiedzieć trochę więcej, choć jej przebieg i tło było w większości znane już na przełomie 2009 i 2010 r. Wiadomo, że PSL delegował do komisji śledczej spokojnego Franciszka Stefaniuka, choć byli inni kandydaci, by nie zaszkodzić koalicjantowi. Ciekawe w tym kontekście są też losy Bartosza Arłukowicza, członka komisji z rekomendacji opozycyjnego wtedy Klubu Lewicy. Należał on do bardziej dociekliwych śledczych i jego pytania były nawet trudniejsze dla przesłuchiwanych polityków PO niż pytania reprezentujących PiS Beaty Kempy i Zbigniewa Wassermanna (po katastrofie smoleńskiej zastąpionego przez Andrzeja Derę).

Arłukowicz, co przyznawał w nieoficjalnych rozmowach z dziennikarzami przed przesłuchaniem premiera, trafił na bardzo mocne przesłanki tezy, że Tusk dopuścił się przecieku. Podczas przesłuchania szefa rządu nie zadał jednak kluczowego w tej kwestii pytania. Po kilku miesiącach, jak pamiętamy, został zaproszony do rządu, a następnie zmienił barwy partyjne i wystartował w wyborach z list PO, a nawet został ministrem zdrowia w wyłonionym po wyborach kolejnym gabinecie Tuska. Czy była to nagroda za właściwą postawę w komisji?

Dziś uczestnicy tamtej afery, zwłaszcza ci związani z PO, są przekonani, że była to akcja polityczna PiS, a jej wykonawcą był Mariusz Kamiński. Bo ostatecznych dowodów na skuteczność lobbystycznych działań hazardowych biznesmenów właściwie nie znaleziono, a zapis o dopłatach na żadnym etapie nie zniknął z projektu ustawy o grach losowych, mimo że minister sportu przekonywał, iż nie są one potrzebne (tuż przed wybuchem afery, zapewne w wyniku rozmów z Tuskiem, zmienił zdanie w tej sprawie).

Afera była jednak ważna przede wszystkim dlatego, że stanowiła cezurę oddzielającą dwie epoki w politycznej technologii. Tę dawną, która co prawda była ostrą walką sił politycznych, ale w której fakty i tzw. prawda były jakimś punktem odniesienia. Od nowej, w której liczy się tylko narzucenie własnej narracji.

Miała także wiele konkretnych konsekwencji politycznych. Przede wszystkim praktycznie zakończyła przyjaźń między Donaldem Tuskiem i Lechem Kaczyńskim. Wcześniej, nawet już w okresie ostrej politycznej rywalizacji między PiS a PO, bliskie osobiste relacje obu polityków stanowiły kilkakrotnie ważny odgromnik politycznego napięcia. Tak było w lecie 2007 r., gdy po wybuchu afery gruntowej obaj politycy przy kilku butelkach wina porozumieli się w sprawie przedterminowych wyborów parlamentarnych. Tak było też wiosną 2008 r., gdy już za czasów rządu Tuska podczas rozmowy w prezydenckiej willi w Juracie dogadali się w sprawie ratyfikacji traktatu lizbońskiego, w sprawie którego wątpliwości nagle zaczął zgłaszać opozycyjny PiS.

Po wybuchu afery hazardowej spotkania Tuska z Lechem Kaczyńskim były już tylko oficjalne, aż do tragicznej śmierci tego ostatniego w katastrofie smoleńskiej. Samej katastrofy też mogłoby nie być, gdyby nie wybuch afery. Gwałtowne zaostrzenie stosunków na linii premier–prezydent miało zapewne wpływ na zdecydowane stanowisko Tuska, by Lech Kaczyński nie towarzyszył mu podczas spotkania z Władimirem Putinem w Katyniu 7 kwietnia 2010 r. W efekcie prezydent zorganizował własne, konkurencyjne obchody, które miały się odbyć 10 kwietnia...

Po aferze hazardowej PO już nigdy nie było takie samo

Inną konsekwencją afery było dalsze upolitycznienie ważnych stanowisk w państwie, nawet tych, których szefowie powinni być odwoływani dopiero po upływie całej kadencji. Nikt więcej nie pozwolił sobie na podobny „błąd”, jak pozostawienie na czele CBA czy nawet mniej ważnej instytucji przedstawiciela innego obozu politycznego.

Afera miała wpływ na pogorszenie się standardów legislacyjnych w parlamencie. Projekt ustawy zamykającej hazard przemknął przez Sejm i Senat w ciągu kilku zaledwie dni. Tuskowi zapewne chodziło o to, by tempem prac uprzedzić działania ewentualnych lobbystów. Jednak było to pierwsze zastosowanie tak ekspresowego trybu uchwalania prawa, co potem twórczo rozwinął PiS, gdy w Sejmie VIII kadencji pod osłoną nocy uchwalał na przykład swoje ustawy rozmontowujące wymiar sprawiedliwości.

Choć „granie nagraniami” należało już wcześniej do chętnie używanych instrumentów politycznych, afera hazardowa mocno wpłynęła na utrwalenie tej praktyki. Nawet dziś politycy PiS przyznają, że tylko mocne nagrania były w tamtym czasie w stanie przebić „parasol medialny”, który ich zdaniem mainstreamowe media roztaczały nad rządem PO. Ta wypróbowana metoda została więc zastosowana przy okazji tzw. afery taśmowej w latach 2014 i 2015.

Ujawnienie przez „Rzeczpospolitą” stenogramów z nagrań nie podzieliło zresztą polskich mediów, co też było symptomem charakterystycznym dla poprzedniej epoki. Oczywiście, różne media inaczej stawiały akcenty, ale meritum nie kwestionował nikt, a postawę PO i premiera Tuska, gdy dowiedział się od Mariusza Kamińskiego o całej sprawie, krytykowali nie tylko dziennikarze przychylni opozycyjnemu PiS, ale np. Tomasz Lis. Dymisja ministra Drzewieckiego w dużym stopniu była zaś konsekwencją dociekliwych pytań, jakie na konferencji prasowej zadawali mu dziennikarze TVN 24.

Wreszcie afera miała zapewne wpływ na rezygnację Tuska ze startu w wyborach prezydenckich. Niechęć do startu i do powtórnej rywalizacji z Lechem Kaczyńskim wykazywał już wcześniej, ale była to kropla, która przelała czarę.

Czytaj więcej

Jaszyn: Dymisja Putina? Do rozmów o zmianie władzy w Rosji usiadłbym nawet z diabłem

Afera miała też fundamentalne znaczenie dla sytuacji w samej Platformie i konfliktu Tuska z Grzegorzem Schetyną. Zapewne wcześniej czy później i tak by do niego doszło, ale jego ostrość była politycznie brzemienna – kolejnymi jego odsłonami był sojusz Schetyny z Bronisławem Komorowskim przeciwko premierowi w 2010 r., upokorzenie Schetyny przez Tuska po wygranych wyborach parlamentarnych w 2011 r., wreszcie postawienie przez Tuska na Ewę Kopacz po jego wyjeździe do Brukseli i porażka wyborcza PO w 2015 r.

W końcu afera hazardowa była ostatnią, za którą w takim zakresie zaangażowani w nią politycy zapłacili dymisjami. W następnych latach co prawda zdarzały się dymisje będące wynikiem rozgrzewających opinie publiczną skandali, ale dochodziło do nich w sytuacjach dla partii podbramkowych, np. w okresie kampanii wyborczej. Tak było z odejściem kilku polityków PO w następstwie tzw. afery taśmowej w lecie 2015 r. (dopiero rok po jej wybuchu) czy dymisją marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego z PiS w 2019 r., gdy ujawniono nadużywanie przez niego rządowego samolotu.

Od czasów afery hazardowej polska polityka mocno się więc zmieniła. Może nawet bardziej niż po słynniejszej aferze Rywina. Jednak chyba nie na korzyść.

Za początek podziału polskiej sceny politycznej na części zdominowane przez PiS i PO uchodzą dziś niemal jednoczesne wybory parlamentarne i prezydenckie z 2005 r. Od tamtego czasu było jednak kilka wydarzeń, który ten podział utrwaliły i rów między oboma obozami uczyniły wręcz niezasypywalnym. Najważniejsza była tu na pewno katastrofa smoleńska, ale obok niej kluczowe znaczenie miała także afera hazardowa, która wybuchła 15 lat temu. To wtedy stało się jasne, że konflikt między tymi obozami zaszedł tak daleko, że jest właściwie nieodwracalny.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich