Donald Tusk właśnie zaszedł PiS od prawej, a może trzeba wprost powiedzieć populistycznej, strony. Zapowiedziane „czasowe i geograficzne zawieszenie prawa azylowego” to właśnie takie działanie. Sensu wielkiego ono nie ma, bo spośród 27 tys. osób, które w tym roku próbowały nielegalnie przekroczyć granicę z Białorusią, o azyl w Polsce poprosiło niespełna 10 proc. Ogółem rocznie w Polsce składanych jest 8 tys. wniosków o azyl. Każdy z nich może być przyjęty lub odrzucony. To zatem nie wnioski azylowe i nie potencjalni azylanci są problemem migracyjnym, ale ci, którzy nielegalnie przekraczają granicę i natychmiast pryskają do Niemiec. Jeśli ktoś jest zagrożeniem dla spójności i wspólnej polityki UE, to właśnie oni. A jeśli tak jest, to zawieszanie prawa azylowego nie tylko jest sprzeczne z polską konstytucją i prawem międzynarodowym, ale i z perspektywy walki z nielegalną migracją wydaje się pozbawione sensu.
Czytaj więcej
Walczący ze sobą od lat przeciwnicy upodabniają się do siebie. Ta stara prawda sprawdza się w sposób doskonały w przypadku Tuska i Kaczyńskiego, a także ich partii i związanych z nimi kibiców.
Jestem jednak dużym chłopcem, politykę obserwuję od lat, i mam świadomość, że politykom w publicznych wypowiedziach zazwyczaj nie chodzi o załatwienie spraw, lecz o wiele częściej o to, żeby emocjonalnie rozegrać problemy wywołujące społeczne emocje. I tak jest w tym przypadku. Donald Tusk swoją zapowiedzią nie miał rozwiązać problemu (choć pewne recepty, i to nawet niekiedy słuszne i zmierzające w dobrym kierunku, znajdują się w strategii migracyjnej), nie miał się nawet do niego odnieść, on miał pokazać wyborcom (nie tylko swoim), że poważnie traktuje ich lęki, że śledzi wyniki badań i że wie, że Polacy obawiają się migracji. Tusk jest mistrzem odczytywania społecznych emocji i wszystko wskazuje na to, że ta zapowiedź jest właśnie odpowiedzią na te emocje. Co więcej, premier jest świadomy, że i w polityce innych państw europejskich wyraźnie widać zmianę podejścia do migracji, więc i on może pozwolić sobie na więcej.
Owszem, część środowiska prawniczego zwraca uwagę na to, że zawieszenie konstytucji jest prawniczym horrorem, ale już Kościół w Polsce w tej sprawie milczy.
PiS, co świetnie widać, niewiele może na to poradzić, więc jedyne, co robi, to powtarza, że Donald Tusk jest w tej polityce niewiarygodny. Kłopot polega na tym, że władza, która może podejmować działania, szczególnie w sytuacji, gdy – akurat w Polsce – problem migracyjny istnieje głównie w lękach społecznych, a nie w rzeczywistości, jest zawsze bardziej wiarygodna niż opozycja, która może tylko zapewniać, że ona zrobiłaby więcej (choć uczciwie trzeba powiedzieć, że gdyby to PiS wpadł na pomysł, żeby zawiesić prawo azylowe, zostałby zniszczony przez media i europejskich polityków).