Tomasz P. Terlikowski: Nie potrzebujemy demokracji walczącej

Walczący ze sobą od lat przeciwnicy upodabniają się do siebie. Ta stara prawda sprawdza się w sposób doskonały w przypadku Tuska i Kaczyńskiego, a także ich partii i związanych z nimi kibiców.

Publikacja: 13.09.2024 10:00

Donald Tusk

Donald Tusk

Foto: PAP/Radek Pietruszka

Gdy Zjednoczona Prawica reformowała (deformowała także) system sprawiedliwości, z ust jej polityków i zwolenników nie schodziły zapewnienia o tym, że trzeba przywrócić fundamentalne zaufanie do prawa i prawników, sprawiedliwość i jej poczucie, a także uzdrowić system. I właśnie te argumenty miały usprawiedliwiać siłowe postępowanie, reasumpcje głosowań, łamanie procedur itd. Opozycja wyrażała wtedy oburzenie, protestowała i powoływała się na fundamentalne zasady praworządności i konstytucji.

Donald Tusk o demokracji walczącej, czyli praworządność była dla nas ważna, gdy rządzili poprzednicy. Teraz nie ma już znaczenia

Minęło kilka lat, opozycja przejęła władzę i rozpoczęła swoją reformę, i natychmiast wróciły te same argumenty: musimy łamać procedury, musimy naginać praworządność, bo tego wymagają okoliczności. – Pewnie popełnimy błędy albo popełnimy czyny, które według niektórych autorytetów prawnych będą niezgodne albo nie do końca zgodne z zapisami prawa, ale nic nie zwalnia nas z obowiązku działania. Ja każdego dnia muszę podejmować decyzje, które można bardzo łatwo krytykować i podważać od strony prawnej, ale bez tych decyzji właściwie nie byłoby sensu, żebym podejmował się odpowiedzialności prowadzenia prac rządu – oznajmił premier Donald Tusk.

Czytaj więcej

Tomasz Terlikowski: W Watykanie bez zmian

Krótko rzecz ujmując, praworządność była ważna, gdy rządzili poprzednicy, teraz nie ma ona już znaczenia, bo teraz jest czas – to znowu teza Tuska – „demokracji walczącej”. Warto przypomnieć, co oznacza kategoria, do której odwołuje się premier. Po raz pierwszy określenia tego użył w 1937 r. Karl Loewenstein, uchodźca z nazistowskich Niemiec. W największym skrócie chodziło o przekonanie, że państwo ma przeciwdziałać zjawiskom, które mogą doprowadzić do końca demokracji. Po II wojnie światowej państwa europejskie zdecydowały się przyjąć tę zasadę, tak by – jak wskazuje na łamach pisma „Palestra” prof. Tomasz Tadeusz Koncewicz – „działać prewencyjnie i antycypacyjnie, bronić swoich systemów demokratycznych przed zamachami i atakami od wewnątrz, zamiast czekać, aż system zostanie rozmontowany przez siły mu wrogie na podstawie mechanizmów demokratycznych”. Istotne jest jednak to, że owa walka demokracji ze swoimi przeciwnikami nie może wychodzić poza instrumenty prawne, nie może naginać prawa i praworządności. Donald Tusk, odwołując się do tej kategorii, otwarcie wskazuje zaś na to, że będzie to robił. Czym zatem ta ekipa, która zapowiada, że w imię walki o demokrację będzie łamać praworządność, różni się od poprzedniej, która też ją łamała, tyle że w imię prawa i sprawiedliwości?

Krótko rzecz ujmując, praworządność była ważna, gdy rządzili poprzednicy, teraz nie ma ona już znaczenia, bo teraz jest czas – to znowu teza Tuska – „demokracji walczącej”. 

Kontrasygnata była, a jakby jej nie było. Strach myśleć, co będzie po kolejnej zmianie władzy

Lekceważenie prawa to jedno, a odrzucenie logiki dwuwartościowej to co innego. Piotr Damiani, średniowieczny myśliciel, zastanawiał się, czy Bóg może byłe uczynić niebyłym. I gdybym miał żartować, powiedziałbym, że teraz już wiemy, że Tusk na pewno może to zrobić. Podpisał, ale nie podpisał, kontrasygnata jest, a jakby jej nie było. Sprawa ta jednak wcale nie jest śmieszna, bo po raz kolejny okazało się, że zasada, o której od dawna mówię, jest w polskiej polityce niezmienna. To, co robili poprzednicy, i za co ich krytykowano, z pewnością ich następcy zrobią także, tyle że bardziej. I to się właśnie dzieje. Widzimy, jak bardzo upodabniają się do siebie rzekome przeciwieństwa, i aż strach myśleć, co będzie, gdy dojdzie do kolejnej zmiany władzy.

Czytaj więcej

Tomasz Terlikowski: Pseudodebata nad realnymi problemami

W takiej sytuacji warto przypomnieć kilka innych zasad niezmiennych. Cel nie uświęca środków i dlatego nie można uzdrawiać praworządności metodami niepraworządnymi. To, co jest niedopuszczalne za PiS, jest także niedopuszczalne za koalicji 15 października. Prawo istnieje po to, by chronić zasady, a nie władzę. I wreszcie bałagan prawny, brak szacunku dla reguł nie służy Polsce, a jedynie jej przeciwnikom. I tylko tyle w tej sprawie.

Gdy Zjednoczona Prawica reformowała (deformowała także) system sprawiedliwości, z ust jej polityków i zwolenników nie schodziły zapewnienia o tym, że trzeba przywrócić fundamentalne zaufanie do prawa i prawników, sprawiedliwość i jej poczucie, a także uzdrowić system. I właśnie te argumenty miały usprawiedliwiać siłowe postępowanie, reasumpcje głosowań, łamanie procedur itd. Opozycja wyrażała wtedy oburzenie, protestowała i powoływała się na fundamentalne zasady praworządności i konstytucji.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku
Plus Minus
„Pić czy nie pić? Co nauka mówi o wpływie alkoholu na zdrowie”: 73 dni z alkoholem