Sama się nie mogę sobie nadziwić, że przez ponad pół wieku w tym kraju po raz pierwszy jestem na tym, co jest naprawdę południem. Floryda jest po prostu Florydą, Nowy Orlean – Nowym Orleanem, Kalifornia – Kalifornią, ale Charleston jest najbardziej amerykańskim Południem, jakie tylko można sobie wyobrazić. Roślinność tu to nie tylko palmy, ale też magnolie i eukaliptusy. Gastronomia – to olbrzymie dania na bazie „grits”, czyli kaszy kukurydzianej zapiekanej z owocami morza i wszelkimi mięsami, wielkie lody z bitą śmietaną i najoryginalniejsze koktajle, również z bitą śmietaną. Ruch na ulicach jest powolny, na wąskich ulicach spokojnie współżyją luksusowe samochody, pojazdy konne, riksze rowerowe i nawet konna policja. Również spokojna. W każdym razie w historycznym centrum miasta, bo w ogólnokrajowych statystykach Charleston ma przestępczość powyżej przeciętnej.
Czytaj więcej
Jak zawsze ci, którzy uprzednio bronili konkursów na stanowiska i byli przeciwko wojnie domowej, gdy tylko z Tutsi przeobrazili się w Hutu, zabrali się do dzieła. Najzabawniejsze jest jednak to, że depisizacją zajęli się przede wszystkim przeciwnicy dekomunizacji sprzed 35 lat.
Charleston ma tylko ok. 150 tys. mieszkańców, ale prawie 8 mln turystów rocznie. Wśród nich, jak w całych Stanach od początku napaści Rosji na Ukrainę, pełno jest zadowolonych z siebie Rosjan, bardzo bogatych, głośno mówiących i dumnych ze swoich kobiet – czasem w wieku ich córek, czasem wyprasowanych w gabinetach chirurgii plastycznej żon. Jest to jeszcze jeden dowód na to, że dotychczasowe sankcje nie są wystarczające. Indywidualne sankcje, zwane sankcjami Magnickiego, obejmują tylko około 400 osób w Rosji, w tym kilka żon Kadyrowa, kilku oligarchów i trzy osoby związane z aresztowaniem i skazaniem wypuszczonego już dysydenta Władimira Kara-Murzy. A miliony popleczników Putina dostają amerykańskie wizy, czasem nawet obywatelstwo i podróżują spokojnie po świecie.
Tu byli więzieni i sprzedawani na otwartym targu. Od jakiegoś czasu Charleston, jako miasto, przyjmuje na siebie to dziedzictwo i otwarcie opowiada o swojej historii i otacza opieką pozostałości po stolicy niewolnictwa.
Charleston nosi przydomek „Świętego Miasta”, wedle jednych dlatego, że zawsze było znane ze swojej tolerancji i różnorodności religijnej, wedle innych dlatego, że jego mieszkańcy chełpią się swoją wyższością nad innymi miastami Południa. W każdym razie w centrum dominują przeróżne kościoły, z których kilka było pierwszymi na południe od Baltimore, na przykład hugonocki, protestanckie AME (African Methodist Episcopal) i oczywiście anglikański kościół pod wezwaniem Świętego Filipa, słynny ze swej architektury i przede wszystkim z tego, że jego głową był przez wiele lat ojciec mojego bardzo dobrego znajomego. W mieście są oczywiście i kościoły katolickie, i synagogi reformowane, i ortodoksyjne. I dużo innych wyznań i zgromadzeń, w tym główna siedziba Masonów Rytu Szkockiego.