Rok 2024 zapisał się już jako rok strasznych powodzi, ulew i huraganów. Gdy piszę te słowa, w USA kilka południowych stanów zmaga się jeszcze ze skutkami huraganu Helena, w którym zginęło ok. 300 osób, a tysiące poważnie ucierpiały. Straty finansowe sięgają dziesiątków miliardów dolarów. Tymczasem naciąga groźniejszy jeszcze huragan Milton, przed którym ewakuują się miliony ludzi z Florydy i innych zagrożonych lokalizacji.
Woda w tym roku uderzyła nie tylko w USA i Europę Środkowo-Wschodnią. Wiosną w Rosji – zwłaszcza na Syberii – trwały olbrzymie powodzie. Wiadomo o ośmiu ofiarach i zerwanej tamie, ale nieoficjalnie mówi się o setkach tysięcy ewakuowanych. Nie wiadomo, co tam się naprawdę działo, ale można się domyślać, że ofiarom nikt nie pomagał. Wiadomo, że Ministerstwo Nadzwyczajnych Sytuacji, którym kiedyś dowodził Siergiej Szojgu, działa na granicy z Ukrainą, która oczywiście jest dla Rosji dużo większym zagrożeniem niż jakaś tam powódź zagrażająca jej obywatelom.
Czytaj więcej
Ostatnio pisałam swój felieton post factum. Teraz piszę, gdy powódź jeszcze trwa i nie wiadomo, kiedy ani jak się zakończy.
W USA dominuje debata, czy huragany i powodzie są wynikiem wywołanych przez ludzkość zmian klimatycznych
Azja była latem narażona na straszliwe powodzie. Od Afganistanu do Bangladeszu i od Indii do Nepalu działy się straszne rzeczy, ale nie zwracamy na to specjalnej uwagi, bo oni i tak są przyzwyczajeni do wszelkiego rodzaju katastrof. Nie mówiąc o tym, że ich jest bardzo dużo, trudno do nich dotrzeć i w dodatku mają taniutkie domy z gliny i dykty, więc łatwo je będzie odbudować. Gdyby jednak ktoś chciał wiedzieć, to w tym roku w Bangladeszu ucierpiało od monsunów ok. 18 mln ludzi; w Indiach deszcz pociągnął za sobą ponad 2 tys. lawin błotnych, ponad 1,5 mln ludzi musiało uciekać – z czego 120 tys. mieszka nadal w obozach dla uchodźców. W Pakistanie w powodziach zginęły od lipca 243 osoby, a w Nepalu – 65. Z Afganistanu, tak jak i z Syberii, przychodzą tylko mętne sprawozdania o zniszczeniach.