Z tej obietnicy złożonej na finiszu kampanii udało się zrealizować część pierwszą – zwyciężyli, w trakcie realizacji jest druga – rozliczają, natomiast o obietnicy trzeciej – pojednania – zapomnieli, jeszcze zanim policzony został ostatni wyborczy głos. Wojna polsko-polska, której zakończenie dzień po wyborach premier ślubował swoim wyborcom, wciąż trwa w najlepsze, a rząd Tuska dzieli społeczeństwo równie skutecznie, jak dzielił rząd Kaczyńskiego, choć w innym stylu i na innych polach. Trudno jednak premiera obciążać pełną odpowiedzialnością za brak realizacji tej obietnicy, bo akurat ta była od początku nierealna, gdy po drugiej stronie chętnych do pojednania brak, bo w kopanych przez ostatnie lata okopach całkiem nieźle się już urządziliśmy i tylko niektórym z nas jest w nich niewygodnie. Nie mam więc wielkich pretensji do Donalda Tuska, że nie podjął wysiłku, którego nikt od niego nie wymagał, i nie wykonał gestu, na który nikt nie czekał.

Czytaj więcej

W walce rządu z powodzią PiS kibicuje powodzi

Dla Silnych Razem liczy się rozliczanie PiS-owców, a nie jakieś tam dobro Polski

O tym, jak małe pole manewru zostawia premierowi jego środowisko, najlepiej świadczy awantura o kontrasygnatę, która prawdopodobnie była jakimś elementem porozumienia z prezydentem, ale premier szybko przekonał się, że sprzyjające mu elity prawniczo-komentatorskie łatwiej wybaczą rezygnację ze wszystkich obietnic programowych niż poszukiwanie porozumienia ze znienawidzonymi „pisiorami”, nawet gdyby takie porozumienie było uzasadnione interesem państwa. Kontrasygnata, a także „wojny sądowe” pokazały, jak bardzo rząd jest zakładnikiem umownych Silnych Razem, którzy nie oczekują od Tuska nie tylko pojednania, ale nawet praworządności, i są w stanie zaakceptować każdy krzywy numer, nawet taki, który kiedyś może sprowadzić na jego autorów i wykonawców odpowiedzialność karną za przekroczenie uprawnień. Nawet najsilniejsi Silni Razem nie udają przecież, że fikcyjna likwidacja TVP jest czymś więcej niż czynnością pozorną i kiedyś jako taka powinna zostać rozliczona, tak jak teraz rozliczane są nadużycia PiS. A to tylko jedna z rzeczy robionych „na rympał” i usprawiedliwianych tym, że przecież zgodnie z prawem się nic nie da, „bo PiS”. Częściowo to oczywiście zgodne z prawdą, ale przede wszystkim – bardzo wygodne, jak wszystkie drogi na skróty.

Nie mam więc wielkich pretensji do Donalda Tuska, że nie podjął wysiłku, którego nikt od niego nie wymagał, i nie wykonał gestu, na który nikt nie czekał.

Miniony rok był więc dla mnie pasmem rozczarowań, z wieloma osobami wiązałam większe nadzieje. Nie tylko po zwycięskiej stronie. Jednym z moich większych rozczarowań rządów Donalda Tuska jest bowiem… Andrzej Duda, który nie uniósł odpowiedzialności, jaka spoczywa na głowie państwa niezależnie od tego, jak bardzo prezydent nie lubi rządu, z którym przyszło mu (nie) współpracować.