Jednym z najciekawszych i budzących u wielu nadzieje skutków po ośmiu latach rządów prawicy w Polsce jest rozbudzenie prorozwojowych aspiracji sporej części polskiego społeczeństwa. To zjawisko jest faktycznie interesujące nie tylko ze względu na swoją skalę i siłę, ale przede wszystkim dlatego, że biegnie często w poprzek utrwalanych pracowicie przez politycznych liderów sceny politycznej partyjno-plemiennych podziałów. Dlatego ludzi, którzy dziś spontanicznie stają w obronie wielkich, rozwojowych dla naszego kraju inwestycji, takich jak Centralny Port Komunikacyjny, elektrownie atomowe, port zewnętrzny w Gdyni czy port kontenerowy w Świnoujściu, a także wielu innych, znajdziemy wszędzie, niezależnie od ich partyjnych sympatii lub afiliacji. Ostatnio połączyła ich obrona naukowo-badawczego centrum Ideas NCBR zajmującego się rozwojem (i to na światowym poziomie) sztucznej inteligencji w Polsce.
W skrajnie podzielonym społeczeństwie, gdzie podstawową zasadą staje się wzajemna nienawiść oraz zemsta, i gdzie ci, którzy nie chcą uczestniczyć w destrukcyjnym spektaklu „przywracania normalności” czy „wstawania z kolan”, coraz częściej szukają schronienia w rosnącej obojętności i rezygnacji, taka oddolna, autentyczna i manifestowana publicznie postawa jest czymś absolutnie bezcennym. Świadczy ona o tym, że poczucie wspólnego dobra i wspólnego interesu nie zanikło w polskim społeczeństwie na przekór podsycanej wciąż plemiennej nienawiści i destrukcji. Świadczy ona również o czymś jeszcze. Mianowicie o tym, że u całkiem sporej części Polaków pękła, miejmy nadzieję nieodwracalnie, pewna psychologiczna bariera, która po dekadach, a nawet stuleciach negatywnych praktycznych doświadczeń kazała im przez pokolenia, z krótką i zakończoną tragicznie przerwą na II Rzeczpospolitą, wierzyć, że tutaj „nad Wisłą” po prostu nic nigdy na trwałe nie może się zmienić. Strukturalnie utknęliśmy bowiem na zawsze w blokadzie silniejszych od nas, którzy wyznaczają nam pułap naszych możliwości. I także ta myśl, że mamy wreszcie możliwości i środki, by ten pułap samemu określać, podobnie jak ta, że może nas łączyć coś więcej niż wspólna nienawiść bądź strach, są bezcenne z punktu widzenia naszej przyszłości.
Ducha więc nie gaście! – brzmi przeto najważniejsze przykazanie. Trzeba te prorozwojowe aspiracje, w których Polacy wyraźnie się przez ostatnie lata rozsmakowali, odnaleźli w nich swoje upodobanie, podtrzymywać. A no właśnie – w czym właściwie Polacy się tak bardzo rozsmakowali? Czym jest to ich przekonanie o koniecznym rozwoju polskiego państwa, w którym ostatnio tak bardzo się rozmiłowali? Warto się głębiej nad tym fenomenem, który wielu, co zrozumiałe, zachwycił, pochylić. Nie po to, by go dekonstruować czy do niego zniechęcać, ale by zastanowić się, czego on jest wyrazem, jakie mogą tkwić w nim słabości i jakie są jego potencjalne wewnętrzne i zewnętrzne ograniczenia. Zagrzewające do pójścia naprzód hasła „złotego wieku” czy kolejnego cywilizacyjnego skoku mają zapewne swoje pozytywne mobilizujące społecznie znaczenie, ale nawet jeśli stoi za nimi solidna ekspercka wiedza oparta na liczbach i faktach, mogą się okazać pustymi frazesami lub życzeniowym myśleniem, jeśli nie zadamy sobie pytań o słabości aspiracyjnych, prorozwojowych pragnień Polaków. Postawiona ponad 400 lat temu przez Jana Zamoyskiego surowa diagnoza, że „Polacy jak piwo, z wierzchu piana, spodem woda”, bynajmniej nie straciła wcale na swojej aktualności.
Czytaj więcej
Racja stanu ma stać w sprzeczności z liberalnymi zasadami demokratycznego państwa prawa, promuje politykę siły i narodowego egoizmu. Niezgodna jest też z panującą dzisiaj w Europie kulturą ponadnarodowej współpracy i integracji.
PiS potrafił sprawnie zarządzać w sytuacjach kryzysowych
Aktualne prorozwojowe aspiracje Polaków, których symbolem stała się obrona inwestycji CPK, różnią się bardzo od tych, które w 2004 roku wzbudziło wejście do UE i napływ unijnych środków na inwestycje. Nie mają takiego silnego adaptacyjnego charakteru. Czerpią z potrzeby bardziej autonomicznego, suwerennego działania polskiego państwa. Są także, co ważne, sprzęgnięte z pewnymi konkretnymi skutkami rządów prawicy w Polsce w latach 2015–2023. Prawica ma z tych lat bez wątpienia wiele grzechów za uszami i jawnych nadużyć, za które została ukarana w ostatnich wyborach. Ale może się też pochwalić pewnym istotnym osiągnięciem, którym nie jest wcale ani jej „polityka historyczna” czy „wstawanie z kolan”, jak zwykło się uważać, lecz coś zupełnie innego, a przy tym dość nieoczekiwanego. Chodzi o zdolność państwa do technokratycznego zarządzania, szczególnie w sytuacji nieoczekiwanych kryzysów.