Tyle znacy co Ignacy

85 lat temu z urzędu prezydenta ustąpił Ignacy Mościcki, świetny naukowiec, który okazał się marnym politykiem.

Publikacja: 04.10.2024 17:00

Prezydent Ignacy Mościcki w laboratorium. Szkoda, że mając do wyboru karierę naukową i polityczną, p

Prezydent Ignacy Mościcki w laboratorium. Szkoda, że mając do wyboru karierę naukową i polityczną, postawił na tę drugą

Foto: NAC

Kiedy aktywni naukowcy próbują wchodzić do polityki, efekty bywają marne. Pół biedy, gdy są to badacze bez większych osiągnięć, nie ma wtedy wielkiej straty z perspektywy nauki. Znacznie gorzej, kiedy karierę naukową na rzecz politycznej porzucają naukowcy wybitni.

W tym kontekście w XX wieku nie ma chyba bardziej spektakularnego przypadku niż losy Ignacego Mościckiego. W życiu ostatniego prezydenta II Rzeczypospolitej możemy dostrzec jakby dwie różne biografie osób o odmiennych charakterach. Z jednej strony mamy aktywnego, dynamicznego, niezwykle pomysłowego chemika, zarażającego otoczenie swoją pasją. Z drugiej – widzimy biernego, nieodnajdującego się w rzeczywistości polityka, lekceważonego przez otoczenie.

Czytaj więcej

Zakochana w nauce

Naukowiec

Po młodzieńczych aktywnościach konspiracyjnych Ignacy Mościcki otrzymał w roku 1897 propozycję z Fryburga, ze Szwajcarii, dotyczącą zatrudnienia na lokalnym uniwersytecie. Inicjatorem zaproszenia był pracujący tam prof. Józef Wierusz-Kowalski, znający 30-letniego wówczas Mościckiego z lat wcześniejszych. Tak zaczęła się poważna przygoda przyszłego prezydenta Rzeczypospolitej z nauką.

Po nadrobieniu zaległości, w błyskawicznym tempie Mościcki zdobywał w nowym miejscu pracy uznanie zarówno jako początkujący naukowiec, jak i dydaktyk. W tym okresie można zauważyć u niego prawdziwą naukową pasję: pracował po 16 godzin dziennie (chociaż zgodnie z obowiązkami był zobowiązany jedynie do sześciu). Szczególnie interesowała go elektrofizyka. Okazywał nadzwyczajne umiejętności w zakresie dostosowywania aparatury do planowanych pomiarów. Znał każdy szczegół dostępnego na uczelni sprzętu, stając się w tym zakresie największym specjalistą spośród kolegów z pracy. Skupił się również na nowych sposobach uzyskiwania azotu.

Po pewnym czasie porzucił obowiązki dydaktyczne, w pełni poświęcając się naukowej pasji. Szybko uzyskał doktorat, stał się zauważalny w środowisku, zdobył patenty, wygłaszał ważne i znamienne dla świata nauki referaty, publikował artykuły. Okazywał zarazem szlachetność, potrafiąc przyznać, że w danym momencie inni naukowcy uzyskiwali ważniejsze dla sprawy wyniki. Nawiązał też współpracę z wiodącymi firmami, co zabezpieczyło byt materialny jego rodziny. Inicjował budowę licznych fabryk, m.in. w roku 1908 fabryki kwasu azotowego w szwajcarskim Chippis.

W 1912 r. senat Politechniki Lwowskiej zaproponował Mościckiemu objęcie stanowiska kierownika katedry elektrochemii technicznej i chemii fizycznej. Przyszły prezydent zaproszenie przyjął, dalej koncentrując się na zagadnieniu budowy zakładu kwasu azotowego. Po kilku latach objął funkcję dziekana wydziału chemicznego, sprawując ją przez dwie kadencje. Nie odbyło się to jednak kosztem aktywności naukowej. W 1916 r. założył Instytut Badań Naukowych i Technicznych „Metan”, spółkę zajmującą się rozwojem nowoczesnego przemysłu chemicznego na ziemiach polskich. Dążył do tworzenia różnych, dynamicznie działających jednostek badawczych. Uzyskiwał kolejne patenty.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości rozwijał działalność na wielu płaszczyznach: pełnił funkcję dyrektora fabryki związków azotowych w Chorzowie oraz kierował Chemicznym Instytutem Badawczym w Warszawie. W 1925 r. został wybrany nawet na rektora Politechniki Lwowskiej, ale szybko z tej funkcji zrezygnował, kiedy otrzymał z Politechniki Warszawskiej ofertę kierowania katedrą elektrochemii. Warto to mocno podkreślić, również z perspektywy dalszych wydarzeń: Mościcki zrezygnował z prestiżowego stanowiska, wybierając aktywność naukową.

W 1926 roku miał więc ugruntowaną pozycję naukową, włączając w to członkostwo w Polskiej Akademii Umiejętności oraz doktoraty honorowe różnych uczelni. Jak ujmuje jego biografka Halina Lichocka, dzielił wówczas czas między pracę na dwóch politechnikach (Warszawskiej i Lwowskiej) oraz kierowanie Zakładami Azotowymi w Chorzowie. Można by rzec – wzorcowa kariera naukowca. Mościcki mógł kontynuować badania oraz wszelakie inne inicjatywy z coraz większym rozmachem oraz pożytkiem zarówno dla nauki, jak i praktyki.

Polityk

Niestety, tak się nie stało. Patrzył już bowiem w inną stronę. W tym miejscu rozpoczyna się biografia wydawać by się mogło zupełnie innego człowieka. Z dawnych konspiracyjnych czasów Mościcki miał kontakty z ówczesnymi politykami. Znał samego Józefa Piłsudskiego, choć nie znajdował się w pierwszym (ani nawet trzecim) kręgu jego towarzyszy. Po przełomie majowym, w 1926 r., napisał do prof. Witolda Broniewskiego, nowego ministra robót publicznych, list następującej treści: „Są chwile w życiu narodu, kiedy trzeba złożyć ofiarę ze swej pracy zawodowej i oddać swą osobę dla sprawy. Wobec tego oświadczam koledze, że stoję do dyspozycji rządu i że przyjmę stanowisko, na którym mógłbym być użyteczny”.

List był niczym innym, tylko ubranym w ładne sformułowania zwykłym przymawianiem się o jakieś stanowisko. Warto zauważyć, że ów pierwszy polityczny gest profesora zawierał pewną dawkę obłudy: w imię własnych korzyści Mościcki powoływał się na górnolotne wartości. Jakkolwiek było, trafił na właściwy moment. To zapewne ów list zainspirował Kazimierza Bartla i Józefa Piłsudskiego do pomysłu powierzenia profesorowi stanowiska prezydenta Rzeczypospolitej.

Nad złożoną mu ofertą wybitny chemik przez chwilę trochę się zastanawiał (a przynajmniej tak twierdził we wspomnieniach). Ostatecznie, rzecz jasna, ją przyjął. Nie był powszechnie znany w społeczeństwie i nie miał politycznego wyczucia. Piłsudski, uzasadniając w wywiadzie dla „Kuriera Porannego” wybór tej kandydatury, wskazywał: „Umysł taki, jak prof. Mościckiego nie daje się nigdy zepchnąć w ramy doktryn, a specjalnie nie uda się nigdy zamknąć takiej duszy w ramki maluczkich doktrynek, ciasnych formułek i jeszcze ciaśniejszych prawidełek, jakimi ludzie tak chętnie krępują i siebie i tych, którzy muszą pracować nad większymi zagadnieniami”.

Zarówno we wspomnieniach z tamtych czasów, jak też w znaczącej części historiografii dominuje negatywna ocena jego prezydentury. Można ją sprowadzić do przypisywanego Bartlowi powiedzenia „tyle znacy co Ignacy”. Zdarzają się wśród historyków głosy, że ta ocena nie jest do końca sprawiedliwa. Niemniej, jakkolwiek patrzeć, rola Mościckiego polegała na firmowaniu (często – pilnym wykonywaniu) wszystkich działań sanacji.

Po śmierci Piłsudskiego grupa Mościckiego i Edwarda Rydza-Śmigłego wygrała rywalizację o władzę z Walerym Sławkiem, chociaż trudno to zaliczyć do chwalebnych osiągnięć prezydenta. W kluczowych państwowych sprawach nie był decydentem.

W źródłach znajdziemy liczne negatywne oceny Mościckiego: dotyczyły jego braku orientacji w politycznych niuansach, nadmiernej skłonności do celebry, a nawet prób wyrażania stanowiska w sprawach, na których zupełnie się nie znał, np. polityki zagranicznej. Prezydent próbował też swoich sił w sporządzaniu autorskich koncepcji gospodarczego rozwoju kraju, wzbudzając popłoch wśród ekonomistów. Rozmowy z nim oceniano jako jałowe, niewiele wnoszące, a jego samego, wieloletniego dydaktyka, przedstawiano jako bardzo słabego mówcę. Część tych zarzutów potwierdza treść wspomnień Mościckiego: bezbarwnych, często koncentrujących się na szczegółach gospodarskich wizyt.

Gwoli sprawiedliwości warto jednak odwołać się do ocen bardziej przychylnych dla prezydenta. Prof. Marek Drozdowski zwracał uwagę, że Mościcki mocno wspierał działania aktywizujące środowiska naukowe, promował inicjatywy dotyczące rozwoju Gdyni, interesował się przemysłem obronnym, a politycy skupieni wokół niego w drugiej połowie lat 30. w tzw. Grupie Zamkowej uchodzili za bardziej liberalną i skłonną do dialogu z opozycją część obozu rządzącego.

Z biegiem lat rosła pozycja Rydza-Śmigłego i wzmacniały się tendencje autorytarne. Mościcki w żaden sposób nie przeciwstawił się założeniu obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej ani osadzeniu tam znanego dziennikarza Stanisława Cata-Mackiewicza.

Czytaj więcej

Bajka o inteligenckim etosie

Gdyby nie 1926 rok…

Urodzony w 1867 r. Ignacy Mościcki prezydentem został jako 59-latek, w 1926 r. Z urzędu ustąpił 30 września 1939 r. (wskazując jako swego następcę Władysława Raczkiewicza) i wyjechał do Szwajcarii. Zmarł 2 października 1946 r. W „życiu naukowym” był nie tylko pomysłodawcą i realizatorem świetnych badań, przekładających się na niezliczonych polach na ważne i potrzebne rozwiązania wdrożeniowe (pozostaje więc ideałem naukowca z perspektywy ówczesnych wyzwań chemicznych). Był ponadto świetnym organizatorem, potrafiącym koordynować i jednocześnie prowadzić wiele potrzebnych inicjatyw.

W „życiu politycznym” mamy osobę pasywną, bez autorytetu, podejmującą co najwyżej jakieś sektorowe inicjatywy. Obecnie w świadomości publicznej dominuje ten drugi wizerunek Mościckiego. Zapewne, gdyby w 1926 r. nie wybrał politycznej drogi, byłby znany jedynie w wąskich gronach chemików, ale tam wspominano by go z bezdyskusyjnym szacunkiem.

Mamy w naszej historii (również w teraźniejszości…) rzesze osób ze stopniami i tytułami naukowymi zaangażowane w politykę, ale o niezbyt wielkim dorobku badawczym. W przypadku Mościckiego sprawa wyglądała inaczej. Pokusa działania w polityce opętała go, odsłaniając najgorsze cechy charakteru. Może nauka i polityka to po prostu dwa odrębne światy, które oczywiście powinny być jakoś powiązane, ale których zbyt bliskie związki prędzej czy później źle się kończą?

Dr hab. Maciej J. Nowak

Radca prawny, historyk, autor książki „Narutowicz–Niewiadomski. Biografie równoległe”. Kieruje Pracownią Ekonomiki Przestrzennej w Zakładzie Prawa i Gospodarki Nieruchomościami na Zachodniopomorskim Uniwersytecie Technologicznym w Szczecinie.

Przy pisaniu artykułu korzystałem m.in. z następujących publikacji: Sławomir M. Nowinowski „Prezydent Ignacy Mościcki”, Warszawa 1994; Ignacy Mościcki „Autobiografia”, Warszawa 1993; Halina Lichocka „Ignacy Mościcki (1867–1946). Inżynier i wynalazca”, Warszawa 2006; Andrzej Ulmer „Ignacy Mościcki. Wybitny naukowiec i technolog”, Warszawa 2018; „Pan Prezydent. Rzecz o Ignacym Mościckim” (praca zbiorowa), Ciechanów 1996

Kiedy aktywni naukowcy próbują wchodzić do polityki, efekty bywają marne. Pół biedy, gdy są to badacze bez większych osiągnięć, nie ma wtedy wielkiej straty z perspektywy nauki. Znacznie gorzej, kiedy karierę naukową na rzecz politycznej porzucają naukowcy wybitni.

W tym kontekście w XX wieku nie ma chyba bardziej spektakularnego przypadku niż losy Ignacego Mościckiego. W życiu ostatniego prezydenta II Rzeczypospolitej możemy dostrzec jakby dwie różne biografie osób o odmiennych charakterach. Z jednej strony mamy aktywnego, dynamicznego, niezwykle pomysłowego chemika, zarażającego otoczenie swoją pasją. Z drugiej – widzimy biernego, nieodnajdującego się w rzeczywistości polityka, lekceważonego przez otoczenie.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Oswoić i zrozumieć Polskę
Plus Minus
„Rodzina w sieci, czyli polowanie na followersów”: Kiedy rodzice zmieniają się w influencerów
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Robert M. Wegner: Kawałki metalu w uchu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Rok po 7 października Bliski Wschód płonie
Plus Minus
Taki pejzaż
Plus Minus
Jan Maciejewski: Pochwała przypadku