Kilka tez zawartych w opublikowanych niedawno książkach i artykułach prowokuje do dyskusji na temat dawnych i współczesnych cech polskiej inteligencji. Robert Krasowski w głośnej książce „Klucz do Kaczyńskiego” koncentruje się na roli odgrywanej przez inteligencję w polityce. Z kolei Mariusz Cieślik w felietonie w „Plusie Minusie” („Rozdarta sosna Jarosława Kaczyńskiego”, 27–28 kwietnia 2024 r.) przypomina dawny inteligencki etos, odwołując się do „Ludzi bezdomnych” i wieszcząc „sprzeniewierzenie” temuż etosowi współczesnych inteligenckich pokoleń. Konsekwencją powyższego ma być zanik wspomnianej grupy społecznej.
Czy nie wpadamy tu w pułapkę mitu o świetnych dawnych czasach i beznadziejnej współczesności? Stosunkowo często w publicystycznej narracji (zwłaszcza prawicowej) pojawia się odwołanie do wspaniałych lat, gdy inteligencja angażowała się we wspomaganie najbiedniejszych, kierując się altruistycznymi, szlachetnymi pobudkami. Brutalnie zmienić to miały najpierw wojna, potem lata komunizmu. W konsekwencji obecni inteligenci do pięt nie dorastają poprzednikom. Nie dość, że nieokrzesani, to na dodatek za nic mają poświęcenie dla dobra wspólnego.
Wizja sugestywna. Ale czy prawdziwa?
Czytaj więcej
Po co właściwie są nam naukowcy – i inne fundamentalne kwestie.
Kogo (nie) obchodził doktor Judym
Za sformułowaniem „dawny etos inteligencji” kryje się wiele niedopowiedzeń. Od epoki, do której się odnosi, począwszy. Bo czy chodzi o wiek XIX, czy może dwudziestolecie międzywojenne?