Jak homoseksualizm przestał być chorobą

Dawne badania porównujące przejawiających homoseksualizm ludzi z więzień i szpitali psychiatrycznych z heteroseksualnymi zdrowymi osobami na wolności można porównać do ankiety wśród zwolenników Donalda Tuska, która miałaby dowodzić, że wszyscy Polacy go popierają.

Publikacja: 23.08.2024 17:00

Geje i lesbijki nie walczyli o przywileje ani nawet o równouprawnienie, lecz występowali przeciwko r

Geje i lesbijki nie walczyli o przywileje ani nawet o równouprawnienie, lecz występowali przeciwko realnej, systemowej przemocy fizycznej i prawnej. Na zdjęciu: protest gejów i lesbijek podczas Narodowej Konwencji Demokratów w Madison Square Garden w sierpniu 1980 r.

Foto: Michel Philippot/Sygma via Getty Images

W czasie, kiedy debata nad związkami partnerskimi i małżeństwami jednopłciowymi nabrała dynamiki w związku z pracami nad ustawą o tych pierwszych, wśród krytyków wciąż pojawia się argumentacja, że homoseksualizm sam w sobie stanowi zaburzenie. Czy rzeczywiście? I jak w ogóle doszło do wykreślenia homoseksualności z klasyfikacji zaburzeń psychicznych oraz seksualnych?

Czytaj więcej

Ekorolnictwo nie uratuje planety

Zaburzenie psychiczne i seksualne?

Do wykreślenia homoseksualności z listy zaburzeń psychicznych Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego (APA), znanej pod akronimem DSM (ang. „Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders”, czyli „Diagnostyczny podręcznik zaburzeń psychicznych”), doszło w latach 70. XX wieku. Natomiast Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) usunęła homoseksualizm z klasyfikacji zaburzeń ICD (ang. International Statistical Classification of Diseases – Międzynarodowa Klasyfikacja Chorób) w latach 90. XX wieku. Kto, w jaki sposób i na jakiej podstawie zadecydował o tych zmianach? Czy homoseksualizm faktycznie nie jest zaburzeniem?

Kontakty i związki homoseksualne przez długie lata były penalizowane, a zarazem często uznawane również za zaburzenie psychiczne bądź seksualne (parafilię seksualną, kiedyś nazywaną dewiacją seksualną). Społeczeństwa zachodnie widziały, że zwłaszcza mężczyźni w więzieniach uprawiają ze sobą seks, i na tej podstawie wysuwano wnioski, że homoseksualizm to cecha typowa nie tylko dla kryminalistów, ale też ludzi ciężko zaburzonych, gdyż nieraz właśnie tacy, mający cechy psychopatii, narcyzmu lub tego, co dziś nazywamy zaburzeniem borderline, trafiali do ośrodków penitencjarnych.

Badacze XIX- i XX-wieczni do swoich badań nad homoseksualizmem pozyskiwali ludzi głównie z więzień i „przytułków dla obłąkanych”, dziś nazywanych ośrodkami psychiatrycznymi. Działo się tak m.in. dlatego, że z powodu karalności homoseksualizmu jako takiego mało kto otwarcie się do niego przyznawał. W więzieniach zaś nietrudno było zaobserwować strażnikom, kto przejawia kontakty homoseksualne, i wskazać te osoby naukowcom. To wyjaśnia, dlaczego ówczesne badania naukowe faktycznie pokazywały korelację pomiędzy homoseksualnością a chorobami umysłowymi i kryminalnymi zachowaniami.

Była to jednak metodologicznie wypaczona próba, nieoddająca realnej reprezentacji homoseksualnych mężczyzn w społeczeństwie. Co więcej, więźniowie niejednokrotnie stosują tzw. homoseksualizm zastępczy, czyli uprawiają seks ze sobą nie dlatego, że są homo- czy biseksualni, ale z powodu braku możliwości dokonywania aktów heteroseksualnych. Potrzeba bliskości emocjonalnej oraz seksualnej i konieczność zaspokajania popędu przywiązania oraz seksualnego są bardzo silne. Osoba spędzająca w więzieniu całe lata z czasem szuka więc relacji homoseksualnych, nawet jeśli jest heteroseksualna.

Co do kobiet jedną z cech typowych w zaburzeniu borderline są wahania tożsamości. Mogą się one objawiać zmianami religii, wyznawanej ideologii, prezentowanych wartości, stylem ubioru, przynależnością subkulturową, ale także zachowaniami typowymi dla przeciwnej orientacji seksualnej. Heteroseksualne kobiety borderline częściej nawiązują kontakty intymne z innymi kobietami, a homoseksualne kobiety borderline – z mężczyznami. Jednym z kryteriów diagnostycznych tego zaburzenia osobowości jest impulsywność. Innym: częste odczuwanie nienawiści i diametralne, szybkie zmiany nastrojów. Nie jest zaskakujące, że osoby borderline częściej łamią normy społeczne i prawne, wdając się w bójki itp. i ostatecznie zapełniając rejestry kryminalne. A ponieważ zaburzenie borderline częściej występuje u kobiet niż u mężczyzn, badane w więzieniach i ośrodkach psychiatrycznych kobiety przejawiające zachowania homoseksualne wydawały się potwierdzać niegdyś hipotezę o powiązaniach homoseksualizmu z niestabilnością psychiczną (nazwa „zaburzenie borderline” ukonstytuowała się dopiero później).

Wziąwszy to pod uwagę, nic dziwnego, że XIX- i XX-wieczni badacze dochodzili do wniosków, że homoseksualność wiąże się z zaburzeniami psychicznymi i zachowaniami kryminalnymi oraz że u osób „homoseksualnych” problemy psychiczne występują o wiele częściej niż u heteroseksualnych. Nie dziwi też, czemu w DSM-1 homoseksualność poza dewiacją była też uznawana za formę socjopatii.

Jednak rzetelni badacze zaczęli zwracać uwagę na fakt, że badane próby są zwyczajnie niereprezentatywne. Porównywanie przejawiających homoseksualizm ludzi z więzień i szpitali psychiatrycznych z heteroseksualnymi zdrowymi ludźmi będącymi na wolności jest jak zrobienie ankiety głównie wśród zwolenników Donalda Tuska, a potem stwierdzenie, że prawie wszyscy Polacy go popierają. Albo jak porównanie otyłych młodych osób ze szczupłymi 90-latkami i uznanie na tej podstawie, że otyłość jest zdrowsza od prawidłowej masy ciała. To kompletny nonsens metodologiczny.

Do badań nad homoseksualizmem brano więc w tamtym czasie osoby z zaburzeniami osobowości, które do tego, niejako przy okazji, przejawiały homoseksualizm – faktyczny bądź zastępczy. Gdy przeprowadzono badania, do których zrekrutowano zwykłych i niekaranych homoseksualistów i porównano z analogicznymi heteroseksualistami, okazało się, że nie ma znaczących różnic statystycznych pomiędzy obiema grupami. Przeprowadziła je Evelyn Hooker, a opublikowano je w czasopiśmie „Journal of Projective Techniques”. Próba badawcza Hooker była mała, więc jej wyniki na początku trudno było uznać za pewnik, ale kolejne badania potwierdziły, z nieznacznymi odchyleniami, że na podstawie testów psychopatologii nie da się odróżnić mężczyzn heteroseksualnych od homoseksualnych.

Wykreślenie z klasyfikacji DSM i ICD

Klasyfikacja zaburzeń psychicznych Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego w swoim pierwszym (DSM-1) oraz drugim (DSM-2) wydaniu określała homoseksualizm jako dewiację seksualną, czyli parafilię seksualną. Do tej grupy zaburzeń należą (do dziś) m.in. zoofilia (osiąganie satysfakcji seksualnej przy użyciu zwierząt), pedofilia i efebofilia (pociąg do dzieci i młodzieży), ekshibicjonizm (obnażanie się), ocieractwo (ocieranie się o ciało obcej osoby np. w środkach transportu publicznego), podglądactwo.

Parafilie to także autoginefilia (gdy u mężczyzny podniecenie seksualne wywołuje myśl, że jest innej płci) i transwestytyzm (przebieranie się za płeć przeciwną). Co ciekawe, obie te parafilie prawie zawsze występują u mężczyzn hetero- lub biseksualnych i praktycznie nigdy u gejów oraz kobiet. Oprócz tego wyróżnić można gerontofilię (pociąg do ludzi bardzo starych, w okresie przekwitania, z dużą różnicą wieku) czy sadyzm (podniecenie wywołuje tu zadawanie bólu lub poniżanie kogoś) i masochizm (satysfakcja seksualna jest osiągana wtedy, gdy jest się poniżanym i bitym). Co ważne, parafilie seksualne nie są zaburzeniami izolowanymi. Oznacza to, że nie ma ludzi, którzy mają parafilię seksualną, a oprócz tego są całkowicie zdrowi psychicznie i seksualnie. Parafilie są zwykle wtórne względem znacznie cięższych zaburzeń psychicznych, takich jak psychopatia, borderline, narcyzm, schizofrenia, choroba afektywna dwubiegunowa, syndrom posttraumatyczny, autyzm czy sadystyczne lub masochistyczne zaburzenia osobowości.

W związku z nowymi badaniami na temat homoseksualizmu, przeprowadzanymi z coraz lepszą metodologią i pokazującymi, że nie ma istotnych różnic psychologicznych między homo- i heteroseksualistami, naciski na to, by z amerykańskiej klasyfikacji psychiatrycznej DSM usunąć homoseksualizm, były coraz silniejsze.

Na Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne, ale też na inne instytucje medyczne i naukowe, oddziaływano zarówno w środowisku naukowym, na podstawie badań, jak i społecznie, w tym aktywistycznie. Zdarzyło się na przykład, że aktywiści gejowscy wtargnęli na posiedzenie Amerykańskiego Towarzystwa Medycznego w 1968 roku, domagając się, by do dyskusji dopuszczono także osoby sceptyczne wobec patologizacji homoseksualizmu. Podobna sytuacja miała miejsce w roku 1970 w San Fransisco, na zjeździe Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, czy w 1972 na konferencji poświęconej terapii behawioralnej w Nowym Jorku, gdzie propagowano metody „leczenia” homoseksualizmu, bazujące na negatywnym warunkowaniu, obejmującym także tortury fizyczne i psychiczne (próby kojarzenia pociągu do osoby tej samej płci z bólem itp.).

Organizacje medyczne w tamtych czasach nie pozwalały zabierać głosu na swoich zebraniach naukowcom, którzy byli krytyczni wobec uznawania homoseksualizmu za zaburzenie, lub ograniczano im wolność wypowiedzi. Sceptycy byli poddawani ostracyzmowi i piętnowani, nawet jeśli sami nie byli homoseksualni. Choć protesty aktywistów gejowskich na konferencjach naukowych mogły być szokujące i budzić niesmak, to pamiętajmy, że w tamtych czasach za homoseksualizm ludzie byli bici, zamykani, torturowani w szpitalach psychiatrycznych, a czasami nawet zabijani – geje i lesbijki nie walczyli o przywileje ani nawet o równouprawnienie, lecz występowali przeciwko realnej, systemowej przemocy fizycznej i prawnej.

I tak, po serii protestów organizowanych regularnie przez kilka lat przez aktywistów gejowskich – a także po pojawiających się coraz to nowszych badaniach naukowych, pokazujących, że homoseksualizm nie powoduje zaburzeń psychicznych, że sam nie jest skutkiem zaburzeń oraz że nie ma znacznych różnic między osobami hetero- i homoseksualnymi – zarząd Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego zdecydował się na usunięcie homoseksualizmu z listy zaburzeń z podręcznika DSM.

Czytaj więcej

Pary jednopłciowe. Od razu przejdźmy do małżeństw

To nie może być normą

Jednakże części psychiatrów decyzja zarządu bardzo się nie spodobała. Byli wśród nich m.in. Irving Bieber i Charles Socarides. Wnieśli oni o przeprowadzenie głosowania w Amerykańskim Towarzystwie Psychiatrycznym, które miało zadecydować o odrzuceniu lub utrzymaniu decyzji zarządu o wykreśleniu homoseksualizmu z listy zaburzeń. W tym miejscu trzeba podkreślić znaczenie tego faktu: w powszechnym obiegu powtarzana jest fałszywa informacja, że głosowanie dotyczyło usunięcia homoseksualizmu z DSM, podczas gdy odnosiło się ono do podważenia decyzji o usunięciu, która to sama w sobie zapadła nie w wyniku powszechnego głosowania w APA, lecz na podstawie przeglądu badań naukowych.

Ostatecznie zwolennicy pozostawienia homoseksualizmu w podręczniku zaburzeń psychicznych przegrali „referendum”, do którego sami doprowadzili: prawie 6 tys. psychiatrów zagłosowało za podtrzymaniem decyzji zarządu o wykreśleniu, a niespełna 4 tys. było przeciwko.

Zwolennicy patologizacji homoseksualizmu przegrali w Ameryce, ale była jeszcze Światowa Organizacja Zdrowia, wciąż uznająca homoseksualność za zaburzenie, a wraz z nią inna duża populacyjnie organizacja, czyli Chińska Klasyfikacja Zaburzeń Psychicznych (CCMD). Ich klasyfikację zmieniono odpowiednio prawie 20- i 30 lat później. Opinia publiczna była już przyzwyczajona do faktu, że homoseksualizm to nie choroba. Naukowców, lekarzy i psychologów również nie trzeba było do tego wielce przekonywać, gdyż już nie tylko badania psychologiczne, ale też neurobiologiczne czy genetyczne potwierdzały, że homoseksualność to nie choroba, skutek choroby ani przyczyna chorób. Homoseksualizm z klasyfikacji WHO wykreślono ostatecznie w 1990 roku, a z CCMD – w roku 2001.

Jeśli chodzi o Polskę, Polacy nigdy nie uchwalili prawa penalizującego homoseksualizm. Gdy ono obowiązywało w latach 1835–1932, było ustanowione przez zaborców i zniesione w II Rzeczypospolitej. Demedykalizacja natomiast nastąpiła wtedy, gdy z listy zaburzeń homoseksualizm wykreśliła WHO, której system jest przez Polskę uznawany.

Pociąg do tej samej płci – naturalny?

O ile udowodniono, że homoseksualizm nie jest zaburzeniem, nie powoduje zaburzeń ani nie jest ich następstwem, o tyle zaobserwowano w badaniach, że demograficznie wśród gejów, lesbijek i jeszcze bardziej wśród osób biseksualnych relatywnie częściej występują niektóre zaburzenia osobowości, w porównaniu z ogółem populacji. Istnieje kilka wyjaśnień tego fenomenu, które wzajemnie się nie wykluczają.

Dla prawidłowego rozwoju osobowości niezbędne jest doświadczanie relacji przyjacielskich i romantycznych, szczególnie w okresie dojrzewania. Nawiązując takie więzi, młodzi ludzie wyrastają z emocjonalnych i poznawczych wzorców typowych dla dzieci, w tym z infantylnych mechanizmów obronnych. Rozwijają, kształtują i integrują swoją osobowość. Zakłócenie tego procesu skutkuje większym prawdopodobieństwem wystąpienia zaburzeń osobowości w dorosłości.

Choć wśród wszystkich współczesnych nastolatków proces ten jest naruszony, zwłaszcza przez nadużywanie smartfonów (m.in. z tego powodu aktualnie wiele krajów zachodnich wprowadza całkowite zakazy na smartfony w szkołach), to u młodzieży homoseksualnej jest on dodatkowo znacznie utrudniony. Gejom i lesbijkom w okresie dorastania o wiele trudniej znaleźć partnera/kę do zwykłego, tradycyjnego randkowania, i tym samym porzucić dziecięce wzorce osobowościowe. Z jednej strony niska tolerancja dla randek jednopłciowych u młodzieży, a z drugiej mały odsetek osób homoseksualnych (ok. 5 proc.) sprawiają, że doświadczenie tego intensywnego procesu w okresie dojrzewania u gejów i lesbijek jest rzadsze. Jest to najprawdopodobniej główna przyczyna względnie częstszych zaburzeń osobowości u osób homoseksualnych.

Pozostaje odpowiedzieć na pytanie, czy homoseksualizm można uznać za zjawisko naturalne w znaczeniu przyrodniczym i ewolucyjnym. Biolodzy od bardzo dawna debatowali nad tym, jak to jest, że homoseksualizm występuje powszechnie we wszystkich populacjach ludzkich, a także u innych gatunków ssaków. Odpowiedzi na to pytanie udzielił prof. Richard Dawkins już w latach 70. XX wieku, a genetycy kilka dekad później potwierdzili jego przypuszczenia.

Biolodzy wiedzą od dawna, że istnieje zjawisko doboru krewniaczego. Jest to odmiana doboru naturalnego, czyli czynników środowiskowych selekcjonujących osobniki i populacje pod kątem przeżywalności i rozmnażania, a w efekcie decydujących o tym, które geny i jakie cechy przejdą do kolejnych pokoleń. Dobór krewniaczy, zwany też altruistycznym, polega na tym, że spokrewnione ze sobą grupy wzajemnie wspierają się w walce o przetrwanie, dzięki czemu ich geny skuteczniej rozprzestrzeniają się w populacji. Ale co ma do tego homoseksualizm, skoro osoby czy osobniki homoseksualne raczej się nie rozmnażają?

Otóż dla gatunków żyjących w rodzinach i większych grupach cecha ta może stanowić ewidentną ewolucyjną zaletę. Osoby homoseksualne zamiast spładzać i odchowywać własne dzieci, wspierają w tym swoje rodzeństwo, czasem kuzynostwo, co daje ich potomkom większe szanse przetrwania, a więc i rozmnożenia się w dorosłości. A dzieci naszego rodzeństwa mają z nami aż ok. 25 proc. wspólnego DNA. Innymi słowy, dwoje dzieci twojego brata czy siostry jest z perspektywy genetycznej jak jedno twoje. Dawkins założył więc, że geny predysponujące do rozwinięcia się orientacji homoseksualnej są częściej przenoszone do kolejnych pokoleń przez to, że rodzeństwo homoseksualistów ma dzięki ich pomocy więcej dzieci, z większymi szansami na dożycie dorosłości – co jeszcze kilka wieków, i tym bardziej kilkaset tysięcy lat temu, wcale nie było takie oczywiste jak dzisiaj.

Po co istnieją homoseksualiści

Wszystko to jednak było tylko przypuszczeniem. Do czasu, aż przeprowadzono badania genetyczne, które uprawdopodobniły tę hipotezę. Mianowicie: nie ma konkretnego „genu homoseksualizmu”. Nic w tym dziwnego, ponieważ orientacja seksualna to cecha poligenowa, czyli wynikająca z ekspresji wielu genów, kodujących rozmaite białka budujące mózg. Podobnie nie ma „genu nogi”, „genu ucha”, „genu ekstrawertyzmu”, „genu niskiego temperamentu” – wszystkie te cechy są kodowane przez wiele genów współdziałających razem i oddziałujących ze środowiskiem.

Odkryto natomiast różne warianty genów (zwane polimorfizmami), zwiększające prawdopodobieństwo rozwinięcia orientacji homoseksualnej (na tej samej zasadzie istnieją warianty genów powodujące, że ktoś może być wyższy lub niższy, bardziej lękowy lub ekstrawertyczny, mieć węższy lub szerszy rozstaw oczu itd.). Gdy nagromadzenie tych wariantów genów będzie odpowiednio „gęste” w genomie danego płodu, najprawdopodobniej w jego mózgu jeszcze w okresie prenatalnym zajdą procesy skutkujące wykształceniem orientacji homoseksualnej w dorosłości.

Czytaj więcej

Tranzycja u dzieci. Europa wciska hamulec

Naukowcy zaobserwowali też, że im więcej kobieta urodzi synów, tym wyższe jest prawdopodobieństwo, że ci młodsi będą gejami. Badania wykazały, że obejmuje to także poronione płody męskie. Szczegółowe badania genetyczne pokazują, że dzieje się tak, ponieważ kobieta, będąc w stanie błogosławionym z męskim potomkiem w macicy, wraz z każdą kolejną ciążą jest coraz bardziej „uczulona” na specyficzne białka budujące mózg, kodowane przez geny znajdujące się na chromosomie Y. Przy każdej następnej ciąży organizm matki coraz mocniej „atakuje” immunologicznie te białka, co zmienia ich budowę i zwiększa prawdopodobieństwo, że w dorosłości jej syn będzie homoseksualny. I tu dochodzimy do wyjaśnienia mechanizmu ewolucyjnego. Warianty tychże genów, wzmacniające reakcję immunologiczną matki na geny kształtujące orientację seksualną jako taką, są przekazywane z pokolenia na pokolenie poprzez bratanków i siostrzenice osób homoseksualnych.

Można to zobrazować następująco: (1) w rodzinie mamy przykładowo czwórkę dzieci, z czego najmłodsze jest homoseksualne; (2) samo się więc nie rozmnaża, ale pomaga w odchowywaniu dzieci swojego rodzeństwa, które współdzielą z osobą homoseksualną ok. 25 proc. DNA – istnieje więc bardzo duże prawdopodobieństwo, że mają one także homoseksualne warianty genów; (3) bratanice i siostrzeńcy osoby homoseksualnej, dzięki jej pomocy w opiece nad nimi, na którą ma czas, bo nie ma własnych dzieci, częściej dożywają wieku dojrzałości i częściej same się rozmnażają; (4) gdy bratanice i siostrzeńcy osób homoseksualnych będą mieć dzieci z partnerami, którzy także mają homoseksualne warianty genów, wówczas ich dzieci będą z większym prawdopodobieństwem homoseksualne, gdyż polimorfizmy genetyczne odpowiedzialne za homoseksualność będą u nich gęściej rozmieszczone w genomie. I w tym miejscu wracamy do punktu pierwszego, ale już w kolejnym pokoleniu. Odnosi się to jednak tylko do homoseksualnych mężczyzn; homoseksualizm żeński jak dotąd nie został wyjaśniony.

Łukasz Sakowski

Twórca bloga To Tylko Teoria.

W czasie, kiedy debata nad związkami partnerskimi i małżeństwami jednopłciowymi nabrała dynamiki w związku z pracami nad ustawą o tych pierwszych, wśród krytyków wciąż pojawia się argumentacja, że homoseksualizm sam w sobie stanowi zaburzenie. Czy rzeczywiście? I jak w ogóle doszło do wykreślenia homoseksualności z klasyfikacji zaburzeń psychicznych oraz seksualnych?

Zaburzenie psychiczne i seksualne?

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi