Twitter, czyli X, główne źródło informacji dla dorosłych, którzy uważają, że są zbyt wyrafinowani, by korzystać z TikToka, może każdego przyprawić o zawrót głowy. Nigdy nic tam nie napisałam, ale mam konto, by móc sprawdzać u pewnych godnych zaufania autorów, co dzieje się w Ukrainie, przeczytać pisane normalnym językiem krótkie komentarze Macieja Strzembosza i sprawdzić, co robi kilku znajomych. Ciekawe, że napisałam kilku, a nie kilkoro, bo nie wiadomo czemu nie ma na mojej liście kontaktów kobiet. Czyżbyśmy trzymały się raczej Facebooka? Bo przecież nie garów.
Zanim jednak nacisnę kilka klawiszy (to się na pewno teraz nazywa inaczej), by dotrzeć do osób, które mnie interesują, jestem zalewana potopem najpopularniejszych tego dnia wpisów. Może ktoś umie to ominąć, ale ja nie. To nie dla mojego pokolenia, które tym samym paluchem wybierało stronicę w Wielkiej Encyklopedii PWN i stukało na wschodnioniemieckiej maszynie do pisania. Więc najpierw widzę czeczeńskiego watażkę Kadyrowa z jakimś dużym karabinem maszynowym, w grubej czapie, na jakimś dziwnym pojeździe. Okazuje się, że jest to Cybertruck Tesla, który Kadyrow dostał w prezencie od Elona Muska, który skądinąd, jak się mówi, jest też właścicielem „X (dawniej Twitter)”.
Czytaj więcej
Szałamow, komentując opowiadanie Sołżenicyna, stwierdził, że to dziwne, że występuje tam kot, skoro ostatnie koty zjedzono w Gułagu już w 1938 r.
Jeśli ktoś jest zdumiony tą pokraczną nazwą, powinien przyjrzeć się imionom niektórych z co najmniej 12 dzieci Muska: X AE A-XII – chłopczyk zwany pieszczotliwie X – czy Exa Dark Sideræl, dziewczynka zwana pieszczotliwie Y. Nie zdążyłam się nacieszyć tą wiadomością, gdy rzuciła się na mnie kontrwiadomość, że jest to zupełna nieprawda. To znaczy prezent dla Kadyrowa, nie imiona dzieci. Ponieważ tydzień temu pisałam o Nagrodzie (Ludviga) Nobla dla Kadyrowa, to Cybertruck Tesla w prezencie od zwariowanego geniusza wydał mi się czymś prawie normalnym.
Uciekam więc od Kadyrowa, ale algorytm rzuca mnie na inną sensację. Okazuje się, że kandydat na wiceprezydenta partii republikańskiej J.D. Vance odbywał stosunki miłosne z kanapą. Na dowód zamieszczona jest strona z jego autobiografii, gdzie szczegółowo opisuje, jak w college’u, po kilku piwach… Znowu się człowiek nie zdążył zabawić, a już wyskakuje sprostowanie, że to wszystko jest nieprawda, że strona jest fałszywką, ale zaraz potem jest sensacyjna wiadomość z ostatniej chwili, że to nie była kanapa, tylko delfin…