Dla mnie Rosja nosi ciągle jak Związek Sowiecki czerwony kolor. I to taki szczególnie jaskrawy kolor, który w ZSSR najlepiej wychodził na jedwabiu. Jedwab był, skądinąd, produkowany głównie w Republice Uzbekistanu, gdzie również produkowano najwięcej bawełny, i tam długo jeszcze po oficjalnym światowym zakazie używania DDT (środek owadobójczy – red.) spryskiwano tą trucizną dzieci wywożone na kilka miesięcy w pole, żeby zbierały tam to, co nazywało się „białym złotem”. Nie chcę sugerować, że Moskwa nie posypywała czy nie karmiła swoich rdzennych Słowian truciznami, ale wiadomo, że najgorzej traktowała ludzi z nierosyjskich terenów i tam ich bardziej zatruwała i napromieniowywała. (Mam opór w nazywaniu mieszkańców ZSSR czy Federacji Rosyjskiej „obywatelami”). Zresztą do dziś nie tylko władza, ale też przeciętny Rosjanin traktują z pogardą swoich współziomków i sąsiadów niewywodzących się od Cyryla i Metodego. Gdy piszę o Rosji i Rosjanach, poprawiam się, czy raczej uszczegóławiam prawie każde zdanie. Bo nie chcę sugerować, że Rosjanie nie traktują z pogardą siebie samych (indywidualnie i grupowo), ale że tych innych – bardziej. A jak ktoś się wyłamuje z szeregu, to albo go izolują (w więzieniach i obozach), albo próbują zabić – jak Ukraińców.
Czytaj więcej
Nawet jeśli dziś jeszcze nie można zwoływać konferencji, która zadecyduje o przyszłości Rosji, to i tak należy się do niej przygotowywać.
Putinowska Rosja ukrywa się za wstążką świętego Jerzego (tak zwana Gieorgijewskaja lentoczka) w kolorach pomarańczowo-czarnych. Święty Jerzy jest patronem Rosji i kilku innych państw, powiatów i miast, w tym Lądka-Zdroju. Jak z samej nazwy wynika, święty Jerzy jest chrześcijaninem, więc – co najmniej w oczach Putina – nie dba o niewiernych. Święty Jerzy urodził się w Kapadocji, więc nie jest znane jego pochodzenie etniczne, ale Rosjanie zakładają, że rasowo był ich.
Wysunę taką oto tezę, że im bardziej dane państwo ignorowało wpływy rosyjskie po 1989 roku, im bardziej lekceważyło lustrację i dekomunizację, tym bardziej jest bezbronne dziś wobec prawdziwej rosyjskiej agentury.
A piszę to w związku z tym, że w ostatnich czasach czytamy coraz więcej wiadomości o rosyjskich agentach wywiadu, których zagęszczenie znajdujemy w państwach o słowiańsko-chrześcijańskich korzeniach. Kilka dni temu pojawiła się wiadomość o zatrzymanych w Słowenii wysoko kwalifikowanych agentach wywiadu, doskonale zamaskowanych, tak jak para z serialu „The Americans”. Serbia – kandydat do UE i jednocześnie bliski druh Rosji – słynie z zatrzęsienia agentami. Wywiad rosyjski potrzebuje agentów wszędzie, ale w tej chwili najpotrzebniejsi są oni w państwach NATO i Unii Europejskiej, zwłaszcza tacy z „legendą”, która pozwala im jeździć po całej Europie, zbierać informacje, robić zdjęcia i rekrutować nowych agentów. Nie umniejszam znaczenia agentów wpływów, czy tych wszystkich tak zwanych onuc, ale wyszkolony szpieg jest dziś bardzo potrzebny Rosji do wygrania wojny. Są oni we wszystkich państwach i niektóre z nich dokonują większych wysiłków, by ich znaleźć i izolować – inne mniej. Z daleka wygląda na to, że Polska jest w tej drugiej kategorii. Jacyś rosyjscy agenci są złapani, potem wypuszczani za kaucją, potem znikają, a w międzyczasie politycy obrzucają się wyzwiskami i mówią o komisjach i rosyjskich wpływach.