Zgubne skutki ekonomizacji życia

Zachodowi grozi duchowa i polityczna klęska. Aby jej uniknąć, potrzebne byłyby daleko idące zmiany, przede wszystkim ponowne poddanie aktywności ekonomicznej wymogom moralności, uznanie, że istnieją wartości wyższe niż tylko te ekonomiczne. Boję się jednak, że Zachód nie jest do tego zdolny.

Publikacja: 16.08.2024 17:00

Zgubne skutki ekonomizacji życia

Foto: freshidea/AdobeStock

Gdy na różne sfery życia patrzymy w kategoriach nakładów i uzyskanych zwrotów z nich, inwestycji i zysku, gdy coraz więcej elementów ludzkiej egzystencji postrzegamy jako towar, czyli rzecz, która jest do kupienia i sprzedania – jest to ekonomizacja życia. Znakiem procesu, który próbuję tutaj opisać, jest oderwanie od moralności coraz większych obszarów życia, z pracą, nauką i polityką na czele. Ta pierwsza staje się jedynie środkiem do zdobywania środków materialnych koniecznych do przetrwania jednostki. Pozbawiona głębszego sensu moralnego zarówno w wymiarze jednostkowym, jak i społecznym przyczynia się do marnowania talentów i zdolności poszczególnych osób, i do jałowości życia całych społeczeństw.

Jest to część pogłębiającego się procesu utraty sensu życia ludzkiego. Trudno go bowiem odnaleźć na dłuższą metę w utowarowieniu człowieka, traktowaniu go przez niego samego, jak i otoczenie społeczne, jako przedsiębiorstwa, którym trzeba umieć zarządzać, aby uzyskać zysk. Widomym znakiem owego utowarowienia są rozpowszechnione dzisiaj idee budowania „osobistej marki”, układania strategii zdobywania sukcesu przez widzialność medialną (głównie internetową) czy manipulowania swoją osobowością w celu wypełnienia oczekiwania urynkowionego otoczenia. Owych manipulacji można dokonywać bądź na własną rękę, przy wykorzystaniu poradników sukcesu życiowego rozumianego w kategoriach sukcesu materialnego albo też wspomagając się tzw. coachingiem – zorganizowaną praktyką doradztwa personalnego mającą na celu lepsze przystosowanie jednostek do wymagań rynkowego otoczenia.

W ten sposób rodzi się „człowiek jednowymiarowy”, by przywołać sławne określenie niemieckiego filozofa z tzw. szkoły frankfurckiej Herberta Marcusego – skoncentrowany jedynie na realizacji podsuwanych przez dominującą ideologię kapitalistyczną wartości pracy wycenianej przez rynek i konsumpcji docenianej przez otoczenie (konsumpcji na pokaz).

Przeniknięty ideałami konkurencji i walki o uznanie widzianymi przez pryzmat sukcesu, którego charakter został określony przez dominujący dziś wzór kulturowy, jest dokładnym zaprzeczeniem ideałów człowieczeństwa formułowanych przez kulturę zachodnią od początków jej istnienia. Zawsze były one bowiem postrzegane przez pryzmat wartości moralnych i światopoglądowych, wykraczających poza prosty rachunek korzyści materialnych i sukcesów odnoszonych w otoczeniu społecznym, polegających na zdobyciu dominacji ekonomicznej oraz wynikającej z niej władzy.

Czytaj więcej

Zagubieni w świecie mediów antyspołecznościowych

Moralność porzucona jak zbędny balast

Starożytni Grecy mówili o ideale „arete”, dzielności etycznej pojmowanej jako dążenie do doskonałości moralnej wykraczającej zdecydowanie poza zapewnienie sobie sukcesu materialnego czy politycznego (Sokrates, Platon, Arystoteles), a myśliciele chrześcijańscy o „osobie ludzkiej” (św. Tomasz z Akwinu) pojmowanej jako byt zawierający w sobie zarówno to, co doczesne, jak i to, co wieczne, a zatem człowiek z konieczności tylko częścią siebie skierowany jest na sprawy tego świata. Wielcy filozofowie świeccy dopatrywali się zaś wartości człowieczeństwa w realizacji takich ideałów, jak poszukiwanie prawdy, empatia i odczuwanie litości wobec bliźnich, szacunek i ochrona godności człowieka, umożliwienie mu rozkwitu zdolności duchowych przez zdjęcie z niego ciężaru ziemskich trosk materialnych (wymieńmy tylko Kartezjusza, Spinozę, Schopenhauera i Marksa). A największy z nich – Immanuel Kant – postulował, aby „traktować człowieczeństwo w sobie i w innym zawsze jako cel, nigdy jako środek” (jedna z formuł sławnego imperatywu kategorycznego), czyli postępować dokładnie odwrotnie od dominującego dziś nastawienia na traktowanie siebie jako towaru, a innych jako przedmiotów manipulacji i eksploatacji, skądinąd szeroko rozumianej, a zatem nie tylko ekonomicznie.

Co ciekawe, nawet ojcowie założyciele ekonomii jako nauki, jak np. Adam Smith, w Polsce całkowicie błędnie uznany za patrona nieokiełznanego kapitalizmu spod znaku leseferyzmu, traktowali naukę o gospodarowaniu jako fragment refleksji moralnej, o czym nauka ta w trakcie swego rozwoju całkowicie zapomniała. Stając się głównym uzasadnieniem ideowym ekonomizacji życia w jego wszelkich wymiarach, porzuciła moralność jako zbędny balast, koncentrując się na prawach efektywności ekonomicznej i modelach matematycznych zasłaniających całkowicie fakt, iż wybory ekonomiczne są zawsze zarazem wyborami moralnymi.

Widomym znakiem owego odmoralnienia ekonomii jako nauki było haniebne poparcie, jakiego udzieli krwawemu puczyście chilijskiemu Augustowi Pinochetowi dwaj nobliści: Milton Friedman i Friedrich August von Hayek. Moralny upadek ekonomii widoczny był także w jej imperializmie, polegającym na postulacie, aby wymyślone przez nią zasady rozciągnąć na całokształt życia ludzkiego. Widomym znakiem tego podejścia był nakaz traktowania wszelkich relacji międzyludzkich z miłością na czele na wzór relacji gospodarczych (noblista Gary Becker). Jedna z wpływowych szkół ekonomicznych, tzw. szkoła wyboru publicznego, nakazywała myśleć o polityce jako sferze rządzącej się de facto prawami ekonomicznymi (kolejny noblista – James M. Buchanan).

Ów redukcjonizm ekonomistyczny niósł ze sobą jawny przekaz ideowy: nie doszukujmy się w życiu ludzkim żadnych wartości, które nie dałyby się ostatecznie sprowadzić do rachunku zysków i strat, do transakcji. W tej perspektywie np. mające głęboki sens relacje niesymetryczności w miłości czy przyjaźni (brak oczekiwania stuprocentowej wzajemności), czy miłość nie oglądająca się na żadne względy zewnętrzne, jak tradycyjnie pojmowane uczucie rodziców do dzieci, muszą uchodzić za aberrację, jak każda zresztą bezinteresowność, trwałość uczuć czy gotowość do poświęceń. W szczególności bezinteresowność w świetle neoliberalnej ekonomizacji życia musi uchodzić za frajerstwo, wszak jak głosi jej znane hasło: „nie ma darmowych obiadów”, wszystko jest tylko kwestią korzystnej wymiany.

W tym też sensie poszukiwanie prawdy przez naukowców nieoglądających się na stopnie naukowe czy punkty za publikacje musi być postrzegane jako dziwaczne, podobnie jak tworzenie sztuki przede wszystkim po to, aby wyrazić siebie, a nie w celu uzyskania poklasku i materialnego uznania. Wszelka działalność, która poszukuje wartości autotelicznych, czyli swoich własnych, niepodporządkowanych kategoriom zysków i strat, użyteczności ekonomicznej czy możliwości monetyzacji musi być traktowana jako strata czasu (nic dziwnego, że w tej perspektywie tak pojmowane jest zajmowanie się filozofią, uchodzące przez wieki za najwyższy wyraz człowieczeństwa, a dziś powszechnie pogardzane jako bezproduktywne i niepraktyczne).

W ten sposób jednak nasza wyobraźnia moralna i światopoglądowa ulega spłaszczeniu, a dobre życie zostaje utożsamione z zarabianiem pieniędzy. Dokonuje się także „przewartościowanie wszelkich wartości”, aby użyć tej sławnej formuły Fryderyka Nietzschego; to, co przez wieki było cenne, jak np. osobista skromność, okazuje się nic nie warte, przegrywając z zachętą do bezwstydnego reklamowania swojej osoby, a to, czym przez wieki pogardzano, jak np. egoizm, staje się wartością wyróżnioną. W ten sposób to, co niegdyś było złem (np. chciwość, bezwzględność, nielojalność) staje się dobrem i na odwrót.

Nigdzie tego procesu nie widać lepiej niż w mediach elektronicznych (telewizja, internet), w których króluje bezwstydne kupczenie życiem prywatnym, budowanie poklasku na poniżaniu innych („kultura upokarzania”), pochwała nielojalności i chamstwa. W ten sposób powstaje zjawisko, które określiłem kiedyś mianem „nihilizmu medialnego”.

Wyścig narcyzów

Kultura zachodnia pod wpływem opisywanej tu ekonomizacji ogromnie się prymitywizuje, a typowe dla niej źródła sensu ulegają wysuszeniu. Trudno się dziwić, że część co bardziej wrażliwych jednostek odczuwa ten proces jako utratę sensu życia.

Na szczęście, nie wszyscy poddają się dominującej ideologii. Płacą jednak za to poczuciem wyobcowania. Nie jest bowiem tak, że sens ów jest jedynie pochodną indywidualnych wyborów, jak postulował onegdaj wielki filozof francuski Jean-Paul Sartre. Choć ich zakres od czasu narodzin tzw. nowoczesności (mniej więcej koniec XVIII wieku) znacznie się poszerzył, co było związane m.in. z procesami pluralizacji światopoglądowej oraz rozwojem tzw. kultury indywidualizmu, to jednak wciąż na wybory owe wpływ miał dominujący przekaz ideowy niejako z góry nadający specjalną wartość niektórym z nich (i tak na przykład w czasach przednowoczesnych problem sensu życia właściwie nie istniał, był on bowiem bezproblematyczny i określony z góry, w tym sensie nie istniał także problem z tożsamością, albowiem była ona zawsze „wyrobem gotowym”, jak to się określa w dzisiejszej nauce).

Podobnie jest i dzisiaj. Dominację uzyskał wybór nadający najwyższą sankcję zwycięstwu w wyścigu o dobra materialne oraz życiowy sukces pojmowany jako umiejętność zarządzania sobą jako towarem wystawionym na sprzedaż i konkurującym z innymi tak pojmowanymi towarami (dotyczy to także wychowywania dzieci traktowanych jako inwestycja, która powinna się zwrócić).

To musi wpływać na odczuwanie sensu życia przez poszczególne jednostki, tak jak wcześniej wpływały na niego ideały inne. Jeszcze niedawno były one wyznaczane przez pojmowanie swego życia jako elementu większej całości, czy to o charakterze religijnym, czy świecko-wspólnotowym. Jednak wraz z postępującą erozją przekonań religijnych (laicyzacją) oraz pogłębiającą się indywidualizacją prowadzącą do narodzin hiperindywidualizmu i towarzyszącego mu narcyzmu, owe wspólnotowe źródła sensu wyschły. Pozostały samotne jednostki zaciekle walczące ze sobą o sukces materialny.

Ciekawie proces ten widać na przykładzie ewolucji kapitalizmu, który od ustroju honorującego jeszcze pewne wartości pozamaterialne, takie jak działalność na rzecz dobra ogółu, przeszedł do systemu, w którym liczy się wyłącznie zysk. Znakiem tej ewolucji było w ekonomii zastąpienie keynesizmu neoliberalizmem spod znaku Miltona Friedmana, który ogłosił, że jedynym obowiązkiem przedsiębiorstwa jest osiąganie zysku. Znakomitą ilustracją jest historia biznesu braci McDonald i menedżera Raya Kroca, który go przejął, zawarta w filmie pt. „McImperium”. Bracia pojmowali swój biznes jako element nie tylko zarabiania pieniędzy, ale także pracy na rzecz lokalnej wspólnoty, Ray Krock zaś jedynie jako sposób na uzyskiwanie zysków.

Również upadający autorytet państwa i prawa znamionuje erę odchodzenia do wartości wspólnotowych i absolutyzację woli jednostkowej. Często odbywa się to pod hasłem przywracania wolności wyboru. Tymczasem już od dawna wiadomo, że „nikt nie jest samotną wyspą”, jak pisał żyjący na przełomie XVI i XVII wieku wielki poeta angielski John Donne, i konsekwencje indywidualnych wyborów są często zabójcze dla dobra ogółu, np. odmowa szczepień wpływa na powrót chorób od dawna wydawałoby się opanowanych, jak choćby odry. W tym sensie dzisiejszy patologiczny indywidualizm owocujący buntem wobec państwa i prawa jest niczym innym jak tylko przepisem na katastrofę społeczną.

Podobnie przepisem takim jest nasilający się nacjonalizm, który jest z kolei patologiczną reakcją na hiperindywidualizm. Rozpaczliwą próbą poszukiwania sensu, który wykracza poza jednostkową egzystencję. Sensu, którego deficyt staje się dla wielu ludzi nie do zniesienia.

Czytaj więcej

Populizm kontra kapitalizm. Czy wracamy do prawdziwej polityki?

To jeszcze nie dekadencja

W nakreślonej powyżej perspektywie mówienie o kryzysie Zachodu jest uzasadnione. Stał się on przede wszystkim „królestwem mamony”, by użyć tytułu głośnej książki nieżyjącego już angielskiego politologa i wieloletniego członka parlamentu brytyjskiego z ramienia Labour Party Davida Marquanda przerażonego ewolucją Wielkiej Brytanii, w której chęć zarabiania pieniędzy przysłoniła wszelkie inne wartości („Mammon’s Kingdom: An Essay on Britain”). Widać to znakomicie na przykładzie zachowania się tysięcy przedsiębiorstw zachodnich, które nie opuściły Rosji w ostatnich latach, kierując się zasadą „zysk ponad wszystko”.

Obym się mylił, ale moim zdaniem zwiastuje to klęskę Zachodu. Duchową i polityczną. Aby jej uniknąć, potrzebne byłyby daleko idące zmiany. Przede wszystkim ponowne poddanie aktywności ekonomicznej wymogom moralności, uznanie, że istnieją wartości wyższe niż tylko te ekonomiczne. Boję się jednak, że Zachód nie jest do tego zdolny, co historia reakcji na kryzys 2008 r. jest widomym znakiem. Była to całkowicie zmarnowana szansa na zmiany. Tak jak są tego znakiem pogłębiające się nierówności społeczne, dziś przybierające wręcz absurdalne wymiary (ostatni raport organizacji Oxfam jest w tym względzie wręcz szokujący).

Zachód utracił busolę moralną, choć przecież nie stoczył się jeszcze do poziomu moralnej dekadencji, co zarzucają mu konserwatyści różnych maści. Wciąż tkwi w nim zdolność do pozytywnej zmiany, co wynika m.in. z jego zdolności do samokrytyki. To ona wszak przez wieki ratowała go przed popadnięciem w duchowy upadek. Oby i tym razem było podobnie.

Prof. Andrzej Szahaj

Filozof, historyk myśli społecznej i kulturoznawca, pracuje w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Gdy na różne sfery życia patrzymy w kategoriach nakładów i uzyskanych zwrotów z nich, inwestycji i zysku, gdy coraz więcej elementów ludzkiej egzystencji postrzegamy jako towar, czyli rzecz, która jest do kupienia i sprzedania – jest to ekonomizacja życia. Znakiem procesu, który próbuję tutaj opisać, jest oderwanie od moralności coraz większych obszarów życia, z pracą, nauką i polityką na czele. Ta pierwsza staje się jedynie środkiem do zdobywania środków materialnych koniecznych do przetrwania jednostki. Pozbawiona głębszego sensu moralnego zarówno w wymiarze jednostkowym, jak i społecznym przyczynia się do marnowania talentów i zdolności poszczególnych osób, i do jałowości życia całych społeczeństw.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi