Nie ma mnie na Facebooku i nie będzie. Dlaczego? W moim przekonaniu naprawdę cennych kontaktów międzyludzkich można mieć w życiu niewiele. Tak jak można mieć tylko kilku przyjaciół. Z wymiany opinii z wieloma ludźmi nie wynika wcale, że niejako automatycznie nastąpi jakiś wzrost rozeznania w sprawie, spotęgowanie wglądu w jej istotę, generalnie – przyrost mądrości (indywidualnej i wspólnotowej). Dzieje się tak raczej w wyniku rozmowy z wybranymi partnerami, o których wiemy, że nie zmarnują naszego czasu, ale oświecą nas w sprawach dla nas niejasnych. Stąd bierze się idea seminarium naukowego, z reguły nielicznego, które jest formą wspólnego myślenia, kształtowania zbiorowej mądrości.
Nieprzefiltrowana ilość opinii nader często przeradza się w chaos i zgiełk, w szum informacyjny. Bardzo trudno wyłowić z niego perełki informacji ważnych i refleksji ciekawych. Łatwo się o tym przekonać, gdy czyta się opinie czytelników pod jakimś tekstem zamieszczonym w internecie. Większość z nich to wyraz silnych emocji (najczęściej negatywnych), bardzo niewiele chęci merytorycznej dyskusji. Z reguły są one wyrazem jakichś uprzedzeń, dziwacznych teorii spiskowych lub daleko idących uproszczeń.
Czytaj więcej
Powinniśmy bać się totalitaryzmu. Doświadczenia historyczne aż za bardzo przekonują nas, że jest złem. Sprawa ta wydaje się oczywista, a jednak z uporem brniemy w jego nową formę, zachowującą pozory postępu, zmierzania ku świetlanej przyszłości.
Fałszywa rozmowa
Obawiam się, że Facebook – główny „bohater” mojego tekstu – to medium, które zjawisko kiepskiej jakościowo wymiany opinii jedynie potęguje, ściągając ludzi raczej na dno bylejakości intelektualnej, niż podnosząc ich świadomość. A przy okazji zabiera mnóstwo czasu, który można by wykorzystać lepiej, np. na czytanie książek. Nadto, staje się jedynie erzacem jakiejś autentycznej rozmowy. Erzacem, bo ta ostatnia jest zdarzeniem psychofizycznym, co wynika z faktu, że jesteśmy istotami psychofizycznymi. Słowem, w przypadku rozmowy ważne są dla nas nie tylko wprost zwerbalizowane informacje, ale także gesty, wyrazy twarzy, tembr głosu czy sposób akcentowania wyrazów. Facebook siłą rzeczy nie może tego zapewnić. Daje zatem jedynie pozór prawdziwego międzyludzkiego kontaktu. Wyjaławia komunikację, dokonując jej jednowymiaryzacji (werbalna komunikacja bez języka ciała).
Szczególnie szkodliwy jest wtedy, gdy tworzy w jego „mieszkańcach” przekonanie, że naprawdę rozmawiają, bo pokazuje, iż nie wiedzą już, na czym prawdziwa rozmowa polega i jakie ma znaczenie dla naszego życia. A ma znaczenie kapitalne, bez niej nie mamy szansy na stanie się ludźmi w pełnym tego słowa znaczeniu. A jeszcze bardziej wtedy, gdy zgodnie z logiką stopniowego przenoszenia całego życia do sieci utrwala złudne przekonanie, że można za jego pośrednictwem uzyskać przyjaciół. To oczywista bzdura. Raz dlatego, że wymaga to kontaktu twarzą w twarz, a dwa – jej nawiązywanie jest procesem długotrwałym (przypomnę powiedzenie o „beczce soli, którą trzeba z kimś zjeść, aby się zaprzyjaźnić”).