Sami chłopcy w ofierze

Najnowsze odkrycia archeologiczne – w tym archeogenetyczne – przeczą wizji świata Majów, jaką my, Europejczycy, wymyśliliśmy i promujemy - mówi dr. Michał Gilewski, majolog z Centrum Badań Andyjskich Uniwersytetu Warszawskiego.

Publikacja: 02.08.2024 17:00

Chichen Itza, jedno z najsłynniejszych stanowisk Majów, jest obecnie przedmiotem nowych badań, które

Chichen Itza, jedno z najsłynniejszych stanowisk Majów, jest obecnie przedmiotem nowych badań, które wskazują, że rozwijało się ono do co najmniej 1100 roku naszej ery, co wskazuje, że klasyczna kultura Majów trwała dłużej, niż wcześniej sądzono

Foto: ALPHA-DIVERS

Plus Minus: Zajmuje się pan cywilizacją Majów, czyli pewną konkretną środkowoamerykańską kulturą archeologiczną….

Mówimy o konkretnej społeczności, żyjących do dziś ludach rozwijających się przez tysiące czy nawet dziesiątki tysięcy lat w oderwaniu od tzw. Starego Świata. Stąd ludy Ameryki, Indianie, prekolumbijskie kultury tubylcze, tworzą świat odrębny, różny od naszego. Nie jest to świat miniony. Językami z rodziny maya na półwyspie Jukatan w Gwatemali do dziś (według danych z przełomu wieków XX i XXI) mówiło na co dzień 40 proc. ludności. Majowie zatem istnieją do dziś. Co więcej, wierzą, że będą niezależnie od okoliczności żyli wiecznie – porozumiewają się po majańsku, kultywują swoje obyczaje, w tym religijne, np. praktyki podobne do „szamańskich”, a także charakterystyczną sztukę użytkową (tkactwo, ceramika) oraz tradycyjne rolnictwo.

Oczywiście, żyją do pewnego stopnia jak my: mają telefony komórkowe i media społecznościowe, a kilkaset lat temu znaleźli się nagle w świecie stali i innych metali, koni i nowych chorób zakaźnych. Dziś w swoim własnym świecie są „prześladowaną większością”. Co paradoksalne, najcięższe czasy dla tej kultury – poza ścisłą konkwistą, która paliła ich pisma, zabraniała obrzędów – nastąpiły właśnie w wyniku emancypacji kolonii hiszpańskich i ich wybijania się na niepodległość. Kraje Ameryki Łacińskiej chciały być nowe i nowoczesne, stąd nie tylko zrywały z przeszłością kolonialną, ale i w ogóle z przeszłością. Ludność tubylcza nie była zaś synonimem postępu – ją i jej kulturę spotykały zatem represje. Współczesnym przykładem tego był konflikt zbrojny między Sandinistami a ludnością Miskito w Nikaragui.

Nie wejdziemy w opowieść, jak lewica, zwłaszcza skrajna, zwalcza prosty lud, choć liczne są tego przykłady. Pan wspomniał o historii Majów liczącej tysiące lat, a Wikipedia datuje ich najwcześniej na 400 r. p.n.e.

Historia bywa złożona. Majowie są Indianami Ameryki Północnej, wywodzą się z rozpływających się w mrokach prehistorii kultur indiańskich, z którymi mają cechy wspólne. Językoznawcy ustalili wiek języka Majów na tak odległy (jest to na tym terenie okres przedceramiczny, zatem archeolodzy nie mają w ręku swej głównej „pomocy naukowej”) dzięki badaniom pośrednim, opartym na analizie porównawczej. Choć faktem jest, że najstarsze majańskie teksty – pismo hieroglificzne zmodyfikowane tak, by zapisywać dźwięki, daje się zatem rozpoznać zapisany nim język – pojawiają się ok. 250 r. p.n.e., co daje się rozciągnąć do roku 400 p.n.e., kiedy mamy pojedyncze znaleziska w formie malunków na figurkach kobiecych ze stanowiska, na którym ja pracuję, w Narodowym Parku Archeologicznym Tak’alik Ab’aj w Gwatemali. Dominuje w tych najstarszych zapisach starożytny wariant pewnej grupy języków majańskich, nazywanych językami cholskimi, najbardziej jest on spokrewniony z współczesnym językiem ch’orti. Wiele z majańskich języków jest bardzo podobnych, ale są i sytuacje, gdy połowa wsi mówi jednym z nich, a pozostali mieszkańcy innym, teoretycznie tak odmiennym, jak polski od sanskrytu.

Są stanowiska, jak Copan w Hondurasie, które archeolodzy uwielbiają, bo jest tam mnóstwo tekstów, w tym reliefów na kamiennych budynkach, oraz rzeźb etc. Gdy jednak przyjrzano się ceramice, uznano, że owszem – piśmienne elity były Maya, ale dookolny lud już niekoniecznie.

Czytaj więcej

Kukułki Darwina

Jak na historię języka, pismo u Majów pojawia się zatem bardzo wcześnie. To sporo mówi o tym ludzie, jego kulturze oraz o tym, dlaczego Hiszpanie tak zwalczali w okresie podboju zabytki tego piśmiennictwa. Pojawiają się jednak wokół Majów „inne ludy”.

Pierwszą osobą, która zetknęła się z nazwą „Maya”, był Krzysztof Kolumb w roku 1502, o czym wiemy z listów brata Kolumba Bartolomé – odkrywca Ameryki spotkał u wybrzeży dzisiejszego Hondurasu dalekomorską wyprawę kupiecką płynącą olbrzymią kanoe, złożoną z ludzi, którzy zapytani, kim są, odpowiedzieli, że „Maya”.

Istnieje dogmat, że Majowie nie mieli kontaktów z Inkami, a z ludami z Kolumbii i Wenezueli owszem, bo handlowali z nimi jadeitem. Nie ma śladów kontaktów językowych oraz obserwowane są spore różnice kulturowe między południowo-wschodnim Meksykiem, gdzie żyją Majowie, a terenami dzisiejszego Peru, Boliwii, Ekwadoru czy Chile. W pierwszym okresie rozwoju ich cywilizacji (I tysiąclecie p.n.e.), gdy zaczęli się osiedlać i z ludu zbieracko-łowieckiego stali się ludem rolniczym, ich najbliższymi sąsiadami, aczkolwiek zanurzonymi w głębszej o jakieś 500 lat przeszłości, byli Olmekowie. Żyli na zachód od Majów, mieli już sztukę monumentalną (słynne gigantyczne rzeźbione głowy) i duże osady, ale gdy Majowie zaczynają „świecić”, Olmekowie gasną.

Po tym okresie formatywnym, zwanym preklasycznym, następuje okres pierwszego tysiąclecia naszej ery, zwany klasycznym, największego rozwoju tej kultury (kamienne miasta, megalityczne budowle etc.). Pod koniec tego okresu kultura ta według podręczników archeologii upada, tak że od 1000 do 1200 r., czyli zanim przybyli Hiszpanie, Majowie mieliby zamieszkiwać drewniane wioski, żyć w swoistym rozproszeniu, podatni kulturowo na wpływy zewnętrzne. Archeolodzy nazywają to internacjonalizacją.

Te wpływy obce docierały z gór Meksyku, z którym to obszarem oddalonym o ok. 1000 km Majowie mieli ważne relacje. Po 1200 r. n.e. ten właśnie region staje się siedzibą Azteków, wtedy jednak cywilizacja Majów znajduje się, według większości badaczy, we wspomnianym okresie schyłkowym czy „degeneracji”. Aztekowie, w ramach swojej polityki satelitarnej, prowadzili wtedy wojny przeciwko ludom majańskim, tak iż udało im się podporządkować sobie i skolonizować odległy od ich państwa kawałek ziemi, prowincję Soconusco, bardzo cenną, bo dostarczającą ziarna kakaowego, czyli pieniądza. Bo za ziarno kakaowca w tamtejszym świecie można było kupić dosłownie wszystko. Królika na obiad, prostytutkę na noc, nóż ze szkła wulkanicznego. Bo ludy te nie znały metalurgii, w naszym sensie rozumienia „epok archeologicznych” żyły w epoce kamiennej, aczkolwiek… Kto ma najwyższej jakości obsydian, nie musi wymyślać stali. Tradycja mówi też o innych ludach, poprzedzających Azteków, ale ich ewentualna rola w upadku cywilizacji majańskiej jest niejasna. Sam „zanik” cywilizacji Majów w okresie schyłkowym, jego bezpośrednie przyczyny to nadal wielka zagadka. Jeśli się znajdą pieniądze na wieloletnie wykopaliska, z pewnością zostanie wyjaśniona (śmiech).

Stąd z tej „internacjonalizacji” kultury majańskiej w okresie schyłkowym wielu badaczy zaczęło wnioskować, że ludy obecnie mówiące językami majańskimi nie muszą mieć wiele wspólnego z owymi Majami z okresu klasycznej świetności tej cywilizacji. Dotąd nie było metod, żeby się na ten temat wypowiedzieć ostatecznie – dopiero archeogenetyka może tu pomóc i, jak rozumiem z ostatnich badań opublikowanych w połowie czerwca tego roku na łamach „Nature”, to właśnie się stało.

Za moment do tej przełomowej publikacji przejdziemy, ale chyba się nie da bez spojrzenia najpierw na majańską kulturę materialną i duchową. Co trzeba widzieć o majańskich piramidach ukrytych w dżungli aż po XIX w., kiedy pierwsi brytyjscy archeologowie wycięli dostęp do nich maczetami?

Najpierw trzeba powiedzieć, że niekoniecznie dopiero maczeta pierwszych archeologów odkryła owe zarośnięte dżunglą kamienne miasta, ale już Hiszpanie je widzieli, co niedawno okazało się dzięki badaniom historycznym. Konkwistadorzy opisali widoczną i wcale nie zarośniętą dżunglą monumentalną architekturę w czasach, kiedy Majowie mieli już być niezdolni do jej tworzenia i utrzymania. I nie kto inny, a Hiszpanie, owe np. piramidy rozmontowywali, by wybudować z tych kamieni swoje miasta. Świadczą o tym niedawne badania w Głównym Archiwum Indii prof. Johna Chuchiaka, który odkrył dokumentację rozbiórki gigantycznej, mającej około 60 m wysokości piramidy T’ho, z której kamieni Hiszpanię zbudowali miasto Mérida.

Warto też zauważyć, że wynalazek pisma poprzedza tu wzniesienie owych kamiennych steli, na których pojawiły się piękne inskrypcje zapisywane specyficznym systemem kalendarzowym. W okresie zaś późniejszym, korzystano z tzw. zapisu skróconego, co uniemożliwia prawidłowe datowanie tych zabytków, stąd mniej się o nich mówi.

Do niedawna królowało przekonanie, że w okresie klasycznym powstawała najpiękniejsza sztuka i największe monumenty, ale ostatnio (najpierw przełom lat 80. i 90. XX wieku oraz lata 2016/2017) okazało się to nieprawdą. Odnaleziono datowane na okres preklasyczny stanowiska El Mirador czy Aguada Fenix z monumentalną architekturą i gigantycznymi osadami, których tam jeszcze nie powinno wtedy przecież być. Majowie zaczęli wznoszenie monumentalnych konstrukcji w końcówce okresu mezolitycznego, zanim zostali ludem rolniczym. Ich zdolność do podjęcia takich gigantycznych zbiorowych „prac społecznych” nie wynikała z jakiegoś niesamowitego zaawansowania technologicznego czy nowych formacji ekonomiczno-politycznych, a raczej ze zdolności do dobrego porozumiewania się – także na większe odległości – czyli z łączącej ich jedności kulturowej i duchowej.

Łączyły ich wierzenia. Wspólną cechą wszystkich kultur indiańskich jest kult przodków. Majowie uważali, że przodkowie żyją pod ziemią. Symbolem ziemi jej życiodajności i ukrytego w niej świata podziemnego jest Święta Góra – także ta sztuczna pod postacią piramidy. Piramida zatem nie służyła do wspinania się do nieba, tylko do zasypania grobowca najważniejszych przodków jeszcze większą ilością ziemi. Co na tamtejszym płaskim terenie wymagało monumentalnych konstrukcji. Takie rzeczy dzieją się do tej pory w Amazonii, gdzie łowcy-zbieracze wznoszą małe kopce. Czasem jednak, co znowu przywodzi na myśl wspomnianą niedawną publikację z „Nature”, do której badania przeprowadzono na jednym ze stanowisk fazy schyłkowej cywilizacji Majów, zwanej Chichen Itza, kontakt z krainą przodków następował w naturalnych jaskiniach czy lejach krasowych, rozpadlinach skalnych etc.

Wierzenia te również nakazywały odnosić się z szacunkiem nie tylko do przodków, traktowanych jak mityczni założyciele majańskiego państewka. Powodzenie osobiste, rodzinne, naszego państewka, nawet całego regionu (np. dobra dla zbiorów pogoda), było uzależnione od owego szacunku, bo to przodkowie pochowani w ziemi sprawiali, że ziemia się odradza, zakwita, że istnieją zwierzęta i pełna życiodajnej energii kukurydza, że jesteśmy my wszyscy. Majowie rozpoznawali obecność przodków wśród nich i uważali, że jest ona częścią ich krwi i ciała. Sprawiało to, że każdego człowieka, nawet najgorszego wroga, każde zwierzę traktować trzeba było jako spokrewnionego, a nawet bezpośrednio związanego z nami. Traktowanie z szacunkiem roślin, zwierząt, ludzi, było z tego powodu regułą etyczną. Każdy zatem był zobowiązany do szacunku wobec przodków i do zachowywania się wobec nich w odpowiedni sposób (zobowiązanie, dług, brzemię – to bardzo ważne dla Majów pojęcia, nazywają siebie „ludem zobowiązania”, a słowo maya, najprawdopodobniej oznacza „obdarowanie, pożyczkę”). Przodkowie zaś, postrzegani także w sposób najprostszy jako dziadkowie, odtwarzali się – regenerowali – we wnukach, którzy byli do nich podobni. U Majów potomek jest traktowany jako symboliczny rodzic swojego biologicznego rodzica, i zdarza się, że dzieci zwracają się per „dziecko” do swoich biologicznych rodziców, a rodzice zwracają się do dzieci, jak do swoich rodziców.

Czytaj więcej

Jarosław Dumanowski: Kostka rosołowa była kiedyś wielkim przysmakiem

Co trzeba zrobić, by być dobrym dla swojego przodka?

System opierał się na percepcji, że wszyscy żyjemy w świecie magicznym, który wymaga dobrych relacji z przodkami i innymi ludźmi. Czasem dochodzi do rywalizacji (konflikt, wojna) – wtedy również pojmujemy ją magicznie. W systemie tym brak szacunku (czasem nieuświadomiony) prowadził do zaburzenia porządku. Niekiedy bardzo poważnego, jak np. susza. Naruszenie naturalnego porządku – co widać, bo np. ziemia nie kwitnie, a o tej porze już powinna – wymagały po pierwsze, ciężkiej pracy na roli, po drugie, bycia zdyscyplinowanym, po trzecie, zadawania cierpienia sobie lub innym – także w formie złożenia przodkom ofiar. Czasem były to ofiary krwawe, polegające na upuszczeniu sobie krwi za pomocą np. kolców roślinnych, z dłoni czy nawet z członka, a także ofiary ze zwierząt czy ludzi – składanych w ofierze do ziemi.

Co jest dla Majów specyficzne, rozwinęła się tu astrologia i kalendarzowa numeromancja. Wszystko cyklicznie się powtarza za sprawą przodków lub bóstw, zatem jeśli my zachowamy się zgodnie z zasadami, to po porze suchej nastanie deszczowa, bo taki jest naturalny obrót rzeczy. Funkcjonowało też swoiste majańskie feng-shui, bo według Majów wszystko i wszyscy na świecie mają właściwe sobie miejsce. I tak np. kości zabitych i zjedzonych zwierząt są „zasiewane” do lasu, bo stamtąd wyszły zwierzęta. Zaburzenie tego porządku byłoby w dzisiejszych kategoriach rozumiane jako grzech – stajemy się przez odstępstwa wobec tego porządku ludźmi moralnie złymi. Wojna były w ich świecie magicznym rytuałem. Polowania na ludzi czy trofea z ludzkich głów – które nadal mają miejsce wśród ludów Amazonii – to są czynności symboliczne. To, co my byśmy uznali za syndrom sztokholmski, gdy np. jeniec pomaga swoim oprawcom w złożeniu go w krwawej ofierze, dla nich było uczestnictwem w spłaceniu życiem swojego długu wobec przodków.

Ofiary z ludzi to coś koszmarnego w naszym rozumieniu i odczuwaniu. Porozmawiajmy zatem o Chichen Itza i o szczególnym naturalnym grobowcu, gdzie antropolodzy, już w latach 60. XX wieku, gdy go odkryto, doliczyli się około 100 zwłok dzieci. Uznano – złożonych w ofierze. Anonsowana już praca badawcza z „Nature” zajęła się właśnie tymi tajemniczymi szczątkami.

Ta praca z zakresu archeogenetyki, nie zaś czystej archeologii, nie stawiała sobie za cel poszukiwania odpowiedzi, która ostatecznie zapewniła jej, mam wrażenie, największe zainteresowanie mediów. Odkrycie bowiem, że w tym naturalnym grobowcu, czyli krasowym leju, znajdują się z wielkim prawdopodobieństwem sami chłopcy w wieku od lat kilku do kilkunastu, było wielkim zaskoczeniem. Najprawdopodobniej byli tam oni wrzuceni w celach ofiarnych w latach 600–1000 n.e., a czy byli oni najpierw truci lub usypiani, pozostaje do dalszej analizy toksykologicznej. Antropologiczne bowiem badania wcześniejsze nie były w stanie na kościach tak młodych w momencie pochówku, a jednocześnie tak uszkodzonych przez czas i wilgotno-gorące warunki rozkładu ustalić z całą pewnością płci tych zmarłych.

Uważano zatem, że tam są dzieci płci obojga, i nie wiązano tego odkrycia sprzed pół wieku z okładem z żadnym szczególnym etnokulturowym przekazem. Co tym razem uczyniono, wiążąc je moim zdaniem ze zbyt dużą pewnością siebie, z tzw. historią o boskich bliźniakach majańskiego ludu K’iche’, spisaną wkrótce po podboju hiszpańskim. Jest to – jak my byśmy go nazwali – mit orficki o schodzeniu do podziemnej krainy zmarłych i nawiązywaniu relacji z tamtejszymi bóstwami, dzięki czemu na ziemię wracają ojcowie.

Podstawowym bowiem celem tych badań, zrealizowanych w najwyższej klasy naukowych instytucjach (Instituto Nacional de Antropología e Historia w meksykańskiej Meridzie oraz Max-Planck Institute for Evolutionary Anthropology w Lipsku), było ustalenie, czy Majowie z Chichen Itza mają cokolwiek wspólnego genetycznie z dzisiejszą ludnością tamtych terenów. Okazało się, że jak najbardziej, i są na świecie liczni archeolodzy, których to właśnie musiało zaskoczyć. Streszczając wyniki, dzisiejsza ludność z wioski oddalonej o kilkanaście kilometrów to potomkowie sióstr i braci tych 6–12-letnich w momencie śmierci chłopców, których ofiarowano przez wrzucenie do rozpadliny skalnej czy leju krasowego, kojarzącego się Majom z zaświatami.

Potomkowie to jednak szczególni, co jest kolejnym zamierzonym odkryciem. A mianowicie niespecjalnie wymieszani z ludnością pochodzenia hiszpańskiego, bo konkwistadorzy i ich potomkowie się tam zapuszczali bardzo rzadko (co zresztą pozwoliło się tam zachować monumentalnej architekturze, budowanej z rozmachem mimo tzw. okresu schyłkowego cywilizacji Majów). Ponadto we współczesnej majańskiej wsi mieszkają potomkowie przeselekcjonowani pod kątem immunologicznej wrażliwości na choroby zakaźne, zwłaszcza salmonellozę. Konkwista była czasem, gdy na Jukatan zawleczono europejskie zarazki i one zabiły ludzi niosących genotypy wrażliwe na te patogeny. Dzisiejsza populacja zatem ma w swych komórkach wyselekcjonowany spośród dawnych Majów zestaw genetyczny zapewniający wyższą odporność względem tych chorób.

Natomiast, skoro z tych rozsypujących się w rękach czaszek udało się wydobyć kostne osłony ślimaka ucha wewnętrznego, z których dało się wyizolować archaiczny DNA w stosownej ilości i jakości, to zrobiono na nim także najprostszy z możliwych genetycznych testów, potwierdzający we wszystkich przebadanych indywidualnych próbkach obecność chromosomu Y. A to znaczy, że kości te bez wyjątku należały do chłopców, co więcej, jak się okazało w wyniku innych badań genetycznych, częstokroć bliźniąt lub rodzeństwa.

Moim zdaniem nie chodzi tutaj jednak dosłownie o wcielanie w życie historii tych „boskich bliźniaków” z jednej z wersji mitu K’iche’ (lud ten jest językowo i kulturowo odległy od Majów z Chichen Itzy). Wśród ludów Maya rozpowszechnione są inne wersje mitu, które mówią o trojaczkach, a pokrewny Majom lud Wasteków w swoim micie miał tylko jednego chłopca. Nie zmienia to mojego zachwytu nad wynikami, one dowodzą, że archeogenetyka jest czymś, bez czego archeologia nie może poruszyć się dalej, np. jak w tym wypadku ustalenie kulturowej preferencji do ofiar z dzieci płci męskiej.

Zatem zapominając o jednej z wielu legend Majów, a przechodząc do realnego ich spojrzenia na świat, które skłaniało rodziców, by składali swoje dzieci w ofierze, to o co chodziło w tym koszmarnym i nieludzkim w naszych uformowanych przez cywilizację judeochrześcijańską oczach rytuale?

Istnienie rytuałów składania ofiar z ludzi nie budziło wątpliwości historyków, są bowiem na jego temat świadectwa pisane hiszpańskie, gdzie opowiada się właśnie o wrzucaniu dzieci do rozpadlin skalnych czy lejów krasowych. Zjawisko to w sekrecie trwało jeszcze na długo po konkwiście. Hiszpańscy księżą pisali zresztą, że Majowie uważali, że ponieważ często nie widać ciał osób wrzuconych do jaskini, to nie umierają one, a wracają po prostu do krainy zmarłych. Europejscy archeolodzy z przełomu XIX i XX w., nie ufając hiszpańskim świadectwom, uczynili jednak z tego opowieść o pięknych, a nielicznych dziewicach składanych w ofierze.

Tu wracamy do podstawowego, ale i magicznego w tej kulturze pojęcia transakcji i zobowiązania. Gdy coś jest nie tak na naszym świecie, to znaczy, że nasi przodkowie są na nas źli, gdyż nie wypełniliśmy swego zobowiązania, trzeba ich w jakiś sposób udobruchać. Ciało to pojemnik na duszę, a skoro przodkowie dają nam naszą materialność i materialność naszym dzieciom, to trzeba im to czasem oddać. Zasada zaś odradzania się funkcjonuje (np. dajemy kolejnym dzieciom imiona tych zmarłych dzieci, choć to nie jest taka wprost reinkarnacja) i nie jest kluczowe to, co dzieje się w świecie materialnym.

Ci ludzie wierzyli, że oddanie dzieci w ofierze zapewnia przetrwanie ich ludowi. Brzmi paradoksalnie, ale w magicznym świecie nie ma paradoksów. Był to obowiązek wobec bóstw, a więc był wypełniany. Nie wynikał z brutalności czy tego, że ci ludzie nie kochali swoich dzieci. Dla wielu grup Majów codziennie jest inny, nowy dzień, a oni sami codziennie umierają i odradzają się następnego dnia – cały świat jest zjadany przez noc. Pusty śmiech wstrząsa Majami, gdy etnolodzy czy antropolodzy kultury pytają ich o koniec świata, albo informują, że ich cywilizacja się skończyła 500 lat temu. Oni uważają się za wiecznych i codziennie odzyskujących nieskończoność i nieśmiertelność. Dzieci ofiarowane narodzą się na nowo.

Składając w ofierze bliźniaki, Indianin zwany dziś coraz częściej Amerykaninem myślał: bogowie muszą mnie bardzo lubić, skoro dali mi naraz dwoje dzieci – nastąpiła podwójna reprodukcja. Gdy jednak przyjdzie okres suszy, staje się jasne, że bóstwa nie są zadowolone. Widać oddawaliśmy im za mało naszej krwi i trudu, nie wypełniliśmy zobowiązania. Musimy zatem oddać nie tylko części naszego ciała, ale i nasze kopie, czyli dzieci. Ich ofiarowanie będzie w sensie magicznym sprawiało, że odrodzimy się jeszcze bardziej zregenerowani, silniejsi – my i świat wokół.

Czy my przycinamy Majów do naszych wyobrażeń? Jedzie Polak, by kopać w Meksyku czy Gwatemali – i co on z tego realnie rozumie?

Jedną z osób, które położyły w latach 40. XX wieku podwaliny pod polskie badania archeologiczne w obszarze Majów, był legendarny egiptolog prof. Kazimierz Michałowski, który tam przebywał jako wysłannik Komitetu ds. Dziedzictwa Światowego UNESCO. Pozwoliło mu to zaprzyjaźnić się z meksykańskim archeologiem Alberto Ruz Lhuillierem, odkrywcą grobu Pakala Wielkiego w Palenque, czyli jednego z najsłynniejszych znalezisk archeologicznego kultury Majów. Same polskie wykopaliska nie doszły tam do skutku. Ale w obszarze Majów i innych miejscach Ameryki Środkowej i Południowej – jesteśmy obecni i coś chyba rozumiemy (śmiech).

Najnowsze odkrycia archeologiczne – w tym i te archeogenetyczne, o których dziś rozmawialiśmy – przeczą jednak tej wizji świata Majów, jaką my, Europejczycy, wymyśliliśmy i promujemy. Trudno ich świat wpisać w nasze teorie o rewolucjach społecznych, jak „wielka rewolucja neolityczna”. Majowie zaskakują, gdyż w okresie formatywnym, pierwszym tysiącleciu p.n.e., już budują architekturę monumentalną, organizując się do tego dzieła bez rolnictwa czy osadnictwa. Głoszenie zaś upadku kultury Majów w okresie „degeneratywnym” po pierwszym tysiącleciu n.e. wynika w niemałym stopniu z pracy zewnętrznych archeologów, którzy temat jej zmierzchu uznają za modny i wygodny dla otrzymania funduszy na badania. Przecież monumentalne piramidy i całe stanowisko w Chichen Itza pochodzi właśnie z tego okresu! I szuka się tam jakiejś napływowej populacji, bo skąd Majowie schyłkowi mogliby to zrobić?! A tu genetyka pokazuje, że wybudowali to ci sami Majowie, którzy mieszkają w okolicy do dziś. Te nowe informacje muszą czasem gruntownie zrewidować nasze wcześniejsze hipotezy czy nawet teorie. Kultura Majów, jak oni sami – jest wieczna. Odradza się bez końca.

Michał Gilewski

Pracownik naukowy Centrum Studiów Andyjskich Uniwersytetu Warszawskiego oraz doktor archeologii tej uczelni. Od 2013 r. prowadzi badania archeologiczne w Gwatemali. Wraz z prof. Stanisławem Iwaniszewskim jest współorganizatorem konferencji „Warsaw Maya Meeting”. Redaktor naczelny czasopisma naukowego „Estudios Latinoamericanos”. Jego zainteresowania badawcze obejmują archeologiczną rekonstrukcję prekolumbijskiego rolnictwa i krajobrazu kulturowego w południowej Gwatemali.

Święta cenote w Chichen Itza – najbardziej znana tam studnia krasowa, pełna ludzkich kości i przedmi

Święta cenote w Chichen Itza – najbardziej znana tam studnia krasowa, pełna ludzkich kości i przedmiotów złożonych w ofierze, w tym ze złota i miedzi

Foto: ALPHA-DIVERS

Plus Minus: Zajmuje się pan cywilizacją Majów, czyli pewną konkretną środkowoamerykańską kulturą archeologiczną….

Mówimy o konkretnej społeczności, żyjących do dziś ludach rozwijających się przez tysiące czy nawet dziesiątki tysięcy lat w oderwaniu od tzw. Starego Świata. Stąd ludy Ameryki, Indianie, prekolumbijskie kultury tubylcze, tworzą świat odrębny, różny od naszego. Nie jest to świat miniony. Językami z rodziny maya na półwyspie Jukatan w Gwatemali do dziś (według danych z przełomu wieków XX i XXI) mówiło na co dzień 40 proc. ludności. Majowie zatem istnieją do dziś. Co więcej, wierzą, że będą niezależnie od okoliczności żyli wiecznie – porozumiewają się po majańsku, kultywują swoje obyczaje, w tym religijne, np. praktyki podobne do „szamańskich”, a także charakterystyczną sztukę użytkową (tkactwo, ceramika) oraz tradycyjne rolnictwo.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich