Długa droga na igrzyska

Na igrzyskach w Paryżu dwie reprezentacje zasługują na uwagę szczególną: olimpijska drużyna uchodźców oraz koszykarze Sudanu Południowego.

Publikacja: 26.07.2024 17:00

Koszykarze Sudanu Południowego już w fazie grupowej turnieju olimpijskiego będą mieli okazję zmierzy

Koszykarze Sudanu Południowego już w fazie grupowej turnieju olimpijskiego będą mieli okazję zmierzyć się z amerykańskim dream teamem

Foto: ELOISA LOPEZ/Reuters/Forum

Powiedzieli mi, że musimy uciekać, ponieważ jest wojna, ludzie walczą i będzie bezpieczniej, gdy będę daleko” – wspominała po latach Perina Lokure Nakang. „Nie wiedziałam nawet, co to znaczy wojna”. Miała siedem lat, był 2010 rok. Nie rozumiała, dlaczego rodzice wysłali ją w nieznane razem z ciotką. Przedostały się do graniczącej z ich ojczyzną Kenii i rozpoczęły nowe życie w obozie dla uchodźców w Kakumie.

W gigantycznym obozie zorganizowanym przez Agencję ds. Uchodźców Organizacji Narodów Zjednoczonych (UNHCR) przebywało blisko 200 tys. osób z sąsiednich krajów. Czas upływał tam monotonnie: opowiadała, że wstawała, szła po wodę, potem do szkoły. Sport zawsze był jej bliski, najpierw grała w piłkę nożną i koszykówkę, ale w końcu odkryła, że najbardziej podoba jej się bieganie.

Jej talent dostrzegła kenijska trenerka Janeth Jepkosgei, mistrzyni świata na 800 metrów z 2007 roku, która rozpoczęła współpracę z młodymi sportowcami w obozie. Dzięki temu młoda biegaczka z Sudanu Południowego mogła opuścić Kakumę i przenieść się do jednego z centrów biegania w Kenii, do Kapsabet, żeby tam trenować, a także uczyć się w szkole średniej.

Lada dzień Perina Lokure Nakang, która ma teraz 21 lat, będzie rywalizować o jak najlepszy wynik na igrzyskach olimpijskich. Jednak nie w barwach Sudanu Południowego, tylko reprezentacji uchodźców. Zaledwie rok temu po raz pierwszy wsiadła do samolotu, by wziąć udział w mistrzostwach świata w lekkoatletyce w Budapeszcie. Już wtedy reprezentowała drużynę uchodźców (Athlete Refugee Team). Nie przebrnęła eliminacji, ale i tak była z siebie dumna.

– Chcę być w przyszłości jak moja trenerka, pomagać innym biegaczkom, a także uchodźcom w realizacji ich marzeń, zarówno w sporcie, jak i nauce – mówiła wówczas. W Paryżu pobiegnie na dystansie 800 metrów.

Czytaj więcej

Ogień zapłonął w Japonii

Ani jednej hali

Po raz pierwszy reprezentacja uchodźców wystąpiła podczas igrzysk w Rio w 2016 roku, było w niej wtedy dziesięciu sportowców. Powstała z inicjatywy Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) oraz UNHCR, występowała pod olimpijską flagą, maszerowała podczas ceremonii otwarcia tuż przed gospodarzami. Pisano, że tworzący ją sportowcy, niezależnie od tego, jakie osiągną wyniki, już wygrali. „Chcemy wysłać przesłanie nadziei dla wszystkich uchodźców na świecie” – obwieścił prezydent MKOl Thomas Bach.

Sportowi działacze chętnie szermują wzniosłymi frazami, ale akurat przy tej okazji wydawało się to uzasadnione. Każdy ze sportowców-uchodźców miał za sobą tak poruszającą historię, że udział w igrzyskach należało traktować jak wielkie osiągnięcie. W tych opowieściach ucieczki z ojczyzny były na ogół poprzedzone wojną, biedą i cierpieniem.

W reprezentacji z Rio znalazło się dwoje pływaków z Syrii, dwoje judoków z Demokratycznej Republiki Konga, maratończyk z Etiopii i pięcioro biegaczy z Sudanu Południowego. Pięć lat potem, na opóźnionych z powodu pandemii koronawirusa igrzyskach w Tokio, w reprezentacji uchodźców było już 29 zawodników. W Paryżu natomiast zaprezentuje się w niej 36 sportowców 11 narodowości, którzy wystartują w 12 dyscyplinach. Będą reprezentować ponad 100 mln przymusowo przesiedlonych. Zawodników do reprezentacji uchodźców wybrał MKOl, musieli osiągnąć wymagane wyniki sportowe, a także spełniać wymogi dotyczące uchodźców sformułowane przez UNHCR.

Perina Lokure Nakang spotka na igrzyskach swoich rodaków – koszykarzy, którzy tym awansem zadziwili świat. Pierwszy sportowiec z Sudanu Południowego wystąpił na igrzyskach w 2012 roku w Londynie, ale pod flagą olimpijską. Trzy lata później MKOl zatwierdził związek olimpijski z Sudanu Południowego, ale zarówno na igrzyskach w Rio, jak i Tokio reprezentacje tego kraju były symboliczne: liczyły odpowiednio troje, a potem dwoje sportowców. Teraz będzie cała kadra koszykarzy. A przecież mówimy o najmłodszym i jednym z najbiedniejszych państw świata.

Sudan Południowy powstał w 2011 roku. Wcześniej był częścią Sudanu, w którym od dziesięcioleci toczyła się wojna. Teraz Sudan Południowy będzie przedstawicielem Afryki w turnieju koszykówki na igrzyskach, w którym zagrają potęgi, jak Francja, Hiszpania, Serbia i przede wszystkim Stany Zjednoczone. Amerykanie wystawiają kolejny „dream team” – zespół marzeń, z LeBronem Jamesem i Stephenem Currym. Zawodnicy z Afryki zmierzą się z nimi już w fazie grupowej.

Kadra Sudanu Południowego składa się z uchodźców lub dzieci uchodźców. W Sudanie urodzili się Manute Bol, przez lata najwyższy koszykarz NBA (231 cm wzrostu) i Luol Deng, który grał w reprezentacji Wielkiej Brytanii. Obaj pochodzili z plemienia Dinka, obaj przez lata występowali na parkietach NBA, obaj starali się zapewnić lepszą przyszłość swoim następcom. Manute Bol, który mocno angażował się w organizowanie pomocy dla swoich rodaków, zmarł w 2010 roku, nie dożył pięćdziesiątki, zmagał się z niewydolnością nerek. Na igrzyskach w kadrze mógł zadebiutować jego syn Bol Bol, na co dzień zawodnik NBA, ale do Paryża nie pojedzie – ze względów osobistych.

Luol Deng jest natomiast od pięciu lat szefem krajowej federacji i olbrzymi sukces reprezentacji prawdopodobnie w ogóle nie byłby możliwy, gdyby nie on. Rząd Sudanu Południowego ma problemy z zapewnieniem podstawowych usług, a co dopiero mówić o wspieraniu sportu, więc Deng zaangażował własne środki w budowę kadry. Po awansie na igrzyska przyznawał szczerze: – Nie sądziłem, że dotrzemy tu tak szybko. To nieco szalone.

Miał pięć lat, kiedy uciekał z rodziną z ogarniętej wojną ojczyzny. Przenieśli się do Egiptu, tam koszykówki uczył go Manute Bol. Później Deng osiadł w Londynie (jego ojciec, były członek parlamentu, dostał tam azyl), a następnie w USA. Na igrzyskach w 2012 roku wystąpił w barwach Wielkiej Brytanii, ale mówił, że tylko dlatego, że Sudan Południowy nie miał jeszcze drużyny narodowej. Potem sam zaczął ją budować, co nie było zadaniem prostym.

Wspominał na łamach „Sports Illustrated”, że generalnie spotykał się z obojętnością rodaków. To go jednak nie zniechęciło. Zatrudnił trenera Royala Iveya, asystenta w klubie NBA Houston Rockets, z którym znał się od wielu lat. Potem ruszył na poszukiwanie graczy. Utalentowanych koszykarzy wywodzących się z Sudanu Południowego nie brakuje, ale to jedno, a drugie to przekonać ich do gry w reprezentacji biednej ojczyzny, zwłaszcza kiedy mają podwójne obywatelstwo. Szło mu jednak dobrze, widać był przekonujący, udało się stworzyć silną kadrę. Choć trzeba wspomnieć, że nie byłoby awansu na igrzyska, gdyby z finałowego turnieju nie wycofała się Algieria. Szczęście w sporcie też jest potrzebne.

W reprezentacji grają koszykarze, których nazwiska nie są obce kibicom NBA, więc ktoś mógłby powiedzieć, że awans nie jest aż tak wielkim zaskoczeniem.

– Ludzie nie rozumieją, gdzie byliśmy zaledwie dwa lata temu – odpowiadał na to Nuni Omot, były zawodnik Trefla Sopot, który urodził się w obozie dla uchodźców w Kenii, skąd jego rodzina wyemigrowała do USA.

Po zwycięstwie nad Angolą na Filipinach, które dawało awans na igrzyska, tysiące fanów wyszły na ulice Dżuby, stolicy kraju.

Pogrążony w nędzy kraj rzadko ma takie okazje do świętowania, gazety pisały, że wcześniej chyba tylko wizyta papieża Franciszka wzbudziła podobny entuzjazm. Zespół po powrocie przyjął prezydent kraju Salva Kiir, który stwierdził, że jest dumny, i obiecał budowę hali do koszykówki w Dżubie jako swoisty prezent za osiągnięcie koszykarzy. Bo jak na razie w kraju nie ma żadnej porządnej.

Jego doradca Kuol Manyang Yuuk oświadczył wzruszony, że ten sukces zjednoczył kraj. – Młodzież ponownie wyzwoliła Sudan Południowy od plemienności i podziałów – dodał.

W tamtym momencie Sudan Południowy był sklasyfikowany na 62. miejscu w rankingu światowym, czyli najniżej spośród drużyn, które dostały się na igrzyska od 2004 roku (w tej chwili jest na 33. miejscu).

Czytaj więcej

Ta gra nazywa się soccer

Myślał, że jest w raju

Szefową olimpijskiej reprezentacji uchodźców jest Masomah Ali Zada, która startowała na igrzyskach w Tokio w kolarstwie. Urodziła się w Afganistanie, potem mieszkała w Iranie, ale wróciła do ojczyzny i chciała uprawiać kolarstwo. W rządzonym przez talibów kraju nie było to możliwe. Podczas treningów była obrzucana kamieniami. W końcu dostała azyl we Francji i dopiero tam mogła zaznać normalności.

Podobne historie mają za sobą sportowcy, którzy teraz znaleźli się w reprezentacji. Pochodzą z różnych krajów, m.in. Iranu, Syrii, Etiopii, ale łączy ich to, że mają za sobą bardzo długą drogę na igrzyska w Paryżu.

Syryjczyk Mohammad Amin Alsalami w 2015 roku przybył do Berlina. Z rodzinnego Aleppo uciekł do Turcji, potem na łodzi przez Morze Śródziemne dostał się do Grecji, a następnie pieszo wędrował do Niemiec. Był tam sam, nikogo nie znał, tęsknił za domem. W kolejnych latach wszystko się zmieniło: dostał azyl, poznał przyjaciół, trenował ukochany sport, a wreszcie dowiedział się, że pojedzie na igrzyska. Miał 15 lat, kiedy nauczyciel dostrzegł jego talent do skoku w dal i namówił do udziału w zawodach: najpierw jednych, potem drugich, ale kolejnych już nie było, bo wybuchła wojna.

Rodzina – jest najmłodszym z dziewięciorga rodzeństwa – była wielokrotnie wysiedlana, wreszcie uciekli do Turcji. W dalszą drogę na zachód Mohammad udał się już sam. Wspominał, że kiedy wszedł do jednej z berlińskich hal, w której trenowali niemieccy lekkoatleci, wydało mu się, że jest w raju. To był inny świat. Nie znał języka, ale szybko zauważył go niemiecki trener i wziął pod swoje skrzydła.

Zapaśnik Iman Mahdavi uciekł z Iranu cztery lata temu. Pieszo przedostał się do Turcji, a stamtąd poleciał do Włoch. Dostał azyl i dziś mieszka w Mediolanie. Pasję do zapasów odziedziczył po ojcu. Na obrzeżach Mediolanu zaczął chodzić na siłownię.

– Jak tylko go zobaczyliśmy, od razu wiedzieliśmy, że jest niezwykłym sportowcem, zapaśnikiem na wysokim poziomie. Natychmiast zaczęliśmy przygotowywać go do zawodów – wspominał Giuseppe Gammarota, prezes Lotta Club Seggiano.

Klubowy trener pomógł mu znaleźć pracę – zapaśnik został bramkarzem w nocnym klubie. Pilnował w nim porządku od 23.00 do 5.00 rano, potem spał, następnie trenował. Do trenera zwraca się „papi”, bo prawdziwy ojciec zmarł kilka lat temu, podobno po tym, jak powiedziano mu, że syn zginął w wypadku samochodowym. Mamy nie widział od czasu ucieczki z ojczyzny.

Kubański kajakarz Fernando Dayan Jorge Enriquez ma już na swoim koncie udział w igrzyskach w Rio i Tokio, tyle że w reprezentacji Kuby. Zdobył nawet złoty medal w Tokio, ale później zdezerterował z drużyny podczas pobytu w Meksyku. Przedostał się do Stanów, został uchodźcą, zaczynał od zera. Wstawał przed świtem, żeby trenować, potem szedł na osiem godzin do pracy, żeby zarobić na opłacenie rachunków. Kiedyś trenował w rodzinnym Cienfuegos, dziś na Florydzie. Twierdzi, że uciekł z powodów politycznych, miał dość tego, jak władza traktuje zwykłych ludzi. Oczywiście Kuba złożyła protest przeciwko włączeniu go (a także kubańskiego sztangisty Ramiro Mory) do reprezentacji uchodźców, przekonując, że nie są to uchodźcy. Ale protesty reżimu na nic się zdały.

Czytaj więcej

Ja Morant macha bronią. NBA i Ameryka mają problem

Ucieczki z drużyny

Nie wszystko jednak wygląda tak pięknie. Biegacz długodystansowy Dominic Lokinyomo Lobalu, kolejny sportowiec wywodzący się z Sudanu Południowego, zdecydował się na ucieczkę z ekipy, która przygotowała do startu potencjalnych olimpijczyków w Tokio, choć marzył, że zostanie pierwszym medalistą w reprezentacji uchodźców.

Czara goryczy przelała się po wygranej na zawodach w Genewie w 2019 roku, kiedy nie mógł się doprosić od swoich menedżerów informacji, co z nagrodą pieniężną, którą powinien otrzymać. Nazajutrz o poranku, razem z kolegą, także uchodźcą, wymknął się z hotelu. Nie mieli pieniędzy ani kontaktów, za to mieli jedno mocne postanowienie: nie wracać do Nairobi, gdzie ćwiczyli w Tegla Loroupe Peace Foundation Training Center.

Trzy miesiące później szwajcarski ośrodek dla uchodźców skontaktował się z trenerem lekkoatletyki w klubie z Saint Gallen. Trenera zapytano, czy nie przyjąłby dwóch zawodników z Sudanu Południowego. Zaprosił ich na trening i od razu dostrzegł w Lobalu duży talent: Sudańczyk wygrał pierwsze zawody, w których wziął udział. Nadal trenuje i startuje w Szwajcarii, a od 2026 roku będzie mógł reprezentować ten kraj.

Sprawę opisywał „Time”. Lobalu część dzieciństwa spędził w sierocińcu, gdzie grał w piłkę nożną, a potem zaczął biegać w szkole niedaleko Nairobi. Jego talent odkryła właśnie Tegla Loroupe, była kenijska biegaczka, dwukrotna zwyciężczyni nowojorskiego maratonu.

Połowa pierwszego olimpijskiego zespołu uchodźców przygotowywała się do igrzysk właśnie u niej: zaczęło się od tego, że Loroupe pojechała do obozu w Kakumie i szukała kandydatów do olimpijskiej drużyny. Zorganizowała wyścig na 10 kilometrów, niektórzy biegli boso, pozostali w byle jakich butach. Najszybszych wzięła do swojego centrum treningowego. Rose Nathike Lokonyen, kolejna biegaczka z Sudanu Południowego, przyznawała potem, że nawet wówczas nie wiedziała, czym są igrzyska olimpijskie. Potem wzięła w nich udział dwukrotnie – wystąpiła zarówno w Rio, jak i Tokio. Wcześniej, razem z innymi sportowcami, ostro trenowała pod okiem Loroupe.

„Jest nie tylko trenerką, jest dla wszystkich matką” – wspominał w rozmowie z gazetą Gai John Nyang, który jednak też opuścił zespół skonfliktowany z trenerką. W 2017 roku odmówił wejścia na pokład samolotu powrotnego z Frankfurtu do Nairobi, po tym jak wziął udział w igrzyskach azjatyckich w Turkmenistanie. Obaj – Lobalu i Nyang – stracili szansę na występ na igrzyskach w Tokio. Obaj skarżyli się, że dostają za mało pieniędzy, chodziło między innymi o wspomniane nagrody pieniężne za różne zawody rozgrywane na całym świecie. Wskazywali, że muszą pożyczać od miejscowych, aby się utrzymać. W odpowiedzi mieli słyszeć, że nie są tam po to, żeby zarabiać, a jeśli się im nie podoba, mogą wracać do obozu w Kakumie. Loroupe w rozmowie z dziennikarzem stwierdziła, że jej podopieczni otrzymują należne nagrody. Lobalu po usłyszeniu tej odpowiedzi tylko się roześmiał. – Chyba że po moim odejściu – skwitował. W sumie od Loroupe uciekło aż sześciu sportowców.

Uchodźcy nie są wolni od czyhających na sportowców pokus. Anjelina Nadai Lohalith szykowała się do trzecich kolejnych igrzysk, ale tuż przed ogłoszeniem nominacji została złapana na dopingu. Pochodząca z Sudanu Południowego 31-letnia biegaczka (1500 m) miała stosować trimetazydynę, lek wspomagający pracę serca. Wcześniej za doping zawieszono także jej rodaka Dominica Lokolonga Atiola, biegającego na 800 i 1500 m, oraz Fouada Idbafdila, uciekiniera z Maroka, startującego w biegach na 3000 m z przeszkodami.

Pewnie niektórzy wyciągną z tego argument przeciwko uchodźcom. Jak zauważył publicysta „New York Timesa”, świat kocha uchodźców tylko podczas igrzysk. Ich prezentacja w czasie inauguracji zawodów budzi aplauz publiczności, gotuje im się owację na stojąco, amerykański prezydent Barack Obama tweetuje na ich cześć (był 2016 rok), ale na co dzień nikt uchodźców u siebie nie chce.

Teraz zaprezentują się w kraju, w którym prawica, grająca między innymi na antyimigranckich nastrojach, odniosła niedawno spektakularny sukces w pierwszej turze wyborów parlamentarnych. Mimo to na olimpijskich arenach uchodźcy pewnie znowu będą przyjmowani ciepło. Kto będzie pamiętał o nich i ich rodakach po igrzyskach, to już zupełnie inna sprawa.

Autor jest dziennikarzem „Kroniki Beskidzkiej”.

Powiedzieli mi, że musimy uciekać, ponieważ jest wojna, ludzie walczą i będzie bezpieczniej, gdy będę daleko” – wspominała po latach Perina Lokure Nakang. „Nie wiedziałam nawet, co to znaczy wojna”. Miała siedem lat, był 2010 rok. Nie rozumiała, dlaczego rodzice wysłali ją w nieznane razem z ciotką. Przedostały się do graniczącej z ich ojczyzną Kenii i rozpoczęły nowe życie w obozie dla uchodźców w Kakumie.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi