Czara goryczy przelała się po wygranej na zawodach w Genewie w 2019 roku, kiedy nie mógł się doprosić od swoich menedżerów informacji, co z nagrodą pieniężną, którą powinien otrzymać. Nazajutrz o poranku, razem z kolegą, także uchodźcą, wymknął się z hotelu. Nie mieli pieniędzy ani kontaktów, za to mieli jedno mocne postanowienie: nie wracać do Nairobi, gdzie ćwiczyli w Tegla Loroupe Peace Foundation Training Center.
Trzy miesiące później szwajcarski ośrodek dla uchodźców skontaktował się z trenerem lekkoatletyki w klubie z Saint Gallen. Trenera zapytano, czy nie przyjąłby dwóch zawodników z Sudanu Południowego. Zaprosił ich na trening i od razu dostrzegł w Lobalu duży talent: Sudańczyk wygrał pierwsze zawody, w których wziął udział. Nadal trenuje i startuje w Szwajcarii, a od 2026 roku będzie mógł reprezentować ten kraj.
Sprawę opisywał „Time”. Lobalu część dzieciństwa spędził w sierocińcu, gdzie grał w piłkę nożną, a potem zaczął biegać w szkole niedaleko Nairobi. Jego talent odkryła właśnie Tegla Loroupe, była kenijska biegaczka, dwukrotna zwyciężczyni nowojorskiego maratonu.
Połowa pierwszego olimpijskiego zespołu uchodźców przygotowywała się do igrzysk właśnie u niej: zaczęło się od tego, że Loroupe pojechała do obozu w Kakumie i szukała kandydatów do olimpijskiej drużyny. Zorganizowała wyścig na 10 kilometrów, niektórzy biegli boso, pozostali w byle jakich butach. Najszybszych wzięła do swojego centrum treningowego. Rose Nathike Lokonyen, kolejna biegaczka z Sudanu Południowego, przyznawała potem, że nawet wówczas nie wiedziała, czym są igrzyska olimpijskie. Potem wzięła w nich udział dwukrotnie – wystąpiła zarówno w Rio, jak i Tokio. Wcześniej, razem z innymi sportowcami, ostro trenowała pod okiem Loroupe.
„Jest nie tylko trenerką, jest dla wszystkich matką” – wspominał w rozmowie z gazetą Gai John Nyang, który jednak też opuścił zespół skonfliktowany z trenerką. W 2017 roku odmówił wejścia na pokład samolotu powrotnego z Frankfurtu do Nairobi, po tym jak wziął udział w igrzyskach azjatyckich w Turkmenistanie. Obaj – Lobalu i Nyang – stracili szansę na występ na igrzyskach w Tokio. Obaj skarżyli się, że dostają za mało pieniędzy, chodziło między innymi o wspomniane nagrody pieniężne za różne zawody rozgrywane na całym świecie. Wskazywali, że muszą pożyczać od miejscowych, aby się utrzymać. W odpowiedzi mieli słyszeć, że nie są tam po to, żeby zarabiać, a jeśli się im nie podoba, mogą wracać do obozu w Kakumie. Loroupe w rozmowie z dziennikarzem stwierdziła, że jej podopieczni otrzymują należne nagrody. Lobalu po usłyszeniu tej odpowiedzi tylko się roześmiał. – Chyba że po moim odejściu – skwitował. W sumie od Loroupe uciekło aż sześciu sportowców.
Uchodźcy nie są wolni od czyhających na sportowców pokus. Anjelina Nadai Lohalith szykowała się do trzecich kolejnych igrzysk, ale tuż przed ogłoszeniem nominacji została złapana na dopingu. Pochodząca z Sudanu Południowego 31-letnia biegaczka (1500 m) miała stosować trimetazydynę, lek wspomagający pracę serca. Wcześniej za doping zawieszono także jej rodaka Dominica Lokolonga Atiola, biegającego na 800 i 1500 m, oraz Fouada Idbafdila, uciekiniera z Maroka, startującego w biegach na 3000 m z przeszkodami.
Pewnie niektórzy wyciągną z tego argument przeciwko uchodźcom. Jak zauważył publicysta „New York Timesa”, świat kocha uchodźców tylko podczas igrzysk. Ich prezentacja w czasie inauguracji zawodów budzi aplauz publiczności, gotuje im się owację na stojąco, amerykański prezydent Barack Obama tweetuje na ich cześć (był 2016 rok), ale na co dzień nikt uchodźców u siebie nie chce.
Teraz zaprezentują się w kraju, w którym prawica, grająca między innymi na antyimigranckich nastrojach, odniosła niedawno spektakularny sukces w pierwszej turze wyborów parlamentarnych. Mimo to na olimpijskich arenach uchodźcy pewnie znowu będą przyjmowani ciepło. Kto będzie pamiętał o nich i ich rodakach po igrzyskach, to już zupełnie inna sprawa.
Autor jest dziennikarzem „Kroniki Beskidzkiej”.