Ogień zapłonął w Japonii

Najlepszy baseballista świata uwikłał się – albo został uwikłany – w aferę bukmacherską. To wyjątkowa okazja, żeby napisać o tym egzotycznym z punktu widzenia Polaka sporcie.

Publikacja: 12.04.2024 17:00

Ogień zapłonął w Japonii

Foto: MICHAEL REAVES

Wystarczy usłyszeć nazwisko bohatera tej opowieści, żeby uzmysłowić sobie, jak bardzo egzotyczny jest w naszym kraju baseball. Shohei Ohtani to w Polsce postać nieznana, a szkoda. 29-latek w Japonii, skąd pochodzi, bądź w Stanach Zjednoczonych, gdzie gra, jest bowiem wielką gwiazdą oraz idolem typowanym do roli najlepszego gracza w całej historii tej dyscypliny. Nic więc dziwnego, że kwestia jego udziału w skandalu bukmacherskim pojawiła się na czołówkach tamtejszych gazet i gości na nich przez cały czas, bo sprawa jest skomplikowana i tajemnicza.

Bomba wybuchła trzy tygodnie temu, kiedy klub Ohtaniego, czyli Los Angeles Dodgers, zwolnił tłumacza baseballisty, choć określenie „tłumacz” nie jest tu do końca właściwe – Ippei Mizuhara był wszak prawą ręką Ohtaniego od momentu, gdy tamten skończył 18 lat. Uchodził za jego przyjaciela, byli właściwie nierozłączni. Skąd więc tak drastyczny ruch klubu? Otóż dziennikarze ESPN ujawnili, że 4,5 miliona dolarów z konta Ohtaniego zostało przelane na to należące do działającej w Kalifornii nielegalnej firmy bukmacherskiej. W wywiadzie dla ESPN Mizuhara tłumaczył, że miał długi u bukmachera. Poprosił sportowca o ich spłatę, na co ten przystał.

Prawnicy Ohtaniego odpowiedzieli oświadczeniem, w którym stwierdzili, że zawodnik padł ofiarą kradzieży, i sprawę przekazali władzom. Ohtani zaprzeczył, jakoby cokolwiek wiedział o długach Mizuhary, zarzucił swojemu tłumaczowi i przyjacielowi kradzież pieniędzy oraz kłamstwo. – Jestem zasmucony i zszokowany, że zrobił to ktoś, komu ufałem – powiedział Ohtani pięć dni po zwolnieniu Mizuhary. Wystawił też sobie świadectwo moralności, zapewniając: – Nigdy nie obstawiałem baseballa ani żadnych innych sportów, ani nie prosiłem nikogo, aby robił to w moim imieniu i nigdy nie korzystałem z usług bukmachera.

Amerykańscy dziennikarze próbują tymczasem dociec, gdzie leży prawda, co nie jest łatwe, bo pan Mizuhara okazał się bardzo tajemniczą postacią. Wyszło chociażby na jaw, że jego oficjalny życiorys daleko odbiega od rzeczywistości. To jednak sprawa drugorzędna. Na pierwszym planie jest bowiem pytanie o to, ile o kłopotach „tłumacza” wiedział Ohtani i czy faktycznie pomógł mu spłacić długi. Mówiąc wprost: czy wybitny sportowiec jest uwikłany w bukmacherski skandal, a jeśli tak, to w jakim stopniu?

Czytaj więcej

Pan Jaromir oszukuje czas

Luksusy są mu obce

O uprawiającym baseball Japończyku zrobiło się głośno już pod koniec 2023 roku, kiedy po sześciu latach spędzonych w Los Angeles Angels przeniósł się do Los Angeles Dodgers. Powodem tamtej wrzawy były pieniądze. Jeden z najsłynniejszych klubów baseballowych świata – obok New York Yankees i Boston Red Sox – zaoferował mu rekordowy kontrakt na 700 milionów dolarów za dziesięć lat gry (poprzedni rekord wynosił nieco ponad 420 milionów). To działa na wyobraźnię, choć akurat Los Angeles Dodgers oszczędzać nie muszą, skoro wśród właścicieli klubu są m.in. właściciel piłkarskiej Chelsea Londyn Todd Boehly oraz były wybitny koszykarz Magic Johnson.

Stratni na pewno nie będą, bo Ohtani ogniskuje uwagę wszędzie tam, gdzie baseball cieszy się uwielbieniem, jego koszulki sprzedają się na pniu, co oznacza, że generuje dla klubu olbrzymie zyski. Poza tym umowa została skonstruowana w tak specyficzny sposób, że zdecydowaną większość pieniędzy zawodnik dostanie dopiero w ostatnim roku gry. Pewnie mu to nie przeszkadza, bo ma tyle kontraktów reklamowych ze znanymi markami, że nie musi się martwić o pieniądze, którymi zresztą podobno gospodaruje bardzo oszczędnie. Luksusy są mu obce.

Ma już 29 lat, ale w baseballu to nie problem – tam gra się znacznie dłużej niż w innych sportach („nie jestem zawodowym sportowcem, ja tylko gram w baseball” – głosi stary żart), a Dodgers znowu chcą wygrać World Series, czyli mistrzostwo MLB (Major League Baseball, amerykańska liga baseballa, najlepsza na świecie). Ostatnie zdobyli w 2020 roku, a mówimy o drużynie z ogromnymi tradycjami, założonej na Brooklynie w 1883 roku i przeniesionej do Los Angeles w 1958. Ohtani też marzy o najważniejszym trofeum, a do tej pory nawet się do niego nie zbliżył. Tymczasem już jest porównywany do Babe’a Rutha, uznawanego za najlepszego baseballistę w historii, który grał 100 lat temu i ma status amerykańskiego bohatera.

Płaciła im yakuza

Urodził się w Oshu na wyspie Honsiu. Został wybrany w drafcie z numerem 1 do tamtejszej ligi i cztery lata później doprowadził Hokkaido Nippon Ham Fighters do mistrzostwa, po czym uznał, że czas na podbój USA. Pełną skalę umiejętności pokazał stosunkowo niedawno, w 2021 roku, bo przez kilka pierwszych lat w Stanach Zjednoczonych doskwierały mu kontuzje. Potem dwukrotnie zostawał MVP sezonu MLB. Ma świetne wyniki zarówno jako miotacz, jak i pałkarz, co zdarza się rzadko. Jak to ujął jego menedżer z Los Angeles Angels Phil Nevin: – Każdego dnia oglądamy w jego wykonaniu zagrania, których nie widzieliśmy nigdy wcześniej.

W marcu ubiegłego roku w Japonii zapanowało szaleństwo po tym, jak tamtejsza reprezentacja wygrała World Baseball Classic, czyli – w pewnym uproszczeniu – mistrzostwa świata w baseballu, pokonując w finale Stany Zjednoczone na stadionie w Miami. Decydujący mecz miał dramatyczną końcówkę: Ohtani stanął naprzeciwko ówczesnego kolegi z Los Angeles Angels, gwiazdy amerykańskiej reprezentacji Mike’a Trouta, i rozstrzygnął pojedynek na swoją korzyść. To była pierwsza wygrana Japonii w tej rywalizacji od 2009 roku, a Ohtani zgarnął nagrodę MVP. W Japonii, gdzie kibice – mimo wczesnej pory – licznie zgromadzili się w barach, żeby wspólnie oglądać mecz, zapanowała euforia. Ohtani został zaś głównym bohaterem miejscowych.

Dziś ma w ojczyźnie status celebryty, ale nie tylko. Japończycy widzą w nim zarówno idealnego męża, jak i zięcia. Ohtani to bowiem człowiek pokorny, uprzejmy i nauczony ciężkiej pracy – niczym stereotypowy mieszkaniec swojego kraju. Nie wygląda jak supergwiazda sportu – w garniturze, z niewymuszonym uśmiechem prezentuje się raczej niczym sumienny pracownik korporacji. Tym bardziej trudno rodakom uwierzyć, że miałby mieć coś na sumieniu. Afera bukmacherska w Japonii właściwie została już wyjaśniona: Ohtani jest ofiarą, a Mizuhara – czarnym charakterem. Sposób relacjonowania całego zamieszania niektórzy porównywali do rozmachu kampanii prezydenckiej.

Za sportowcem podróżują tłumy japońskich dziennikarzy, którzy opisują wszystkie szczegóły jego życia, nie poprzestając na pochodzącej z Hawajów małżonce ani ich synku. Obszernie zajmują się nawet jego psem Dekopinem. Dostrzegają przy tym, że – co ciekawe – Ohtani cieszy się także uwielbieniem koreańskich fanów, którzy raczej nie przepadają za japońskimi zawodnikami. Baseballista może więc być ambasadorem zbliżenia pomiędzy państwami, których relacje pozostają skomplikowane. „Ohtani jest inny” – mówili koreańscy kibice czekający na niego w Seulu, choć nie precyzowali dlaczego. Można się jednak domyślić – po prostu jest lepszy.

„Los Angeles Times” przypomina, że były już przypadki japońskich baseballistów zawieszonych za hazard. Kyosuke Takagi z Yomiuri Giants w 2016 roku przyznał się do obstawiania wyników meczów. – Zdradziłem wszystkich, którzy mnie wspierali, odkąd zacząłem grać w baseball w szkole podstawowej – mówił potem. Kilkadziesiąt lat wcześniej (1969–1971) w kraju rozegrały się wydarzenia, które przeszły do historii jako „czarna mgła”. Wyszło bowiem wówczas na jaw, że kilku japońskich graczy przyjmowało pieniądze yakuzy, która próbowała wpływać na wyniki spotkań. Hazard pozostaje nielegalny w Japonii. Jest tam postrzegany bardzo negatywnie.

Czytaj więcej

Miliony dolarów na lodzie

Oaza jest w Kutnie

Dla polskich kibiców baseball to egzotyka. Ostatnimi czasy zrobiło się u nas o nim naprawdę głośno tylko raz – kiedy w 2013 roku 19-letni wówczas Artur Strzałka podpisał kontrakt z legendarnymi New York Yankees. Działo się to w 2013 roku, to była jednak tylko chwila. Chłopak z Rybnika uchodził za wielki talent, ale nie podbił Ameryki. Nie przebił się do pierwszej drużyny Yankees, potem grał między innymi w Japonii, aż wrócił do Silesii Rybnik. Bo w Polsce też jest liga, choć nie cieszy się – delikatnie mówiąc – zainteresowaniem. Najlepszy ośrodek baseballowy jest w Kutnie, gdzie powstał obiekt, którym możemy się chwalić, ale to oaza na pustyni.

Skąd się wzięła w Łódzkiem? W latach 80. przyjechał tam za żoną Kubańczyk Juan Echevarría, który – jak to Kubańczyk – baseball miał we krwi i postanowił nim zarazić młodzież z Kutna. Udało mu się: powstała sekcja baseballowa. Kolejny, w 1987 roku, przyjechał do Kutna Stan Musial – „Stan the Man”, jak mówili Amerykanie – czyli legendarny gracz Saint Louis Cardinals, którego ojciec był emigrantem z Polski. Potem Musial został honorowym obywatelem miasta i patronem stadionu. Poza tym baseball miał tradycje na Śląsku, gdzie grano w palanta. Pasjonaci, na czele z Brunonem Przeliorzem, starali się budować struktury związku. To było dawno temu, działacz z Żor zmarł w 1982 roku. W Kutnie takim człowiekiem był Waldemar Szymański. Odszedł w lutym tego roku.

Polaków w MLB raczej szybko się nie doczekamy, natomiast – poza Ohtanim – w amerykańskiej lidze gra dziś jeszcze siedmiu Japończyków. Niezbyt wielu, biorąc pod uwagę uwielbienie, jakim baseball cieszy się w Kraju Kwitnącej Wiśni. Jest za to aż 145 zawodników z Dominikany i 90 z Wenezueli. Liczne reprezentacje mają też Portoryko – 28 – i Kuba – 27. Te nacje wygrywają w najważniejszych zawodach międzynarodowych. Na igrzyskach baseball gości z rzadka. Kubańczycy zwyciężyli trzykrotnie – w 1992, 1996 i 2004 roku. Ich triumfy rozdzieliła wygrana Amerykanów w Sydney (2000). W Pekinie (2008) najlepsza była reprezentacja Korei Południowej. Potem baseball wypadł z programu igrzysk, ale wrócił w Tokio, gdzie najlepsi okazali się gospodarze. W Paryżu baseballa nie będzie, ale wróci za cztery lata w Los Angeles.

Mowa o krajach, gdzie dyscyplina jest sportem narodowym. Na Kubie chociażby grają w baseballa młodzi i starzy, na ulicach oraz placach. Wszystko zaczęło się tam jeszcze w XIX wieku. Baseball na wyspę przywieźli studenci wracający z USA. Pierwszy oficjalny mecz został rozegrany w 1874 roku w Matanzas. Kilka lat później powstała zawodowa liga i działała aż do 1961 roku, gdy Fidel Castro uznał, że sport zawodowy to zło i należy go zastąpić amatorskim. Kubańczycy zawieźli baseball na Dominikanę. Pokazali, jak się gra, a miejscowi szybko złapali smykałkę. Gra stawała się coraz popularniejsza, w 1907 powstał słynny klub Tigres des Licey z siedzibą w Santo Domingo. W odpowiedzi na jego dominację w tym samym mieście założono Leones del Escogido. Oba rywalizują do dziś dzień. Profesjonalna liga na Dominikanie (LIDOM) powstała w 1955 roku.

W Japonii natomiast ponoć wszystko zaczęło się od amerykańskiego profesora Horace’a Wilsona, który uczył gry studentów w Kaisei Academy. Kluczowy był rok 1934, kiedy zespół stworzony z gwiazd lokalnego baseballa podjął zawodników z USA, wśród których był słynny Ruth. Japończycy szybko zorganizowali własną ligę, która od połowy ubiegłego wieku funkcjonuje jako Nippon Professional Baseball i cieszy się olbrzymim zainteresowaniem.

Jak tu nie być romantykiem

Oglądanie meczu baseballa bez choćby minimalnej wiedzy o zasadach tej gry jest złym pomysłem, bo raczej zniechęci do tego sportu. Co bowiem widzimy? Miotacz staje naprzeciw pałkarza, który ciska piłkę najmocniej, jak potrafi, pałkarz stara się ją odbić i czasami mu się to udaje, ale często nie. Mamy więc festiwal nieudanych machnięć kijem. Poza tym niewiele się dzieje, zawodnicy stoją na swoich pozycjach i czekają – nie wiadomo na co. I to spektakl, na który trzeba zarezerwować nawet trzy godziny, a bywa, że więcej, bo czas gry nie jest z góry ustalony. Trzeba rozegrać dziewięć rund (inningów), a w razie braku rozstrzygnięcia gra toczy się dalej.

Lepiej więc zacząć chociażby od filmu „Moneyball”, który nie jest nowy (rok produkcji: 2011), ale się nie starzeje – jak Brad Pitt, który wciela się w rolę Billy’ego Beane’a. To postać autentyczna, były menedżer klubu Oakland Athletics. Sfrustrowany Beane, którego zespół był co sezon osłabiany przez odejścia najlepszych graczy, zatrudnił jako swojego doradcę Paula DePodestę, który przywiązywał ogromną wagę do statystyk, również tych na pozór mniej istotnych. Klub z Oakland zaczął pozyskiwać za jego sprawą niechcianych gdzie indziej, niedocenianych zawodników. Po początkowych niepowodzeniach zespół zaczął osiągać imponujące wyniki i w 2002 roku wygrał 20 meczów z rzędu. I to właśnie jest sedno baseballa – statystyki, porównania, niuanse. Gra momentów, której sednem jest rywalizacja między miotaczem a pałkarzem.

Czytaj więcej

George Weah nie zbawił Liberii

Można też na początek wybrać książkę („Moneyball” to także ekranizacja). John Grisham napisał chociażby powieść „Calico Joe”, którą poprzedził 30-stronicowym wstępem, w którym stara się wytłumaczyć, na czym polega uwielbiana przez Amerykanów gra. Zaczyna od wyjaśnienia:

„W trakcie długiego lunchu w pewnym londyńskim wydawnictwie zorientowałem się szybko, że moi brytyjscy przyjaciele, chociaż chwalą moją powieść, a nawet są pod jej wrażeniem, to o baseballu pojęcie mają raczej mgliste, a już związana z tą grą terminologia jest im zupełnie obca. Prosili mnie o wyjaśnienie takich podstawowych pojęć, jak zgaszenie piłki ze zwłoką, zbicie biegacza, skradziona baza, piłka podkręcona (tak zwany rogal), pałkarz obustronny czy wielki szlem – które są oczywistą oczywistością dla większości amerykańskich dziesięciolatków. Starałem się im to tłumaczyć w miarę przystępnie, modląc się w duchu, żeby komuś nie przyszło czasem do głowy zapytać, co to jest faul, bykownia albo, co gorsza, reguła piłki wewnątrzpolowej”.

Baseball jest obecny w amerykańskiej kulturze bardziej niż inne sporty. Nawet jeżeli stracił status sportu narodowego na rzecz bardziej efektownego futbolu amerykańskiego, nigdy nie utraci tego wyjątkowego znaczenia, które jest bezcenne. W „Moneyball” bohater kilka razy wypowiada słowa: „I jak tu nie być romantykiem, gdy chodzi o baseball”. Uprawiają go z powodzeniem zawodnicy, którzy często nie wyglądają jak atleci i są znacznie starsi niż przedstawiciele innych dyscyplin oraz nie dbają przesadnie o zdrowy styl życia, są za to wystrojeni w charakterystyczne, niepowtarzalne stroje. A poza tym – czy jest piękniejszy obiekt sportowy niż stadion baseballowy w blasku zachodzącego słońca? Proszę sprawdzić. Ohtani daje nadzieję, że baseball będzie zdobywał nowych fanów na całym świecie – jeśli jego pomnika nie wzruszy afera hazardowa.

Autor jest dziennikarzem „Kroniki Beskidzkiej”.

Wystarczy usłyszeć nazwisko bohatera tej opowieści, żeby uzmysłowić sobie, jak bardzo egzotyczny jest w naszym kraju baseball. Shohei Ohtani to w Polsce postać nieznana, a szkoda. 29-latek w Japonii, skąd pochodzi, bądź w Stanach Zjednoczonych, gdzie gra, jest bowiem wielką gwiazdą oraz idolem typowanym do roli najlepszego gracza w całej historii tej dyscypliny. Nic więc dziwnego, że kwestia jego udziału w skandalu bukmacherskim pojawiła się na czołówkach tamtejszych gazet i gości na nich przez cały czas, bo sprawa jest skomplikowana i tajemnicza.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Bogusław Chrabota: Dlaczego broń jądrowa nie zostanie użyta
Plus Minus
„Empire of the Ants”: 103 683 zwiedza okolicę
Plus Minus
„Chłopi”: Chłopki według Reymonta
Plus Minus
„Największe idee we Wszechświecie”: Ruch jest wszystkim!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Plus Minus
„Nieumarli”: Noc żywych bliskich