Sean Price Williams, doświadczony zdjęciowiec i jeden z synonimów niezależnego kina amerykańskiego, znany m.in. ze współpracy z Alexem Rossem Perrym („Her Smell” z 2018 r.) oraz braćmi Safdie („Good Time” z 2017 r.), debiutuje jako reżyser surrealistycznym filmem drogi „Piękny Wschód”, w którym przygląda się Stanom – mniej lub bardziej – Zjednoczonym, kreśląc kraj jako przedziwny amalgamat kultur i poglądów.

Przewodniczką po tym świecie jest Lillian (Talia Ryder) pochodząca z Karoliny Południowej, która – niczym Alicja w Krainie Czarów albo Dorotka w Oz – przemierza wybrzeże USA, napotykając szereg ekscentryków z obu stron sceny politycznej. Wszyscy oni traktują licealistkę jak puste naczynie, do którego pragną wlać swoje przekonania. Lillian tymczasem jest raczej kameleonem.

Czytaj więcej

„Bez lukru”: Misja ciastko

Fabuła – oparta na scenariuszu krytyka filmowego Nicka Pinkertona – jest tu pretekstowa i dygresyjna. Williamsa bardziej interesuje sama podróż przez prowincjonalną i wielkomiejską Amerykę, która chyba nigdy nie była bardziej podzielona. Proces, w wyniku którego bohaterka przeobraża się, dojrzewa i poznaje ziemię stworzoną „dla niej i dla nich”, jest najważniejszy, a wycieczka szkolna staje się punktem wyjścia dla rozważań na temat jankeskiej kondycji. W „Pięknym wschodzie”, co zakrawa na paradoks, autor formułuje krytykę noszącą znamiona satyry, a równocześnie wygłasza patriotyczny pean na cześć ojczyzny.

Rafał Glapiak, Mocnepunkty.pl