Nie uczestniczyłam w rozmowach Jarosława Gowina z opozycją
Pamiętam „zabójcze koperty” Tomasza Grodzkiego, które rzekomo miały roznieść pandemię na całą Polskę.
No właśnie. Doszło do sporu między Jarosławem Kaczyńskim a Jarosławem Gowinem, w jakim trybie przeprowadzić wybory prezydenckie. Wtedy zaczęło się moje rozejście polityczne i – co boleśniejsze – przyjacielskie z Jarosławem Gowinem. Dodam, że od początku pandemii Jarek kilka razy zmieniał zdanie. Najpierw mówił, że trzeba wszystko zamknąć, bo ludzie będą umierać na ulicach. Dwa, trzy tygodnie później przekonywał, że musimy wszystko otworzyć, bo małe firmy nie przetrwają, a w Szwecji lockdownu nie było i jakoś dają radę. Gdy pojawił się pomysł przeprowadzenia wyborów prezydenckich w ramach ordynacji tzw. bawarskiej, czyli wyborów korespondencyjnych, ze względu na pandemię, Jarek mocno to oprotestował. Na tydzień przed świętami Wielkanocy miało się odbyć głosowanie w Sejmie nad poprawkami, które miałyby umożliwić przeprowadzenie wyborów korespondencyjnych. Wtedy usłyszałam od Jarka, że musimy wyjść z koalicji, bo przeprowadzenie wyborów w takim trybie jest niemożliwe.
Wątpliwości co do tego trybu były zasadne.
Zgoda. Mówiłam jednak Jarkowi: „Sytuacja jest niepewna, wszyscy czekają na tarcze, jeżeli doprowadzimy do upadku koalicji, a co za tym idzie, do upadku rządu, to mamy 16 tygodni na sformowanie nowego gabinetu, a w tym czasie nikt nie będzie podejmował decyzji”. Przekonywałam go, że nie możemy sobie na to pozwolić. Jarek uważał, że dojdzie do konstruktywnego wotum nieufności i w tydzień zostanie sformułowany nowy gabinet.
Kto miałby powołać ten nowy rząd?
Zjednoczona opozycja razem z Porozumieniem Gowina.
Czyli prowadził rozmowy na ten temat?
Wydaje mi się, że jakieś rozmowy musiały się odbywać. Nie uczestniczyłam w nich, zatem nie będę spekulować. To wtedy Jarek stracił do mnie zaufanie, bo kontestowałam ten pomysł. Zadałam mu nawet wówczas pytanie: „Jarek, jak sobie wyobrażasz nowy rząd, w którym wspólny program ustalają Włodzimierz Czarzasty, Borys Budka, Robert Biedroń i ty. Jedynym spoiwem byłoby odsunięcie PiS od władzy. A gdy ten cel zostanie osiągnięty, to się zacznie polityczna jatka”. I dodałam, że nie mam zamiaru dziś przykładać ręki do wywracania rządowego stolika. Później okazało się, że część posłów Porozumienia myśli podobnie jak ja i nie zagłosuje za obaleniem rządu. Poprosiłam wtedy Jarka Gowina, żeby dał mi szansę przekonać Jarosława Kaczyńskiego do rezygnacji z wyborów kopertowych i poszukania nowego rozwiązania.
Wybory kopertowe to była sytuacja jak z baśni Andersena o szatach cesarza
Po drodze Jarosław Gowin wymyślił, żeby przedłużyć kadencję prezydenta do siedmiu lat, co wymagało zmiany konstytucji.
I Kaczyński wtedy powiedział: „Jeśli przekonasz do tego opozycję, to my za tym zagłosujemy”. Bardzo szybko opozycja ogłosiła w mediach, że nie zagłosuje za takim rozwiązaniem.
A co z tym słynnym spotkaniem na Parkowej, o którym była mowa na komisji śledczej?
Odbyło się na prośbę Jarosława Kaczyńskiego, aby każdy wyłożył swoje argumenty i żeby inni mogli się do nich odnieść. Byłam na tym spotkaniu i przedstawiałam wszystkie argumenty przeciwko wyborom korespondencyjnym. Łącznie z tym, że 2 mln ludzi nie ma skrzynek pocztowych, do których można by włożyć pakiety do głosowania. Nikt nie skomentował moich argumentów i rozeszliśmy się bez konkluzji. A terminy biegły. Dopiero „Rzeczpospolita” opisała wyjście z tej patowej sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, i z tego pomysłu skorzystaliśmy.
Jak to się stało, że w pewnym momencie wszyscy wiedzieli, iż wybory w trybie korespondencyjnym odbyć się nie mogą, i nikt tego nie powiedział otwarcie Jarosławowi Kaczyńskiemu?
Mam wrażenie, że znaleźliśmy się w sytuacji jak z baśni Andersena „Nowe szaty cesarza”, tylko zabrakło dziecka, które krzyknęłoby: „Król jest nagi”.
W wyniku zawirowań politycznych Gowin odszedł z rządu, pani została wicepremierem i mówiono, że miała pani szansę przejąć Porozumienie, tylko się pani wystraszyła.
Krążyła taka legenda, ale jest nieprawdziwa. Rzeczywiście Jarek przegrał głosowanie w sprawie wyjścia z koalicji, przeprowadzone wśród posłów Porozumienia, i wtedy postanowił, że odejdzie z rządu. Ale partia to co innego. Według mojego rozeznania, gdyby doszło do głosowania nad zmianą lidera Porozumieniu, to ja bym to głosowanie przegrała. Małe partie opierają się na autorytecie lidera, którym był wówczas Gowin. Nie byłam zwolennikiem jego wychodzenia wówczas z rządu. Uważałam, że partię można jeszcze uratować.
A dlaczego Jarosław Gowin, który później wrócił do rządu i znowu został wicepremierem, tak drastycznie zaczął rozmijać się w poglądach z PiS? Myślę chociażby o Polskim Ładzie.
W tej sprawie Jarek też zmieniał stanowisko. Najpierw na konferencji prasowej ogłosił, że bez ulgi dla klasy średniej nie poprze zmian w podatkach zaproponowanych w Polskim Ładzie. Po wpisaniu jej do programu – ogłosił wielki sukces Polskiego Ładu. Później zaczął go jednak krytykować. Był w rządzie, ale zachowywał się tak, jakby był w opozycji.
Dlaczego to robił?
Moim zdaniem psychiczny rozwód z Prawem i Sprawiedliwością Jarosława Gowina zaczął się jeszcze przed pandemią i był związany z reformą wymiaru sprawiedliwości.
Tą, za którą głosował, ale się nie cieszył?
Dokładnie. Te pomysły, które realizował Zbigniew Ziobro, dla Gowina były nie do zaakceptowania.
To, że wymiar sprawiedliwości wymagał reformy, było oczywiste. We wszystkich badaniach Eurostatu dotyczących percepcji wymiaru sprawiedliwości przez Polaków widać było, że ten obszar wymaga zmian. Ale sposób realizacji tej reformy był tym momentem, gdy Jarosław Gowin mentalnie się ze Zjednoczonej Prawicy wypisał. A potem właściwie każda rzecz była argumentem za tym, że należy się z PiS rozstać.
Na pewne rzeczy w wykonaniu Ziobry się nie zgadzałam, ale byliśmy częścią koalicji
A dla pani reforma Zbigniewa Ziobry to nie był problem?
Z mojego punktu widzenia ta reforma nie była robiona, jak należy. Wiedziałam, ile czasu muszą spędzić przedsiębiorcy w sądach gospodarczych, i chciałam, żeby w pierwszej kolejności tu nastąpiła zmiana. Że trzeba przede wszystkim usprawnić wymiar sprawiedliwości.
Zbigniew Ziobro zaczął od zmian kadrowych.
Teza, że pewni sędziowie nie powinni być obecni w wymiarze sprawiedliwości, nie była dla mnie egzotyczna. Na pewne rzeczy w wykonaniu Ziobry się nie zgadzałam, ale byliśmy częścią koalicji i musieliśmy patrzeć, do którego partnera jest nam bliżej. Mnie bliżej było do PiS niż PO. Nie wyobrażałam sobie siebie w koalicji z ówczesną opozycją.
Uważa pani, że Jarosław Gowin odrzucony przez całą scenę polityczną poniósł odpowiednią karę za swoje działania?
Po pierwsze, myślę, że Jarosław Gowin odegrał ważną rolę na scenie politycznej. Brakuje dziś takiego języka, którym on się posługiwał. Brakuje poszukiwania konsensusu, a Jarek zawsze do niego dążył. Starał się budować sojusze wokół spraw, w które wierzył. Prowadził politykę umiaru. Rzecz w tym, że w dzisiejszych szalonych czasach, pełnych napięć i szybkich zmian, być może nie ma miejsca dla takich ludzi. Osobiście jestem mu wdzięczna, bo bez niego nigdy nie byłabym ministrem i wicepremierem. A sprawczość w polityce jest zapewne tym, dla czego warto się nią zajmować.