Członek komisji śledczej ds. zbadania śmierci Barbary Blidy: Ktoś wytarł odciski palców na pistolecie

Posłowie PiS od początku prac komisji lansowali tezę, że to było samobójstwo. A ja uważam, że Barbara Blida, twarda śląska kobieta, samobójstwa by nie popełniła - mówi Tadeusz Sławecki, były poseł PSL, członek komisji śledczej ds. zbadania śmierci Barbary Blidy.

Publikacja: 19.04.2024 17:00

Zarzuty wobec Barbary Blidy były dmuchane. Gdyby prokuratura starannie je zweryfikowała, to nie było

Zarzuty wobec Barbary Blidy były dmuchane. Gdyby prokuratura starannie je zweryfikowała, to nie byłoby podstaw do oskarżania jej. Zresztą nigdy nie udowodniono, jakoby Barbara Blida pośredniczyła we wręczaniu łapówki – mówi Tadeusz Sławecki. Na zdjęciu jako poseł w drodze na posiedzenie komisji śledczej do zbadania okoliczności tragicznej śmierci byłej posłanki Barbary Blidy, 2009 rok

Foto: PIOTR BłAWICKI/EAST NEWS

Plus Minus: Były premier Leszek Miller chciałby, żeby minister sprawiedliwości Adam Bodnar wznowił śledztwo w sprawie śmierci Barbary Blidy. Od tamtych wydarzeń upłynęło 17 lat. Pracowała nad nią prokuratura i komisja śledcza, w której pan zasiadał. Do czego tu wracać?

Myślę, że wiele rzeczy nie zostało do końca wyjaśnionych.

Jakich rzeczy?

Prokuratura dość szybko umarzała wiele wątków. Jedyną osobą, która została skazana za tragiczną śmierć Barbary Blidy, był szef grupy operacyjnej, która weszła o 6 rano do jej domu. Wiemy, że ta grupa popełniła wiele błędów. Gdyby wówczas zastosowano takie zabezpieczenia, jakie możliwe są obecnie, np. wyposażono funkcjonariuszy w kamery, to sytuacja byłaby inna. Wiemy, że tamtą akcję przeprowadzono dość nonszalancko, bez sprawdzenia chociażby, czy Barbara Blida i jej mąż posiadają broń palną. Później doszły do tego kolejne historie – kwestia zacierania śladów, braku śladów prochowych na kurtkach funkcjonariuszy itd. Zaznaczam, że mogę mówić wyłącznie o sprawach, które nie są objęte klauzulą tajności. No i jeszcze dochodzi do tego aspekt polityczny. W sprawie pojawiają się nazwiska prominentnych polityków PiS: ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ówczesnego prokuratora Bogdana Święczkowskiego, uważanego za zaufanego człowieka Ziobry, innych prokuratorów.

I co z tego? Co można im zarzucić?

Nie dochowali należytej staranności. Prokuratura chciała postawić Barbarze Blidzie zarzut pośrednictwa w przekazaniu łapówki.

Przypomnijmy, że chodziło o działalność tzw. mafii węglowej. W latach 90. na Śląsku działali pośrednicy handlujący węglem wydobywanym przez kopalnie. Mafie węglowe wyłudzały węgiel, fałszowały świadectwa jego jakości, a kopalnie, które były własnością Skarbu Państwa, popadały w długi, bo czasami w ogóle nie dostawały pieniędzy.

Zgadza się. Jedną z głównych podejrzanych w tej sprawie była pani, którą nazywano śląską Alexis.

Jedna z najbogatszych bizneswoman w Polsce, która dorobiła się na handlu węglem.

Prokuratura zarzucała jej, że za pośrednictwem Barbary Blidy, w latach 90. posłanki SLD, wręczyła łapówkę prezesowi Rudzkiej Spółki Węglowej, w zamian za umorzenie odsetek od zaległych płatności za węgiel. Rzecz w tym, że owych odsetek nie umorzono. Poza tym prezes spółki nie mógł jednoosobowo wydać takiej decyzji, musiał ją zaakceptować cały, pięcioosobowy skład zarządu, tymczasem na posiedzeniu zarządu nigdy taka sprawa nie była omawiana. Zatem te zarzuty były dmuchane. Gdyby prokuratura starannie je zweryfikowała, to nie byłoby podstaw do postawienia zarzutów Barbarze Blidzie. Zresztą nigdy nie udowodniono, jakoby pośredniczyła we wręczaniu łapówki.

Czytaj więcej

Olgierd Annusewicz: Negatywne kampanie wyborcze szkodzą politykom

Sprawa została umorzona, gdy Barbara Blida tragicznie zginęła podczas próby zatrzymania.

Zgoda, ale prokuratorzy, zamiast wysyłać do niej do domu o 6 rano funkcjonariuszy ABW, mogli ją wezwać do prokuratury na złożenie zeznań. Tymczasem użyto środków z najwyższej półki. Trzeba przyznać, że funkcjonariusze zachowywali się poprawnie – nie byli agresywni, nie powalili jej na ziemię, zgodzili się, żeby Blida zadzwoniła do adwokata, który ją pouczył, by niczego nie podpisywała. Pozwolono jej też pójść do łazienki w towarzystwie funkcjonariuszki i się przebrać. Tam właśnie doszło do tragicznego postrzelenia Blidy. Po tych wydarzeniach pojawiła się taka narracja, że była posłanka popełniła samobójstwo. Czy ktoś, kto miałby popełnić samobójstwo, zadzwoniłby do adwokata? Jest więcej takich pytań, takich niejasności, które wychodziły na jaw m.in. podczas prac komisji śledczej.

Co ustaliła komisja śledcza do zbadania okoliczności tragicznej śmierci Blidy?

Ustaliliśmy, że Barbara Kmiecik, czyli owa śląska Alexis, która obciążyła Blidę, przebywała dość długo w tzw. areszcie wydobywczym i skłonna była powiedzieć wiele, żeby tylko z niego wyjść. A prokuratorzy wprost dawali do zrozumienia, że szukają haków na polityków SLD. Warto dodać, że w 2013 roku sąd uniewinnił Kmiecik od ciążących na niej zarzutów. Poza tym komisja ustaliła, że rządzący łamali konstytucję, ponieważ w szerszym gronie zbierali się u premiera Jarosława Kaczyńskiego, omawiali materiały operacyjne i ustalali, kogo należy wziąć pod lupę.

Czy premier nie miał prawa tego wiedzieć?

Miał prawo, ale inni uczestnicy tych spotkań już nie, i to wytknęliśmy jako delikt konstytucyjny. Nieuprawnione osoby miały dostęp do wiedzy operacyjnej. W tych spotkaniach uczestniczył m.in. ówczesny szef MSWiA Janusz Kaczmarek, który wcześniej był prokuratorem krajowym i okazał się dla nas bezcennym źródłem wiedzy. Po tym gdy Zbigniew Ziobro „nadepnął mu na odcisk”, czyli oskarżył go o przeciek przy okazji afery gruntowej, chętnie opowiadał, co się działo w prokuraturze pod rządami Ziobry i w ogóle w rządzie. A że miał notatki, to często weryfikował zeznania innych świadków. Gdy np. zaprzeczali, że nie byli obecni na imieninach u prokuratora Święczkowskiego albo na innym spotkaniu, on mówił: „nie, byłeś tam i tam”.

Czyli Janusz Kaczmarek odegrał ogromną rolę w tej komisji?

Oczywiście, bo, po pierwsze, jest fachowcem. Po drugie, każdy dobry minister coś tam zapamięta, coś sobie zapisze, coś skseruje i dlatego był cennym świadkiem komisji śledczej. Mimo wszystko wiele okoliczności, jak mówiłem, nie zostało wyjaśnionych, zatem warto by wrócić do sprawy.

Co by pan chciał wyjaśnić?

Przykładowo, czy Ziobro wiedział o akcji ABW? Czy był w pobliżu, czyli w Prokuraturze Katowickiej, żeby szybko ogłosić sukces? Wiem, że wiele spraw mogło już ulec przedawnieniu, ale mimo wszystko może coś jeszcze udałoby się ustalić.

Czy podczas prac komisji śledczej ustaliliście ponad wszelką wątpliwość, co właściwie wydarzyło się w domu Barbary Blidy w dniu zatrzymania?

Wiele śladów zostało zatartych. Osobiście nie wierzę w samobójstwo. Przychylam się do wersji, że między panią Blidą a funkcjonariuszką doszło do szarpaniny i padł ten przypadkowy strzał.

Czyli uważa pan, że był to nieszczęśliwy wypadek?

Opieram się na zeznaniach męża Barbary Blidy, który był w domu, i funkcjonariuszy ABW, którzy bezpośrednio nakazali panu Blidzie odłożyć pistolet do zlewu. Później okazało się, że na pistolecie nie było żadnych odcisków palców. Nie jestem kryminologiem, ale sądzę, że ktoś musiał go wytrzeć. W tej sprawie było więcej takich niejasności, np. przez miejsce zdarzenia przewinęło się ok. 30 osób, a zanim się to stało, nie zabezpieczono śladów. Przecież prokuratora nikogo nie powinna tam wpuścić, nim specjaliści nie wykonali swojej roboty.

Jak przebiegały prace w komisji? Zarzucano wam, że śledztwo jest nadmiernie przeciągane.

To było ciekawe doświadczenie. Trzeba było umieć czytać materiały operacyjne ABW, do których mieliśmy dostęp tylko w pomieszczeniu zamkniętym. Nie można było robić notatek. Jedna trzecia posiedzeń była utajniona, zatem zamknięta dla mediów. Ale jeden z tygodników publikował te niby tajne informacje.

Ma pan na myśli tygodnik „NIE”?

Dokładnie. Przewodniczący komisji Ryszard Kalisz z SLD czasami z tego korzystał i używał takiej frazy: „jak podaje jeden z tygodników”, bo my jako członkowie komisji nie mogliśmy upubliczniać informacji niejawnych. W każdym razie po raz pierwszy od 1989 roku stawiano zarzuty funkcjonariuszom ABW, których wizerunek był utajniony. Przewodniczący Kalisz wymyślił sposób na ich przesłuchanie. Przepytywaliśmy ich w gmachu Sądu Najwyższego. Funkcjonariusze siedzieli za lustrem weneckim, my zadawaliśmy im pytania, nie widząc ich. Przy tamtej sprawie pokazaliśmy, że funkcjonariusze ABW nie są nietykalni, zatem nasza komisja coś pozytywnego zrobiła. W tej sprawie, jak mówiłem, został skazany szef grupy operacyjnej. Ale ciągle mam niedosyt, bo prokuratura podejrzanie szybko umarzała wiele wątków.

Funkcjonariusz został skazany. Czego więcej można oczekiwać?

Funkcjonariusz na najniższym szczeblu.

Uważa pan, że ktoś jeszcze powinien stanąć przed sądem?

A gdzie są decydenci? Dlaczego prokuratura zgodziła się na zatrzymanie Blidy, zamiast przesłuchać ją z wolnej stopy? W toku naszego śledztwa pojawiło się wiele wątków skandalicznych, m.in. ten, że Barbara Kmiecik zeznała, iż miała w Chruszczobrodzie stadninę i pensjonat, w którym bywali prawnicy i prokuratorzy. Zatem były też dwuznaczne powiązania, które nie zostały zbadane.

Czy pana zdaniem Zbigniew Ziobro powinien był wtedy stanąć przed sądem?

Ziobro nie brał bezpośredniego udziału w tej akcji, ale wiemy, jak to działa – są decydenci polityczni, usłużni prokuratorzy, wykonawcy, później są awanse itd. Nie powiem pani, kto powinien stanąć przed sądem. Ale uważam, że nie przyjrzano się należycie działalności prokuratury, która taśmowo umarzała wątek za wątkiem.

Przecież pół roku później władzę w Polsce przejęła ekipa PO–PSL. Dlaczego nowa prokuratura nie przyglądała się uważnie temu, o czym pan mówi?

Bardzo dobre pytanie. Niektórzy moi koledzy z ówczesnej koalicji nawet nie przyszli na głosowanie w sprawie postawienia Zbigniewa Ziobry przed Trybunałem Stanu. Pięciu czy sześciu posłów Platformy, łącznie z premier Ewą Kopacz, nie głosowało. Ja tego nie rozumiem. I o to mam żal, bo my, jako komisja, naprawdę zebraliśmy porządny materiał. Gdyby sprawa trafiła do Trybunału Stanu, to w przyszłości nie przyszłoby nikomu do głowy, żeby podejmować działania, które są sprzeczne z konstytucją.

Pana koledzy z PSL też nie wszyscy pojawili się na tym głosowaniu. Siedmiu nie przyszło, dwóch się wstrzymało od głosu, a Józef Zych nawet głosował przeciw postawieniu Ziobry przed Trybunałem Stanu.

Nie wiem, dlaczego tak się stało, ale o to też miałem żal. Znałem osobiście Barbarę Blidę i zależało mi na tym, żeby sprawę wyjaśnić, a winnych ukarać. Posłowie PiS od początku prac komisji lansowali tezę, że to było samobójstwo, a ja uważam, że Barbara Blida, twarda śląska kobieta, samobójstwa by nie popełniła. Trzeba było natomiast dociec, jak doszło do tego nieszczęścia. Skłaniałem się do poglądu, że chciano ją aresztować, pokazać, jak jest wyprowadzana w kajdankach, żeby uderzyć w SLD. Tymczasem popełniono błędy, sprawy wymknęły się spod kontroli i miały swój tragiczny finał.

Skoro wspomniał pan o znajomości z Barbarą Blidą, to pewnie pamięta pan te pierwsze wspólne rządy SLD–PSL z lat 1993–1997?

Najlepiej wspominam rząd Józefa Oleksego. Jako premier, ale i jako marszałek Sejmu Oleksy zawsze dążył do kompromisu. Generalnie oceniałem tamten okres pozytywnie. Toczyliśmy walkę o nasze miejsce w Europie, w NATO, i w tych zasadniczych sprawach wszyscy się zgadzali. Natomiast były konflikty światopoglądowe, zupełnie jak teraz. SLD chciał dopuścić aborcję do 12. tygodnia trwania ciąży, a myśmy się na to nie zgadzali. Poza tym, to był czas uchwalania konstytucji i powiem pani, że irytują mnie opinie, jakoby ta konstytucja była taka, owaka, liberalna…

Uchwalona przez postkomunistów, jak mawia prawica.

Prawica była reprezentowana przy pracach nad konstytucją, bo w Sejmie był wówczas BBWR. Projektów konstytucji było siedem, w tym prezydenta Lecha Wałęsy, który chciał zagwarantować sobie wpływ na obsadę trzech resortów: obrony, spraw zagranicznych i spraw wewnętrznych. I myśmy te różne projekty starali się pogodzić. Toczyły się np. spory dotyczące ustroju państwa – czy powinien być prezydencki, jak chciał Wałęsa, czy kanclerski. Zgodziliśmy się na ustrój parlamentarno-gabinetowy. Spieraliśmy się o bezpłatną edukację na wszystkich szczeblach. Dla nas w PSL bezpłatna edukacja i opieka zdrowotna były bardzo ważne, ale grupy liberalne, które już wtedy istniały na scenie politycznej, chciały prywatnych uczelni i przychodni. W rezultacie przyjęliśmy miękki zapis, że szczegółowe rozwiązania określi ustawa. Konstytucja sprawdziła się w czasie katastrofy smoleńskiej, bo precyzyjnie opisywała wypełnienie luki na szczytach władzy. Ostatnio jest w modzie narzekanie na konstytucję, ale moim zdaniem to nie ustawa zasadnicza jest zła, tylko ludzie i ich ambicje.

A jak pan wspomina ten kolejny wspólny rząd z SLD w latach 2001–2005?

No wtedy to już było głównie szukanie pretekstów do rozstania. Przecież awantura o te słynne winiety nie była funta kłaków warta. To był tylko pretekst, żeby nas wyrzucić z rządu.

Czytaj więcej

Robert Kwiatkowski: Lewica zdradziła wyborców i członków partii

To może nie trzeba było dostarczać tego pretekstu i zagłosować za winietami?

To była drobnostka. Trzeba wiedzieć, co ile jest warte. Jedne ustawy były warte kilkadziesiąt milionów złotych, a inne kilka miliardów złotych. Winiety były warte kilkadziesiąt milionów. Moim zdaniem od dłuższego czasu próbowano tę koalicję rozwalić i wreszcie się udało.

Pan był w tamtym rządzie zastępcą Krystyny Łybackiej w Ministerstwie Edukacji, Nauki i Sportu.

Współpracowało mi się z nią dosyć dobrze. Świętej pamięci minister Łybacka była osobą charakterną. Miała duży wpływ na Leszka Millera i na Grzegorza Kołodkę. Byłem świadkiem jej rozmowy z wicepremierem Kołodką o podwyżkach dla nauczycieli. Można było odnieść wrażenie, że z nich dwojga to ona jest ministrem finansów, a nie on. Poza tym była uczciwym politykiem. W tamtym czasie toczyła się dyskusja na temat wychowania seksualnego i mam wrażenie, że ona nigdy nie stawiała ideologii swojej partii na pierwszym miejscu, tylko starała się wyważać racje.

A dlaczego doszło wtedy do likwidacji obowiązkowej matury z matematyki? To była jedna z pamiętnych decyzji. Co wami powodowało, że ją podjęliście?

Nie rozumiałem tamtej decyzji, a dyskusji na ten temat nie toczyliśmy. Sam mam wykształcenie techniczne, zatem z matematyką i fizyką miałem do czynienia i nie przyszłoby mi do głowy, żeby te przedmioty umniejszać. Zresztą Krystyna Łybacka też była doktorem matematyki, zatem umysł miała ścisły. Proszę pamiętać, że wokół ministerstwa krąży mnóstwo różnych podpowiadaczy i być może to była ich robota, ale zbytnio się w to nie wgłębiałem. Miałem inne zadania. Interesowało mnie wyrównywanie szans edukacyjnych, szkolnictwo wiejskie. Próbowaliśmy pokazywać, że dziecko na wsi nie musi być skazane na niepowodzenie tylko dlatego, że szkoła nie ma pomocy naukowych. Dowodziliśmy, że wiejskie szkoły mają pod bokiem świetne laboratoria przyrodnicze – wystarczy, że dzieci wyjdą na pole czy do parku. Miałem swoich doradców, wsparcie kręgów kościelnych i komfort niezależnego myślenia. Starałem się krzewić szacunek dla chleba, dla tradycji, dla innych ludzi, i to mnie najbardziej interesowało.

Na pewno pamięta pan, jak kiedyś Waldemar Pawlak pytany, kto wygra wybory parlamentarne, odpowiedział „nasz koalicjant”. Było w tym sporo prawdy, bo PSL jest chyba najczęściej uczestniczącą we władzy formacją po 1989 roku.

Nie podobała mi się tamta wypowiedź Pawlaka, bo później przylgnęła do nas krzywdząca łatka ugrupowania obrotowego, które z każdym może rządzić. A to nieprawda. Nie idziemy z każdym.

Rzeczywiście, z PiS nigdy nie chcieliście współrządzić.

Bo z nimi nie da się współpracować. Nie jestem uprzedzony, ale uważam, że z PiS nie można się dogadać w żadnych kluczowych sprawach – gospodarczych, roli instytucji, rozdawnictwa itd. Ostatnio kierowałem Wojewódzką Biblioteką im. Hieronima Łopacińskiego w Lublinie. Robiłem tam wiele wspaniałych rzeczy. Nasza biblioteka weszła do ekskluzywnego grona bibliotek, które realizują zadania międzynarodowe. Zostaliśmy wciągnięci na listę narodowego zasobu bibliotecznego. Zorganizowałem w niej pierwszą w Polsce wystawę sztuki chińskiej z dynastii Tang. Wystawiłem kopie obrazów Jana Matejki – „Bitwa pod Grunwaldem” w naturalnym rozmiarze i „Matejko rozmawia z Panem Bogiem”. Oryginał „Bitwy pod Grunwaldem” był w czasie wojny przechowywany w gmachu lubelskiej biblioteki. A „Matejko rozmawia z Panem Bogiem” wisi w Brukseli, w Parlamencie Europejskim. Robiłem to, bo uważałem, że biblioteka nie jest tylko czytelnią. Biblioteka za tę działalność dostała medal Gloria Artis. I co się stało? Skończyła mi się kadencja, ogłoszono konkurs, który marszałek z PiS unieważnił. Wsadził na to stanowisko swego partyjnego kolegę. Uzyskał na to zgodę Ministerstwa Kultury. Zrobił tej instytucji krzywdę, nie dlatego, że Sławeckiego tam już nie ma, tylko że kieruje nią człowiek, który nie pracował nigdy w tym obszarze. Zastąpiono mnie zupełnie przypadkową osobą.

Nie lubi pan PiS?

A za co mam go lubić? Zrobiono bibliotece wojewódzkiej krzywdę w imię partyjniactwa. Tak samo było w rządzie. Wiadomo, że gdy zmienia się władza, to ministrowie odchodzą, ale będąc wiceministrem edukacji w trzech rządach, zawsze walczyłem o to, żeby zachować dyrektorów departamentów, ludzi mądrych. Starałem się ich chronić, niezależnie do tego, z którym rządem przyszli do resortu. A Przemysław Czarnek, z którym się bardzo dobrze znam, bo obaj jesteśmy z Lubelszczyzny, powyrzucał mi ludzi, którzy po prostu wiedzieli, o co w tym resorcie chodzi. Jestem państwowcem i na coś takiego się nie godzę.

Plus Minus: Były premier Leszek Miller chciałby, żeby minister sprawiedliwości Adam Bodnar wznowił śledztwo w sprawie śmierci Barbary Blidy. Od tamtych wydarzeń upłynęło 17 lat. Pracowała nad nią prokuratura i komisja śledcza, w której pan zasiadał. Do czego tu wracać?

Myślę, że wiele rzeczy nie zostało do końca wyjaśnionych.

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi