„Wracamy do Przodownika”: Dobre żarty z piwnicy

Każdy, kto tęskni za kabaretem operującym ładnie napisanymi literackimi tekstami, granymi przez najprzedniejszych aktorów komediowych w Polsce, powinien na nich trafić.

Publikacja: 12.07.2024 17:00

„Wracamy do Przodownika”: Dobre żarty z piwnicy

Foto: mat.pras.

Wiemy, jaka jest dziś przeważnie recepta na kabaretowe widowisko. Przewidywalne pomysły (koniecznie ksiądz i policjant), grube dowcipasy i drwiny z poprzedniej władzy. Tu jest inaczej. Oni są nie tylko nieprzewidywalni, ale i niejednoznaczni. Czy można stworzyć subtelny kabaret, kiedy inni malują skecze najgrubszą krechą? Okazuje się, że tak. I można zasłużyć na miłość widowni, która śmieje się nieustannie, ale też odczuwa z tą ekipą więź mocniejszą niż tylko opartą na rozśmieszaniu.

Teatrzyk Gędźba istnieje od 2021 r. To wtedy skrzyknęła się ponownie ekipa dawnego Kabaretu Na Koniec Świata, występująca w niemal tym samym składzie od 2010 r. Apogeum ich aktywności to telewizyjny serial kabaretowy „La La Poland” z lat 2017–2018. Ale TVP Jacka Kurskiego nie chciała kolejnych odcinków. Stracili też siedzibę w piwnicznej salce Przodownik, małej scenie warszawskiego Teatru Dramatycznego. Odrodzenie nastąpiło po pandemii. Gędźbę przygarnął dyrektor Teatru Scena Współczesna Włodzimierz Kaczkowski. Występowali też w sali Relax.

Tym razem wracają do korzeni – znów są w piwnicy, czyli w Przodowniku. Zwykle lubili sięgać do starych kawałków, ale ten spektakl jest napisany całkiem od nowa. Głównie przez aktora Wojciecha Solarza, który wraz z innym aktorem Maciejem Makowskim jest też współreżyserem. Istna spółdzielnia aktorska.

Czytaj więcej

Donald Trump – fałszywy faszysta czy produkt demokracji?

Nieustannie skaczemy po stylach i wątkach. Kiedy wspaniała Izabela Dąbrowska, aktorka wyposażona w wyjątkowe vis comica, zaczyna spektakl piosenką „Powroty”, dostajemy porcyjkę absurdu rodem z Monty Pythona. Ale kiedy na koniec oglądamy minifabułkę „Antymilionerzy”, w której konferansjer z kamienną twarzą Macieja Makowskiego pomaga przegrać całą swoją fortunę krezusowi Pawłowi Koślikowi, mamy migotliwe skojarzenia ze współczesną polską rzeczywistością. Z kolei kiedy w piosence „Figle” Wojciech Solarz opowiada o swoich relacjach z babcią (znów Dąbrowska), wydaje się zrazu, że to surrealizm, a przecież to niepozbawiona goryczki przypowiastka o relacjach między pokoleniami. Wskrzeszane są stare formaty, ale z nowymi treściami. Koślik znów jest Tadeuszem Sznukiem, oglądamy teleturniej, ale tym razem uczestnikami są cudzoziemcy (Solarz, Robert Majewski, Sebastian Stankiewicz). I zadajemy sobie pytanie, czy to drwina ze specjalnego traktowania przybyszów, czy przeciwnie – pochwała ich żywotności. Ano właśnie: siła niejednoznaczności.

A poza tym mnóstwo zabaw językiem, jak w przypadku kącika poetyckiego, który jak zawsze prowadzi Solarz. Zauważyć też można cienkie, subtelne, ale jednak szpilki wbijane nowej władzy czy środowiskom ją popierającym. Z prawicy drwili wiele razy, a dziś znów pamiętają o powinności satyryków. Zarazem to wszystko jest nienachalne, nienarzucające się, dalekie od politgramoty. Tacy byli i tacy są. A to ich najlepszy program od lat. Dowcip goni dowcip, tempo mnożenia zakrętasów humoru ledwie pozwala nam nadążyć. I znaleźć choć chwilę bez przymusu śmiechu.

 Poza wymienionymi stają przed widzami też Agata Wątróbska i Zuzanna Grabowska (rewelacyjne w roli zmanierowanych krytyczek) oraz Michalina Sosna. Czyli mamy skład dawnego Na Koniec Świata, rozśmieszający nas, ale cieniutko, nigdy wielkimi literami.

Tego kabaretu nie byłoby bez muzyki Mateusza Wachowiaka, drwiącej ze świata, groteskowej, czasem melancholijnej. On przygrywa na pianinie, ale bywa, że wchodzi w akcję. Tym razem wraz z Łukaszem Owczynnikowem, który bawi nas rzępoleniem na kontrabasie. Szukajcie ich po wakacjach!

Wiemy, jaka jest dziś przeważnie recepta na kabaretowe widowisko. Przewidywalne pomysły (koniecznie ksiądz i policjant), grube dowcipasy i drwiny z poprzedniej władzy. Tu jest inaczej. Oni są nie tylko nieprzewidywalni, ale i niejednoznaczni. Czy można stworzyć subtelny kabaret, kiedy inni malują skecze najgrubszą krechą? Okazuje się, że tak. I można zasłużyć na miłość widowni, która śmieje się nieustannie, ale też odczuwa z tą ekipą więź mocniejszą niż tylko opartą na rozśmieszaniu.

Pozostało 87% artykułu
Plus Minus
„Rodzaje życzliwości”, czyli filmy mogą jeszcze być po prostu dobrą zabawą
Plus Minus
Klucz do pokoju w Ukrainie ukryty w Azji? Trudne mediacje Putina, Modiego i Jinpinga
Plus Minus
Jan Maciejewski: Tego ci nie powiem
Plus Minus
Czy USA potrzebują trenera Tima Walza
Materiał Promocyjny
Aż 7,2% na koncie oszczędnościowym w Citi Handlowy
Plus Minus
Miasto bitwy o Niemcy
Materiał Promocyjny
Najpopularniejszy model hiszpańskiej marki