Spór o to, czy człowiek jest czymś „wielkim”, czy też stosunkowo „małym” wśród wszelkich otaczających go bytów, trwa od samego początku naszej aktywności intelektualnej. Bo religia, naciski społeczne i kulturowe sobie, a mimo to człowiek zawsze tak jakoś kombinuje, aby wyjść poza to, co jest mu pisane przez naturę i los. Jednak najważniejsze pytanie dotyczy zakresu tej władzy: jak bardzo można panować nad sobą i światem przyrody? Niemniej panowanie to dopiero początek. Nie chodzi przecież tylko o to, żeby dostatecznie wykorzystać dostępne nam narzędzia i środki, by żyło nam się lepiej i dostatniej. Stawka jest o wiele wyższa: gra toczy się o możliwość zmiany bądź przekształcenia tego, co powszechnie obowiązujące. Inaczej mówiąc: o przełamanie praw przyrody i tego, co organizuje ludzką naturę.
Chociaż pewne tendencje były obecne już wcześniej, poważnie robi się dopiero w XVI i XVII wieku. Z przyrody sukcesywnie znikają przyczyny celowe, wedle których już od starożytności i Arystotelesa celem każdej substancji jest osiągnięcie przez nią doskonałości, a więc dobra. W tym duchu jabłko spada na ziemię, ponieważ jego celem (o ile nic nie stanie mu na przeszkodzie) jest znaleźć się jak najbliżej ziemi. Niemniej w nowożytności celowość zostaje zastąpiona przez wyjaśnienia sprawcze. Izaak Newton wybornie wyłożył, że jabłko nie spada na ziemię, bo takie jest miejsce jego przeznaczenia, lecz z powodu siły grawitacji, z jaką Ziemia działa na ten owoc. A takie postawienie sprawy zmienia całkowicie obraz świata. Nie tylko dlatego, że coraz mniej w nim miejsca dla Pana Boga i jego rozumnego planu. Jabłko nie może sobie stawiać żadnych celów, nie dąży z rozmysłem do tego, aby znaleźć się na ziemi. Z tym prawdopodobnie każdy się zgodzi. Jak i z tym, że tylko człowiek może wyznaczać sobie cele do realizacji. A rzeczy materialne jedynie podlegają pewnym siłom i prawom, które wprost czekają na odkrycie.
Niemniej żądne wiedzy ludzkie poznanie wcale nie chciało się w tym miejscu zatrzymać. Bo skoro prawa można odnaleźć, to czemu przy okazji nie można ich zmienić, trochę przekształcić, usprawnić zgodnie z naszą wolą?
Czytaj więcej
W najnowszym „Plusie Minusie” przyglądamy się mękom polityki historycznej.
Człowiek staje w centrum świata
Przyroda stała się Księgą Natury, która tylko czeka na poprawne odczytanie. Jeszcze przez długi czas jej autorem miał być Bóg, a później już nie wiadomo, kto i po co coś takiego sprawił. Ale twórca tego wielkiego dzieła wcale już nie był taki ważny. Liczyło się to, że w naszym zasięgu są siły, które możemy wykorzystywać wedle naszego uznania. Nie tylko po to, aby budować wspaniałe konstrukcje teoretyczne, lecz także w celach praktycznych, by każdemu na ziemi po prostu żyło się lepiej. Nic w tym przecież zdrożnego – w tym wykorzystywaniu dostępnych nam materiałów, tworzeniu narzędzi badawczych do okiełznywania groźnych przyrodniczych sił. No, ale jakoś człowiek nigdy nie chce się zatrzymać, zawsze coś go pcha do tego, aby przekroczyć to, co z natury nieprzekraczalne. Nawet jeśli deklaratywnie zniża się do poziomu faktów empirycznych.