Śledzenie tego, co fani śpiewają lub pokazują na trybunach, może dostarczyć nie mniejszych wrażeń niż akcje i gole piłkarzy. Zwykły kibic, jeśli się dobrze wsłucha w głos trybun, dostrzeże rzeczy, które go zdziwią czy zaciekawią, a wyjątkową frajdę z takiej czynności mogą czerpać socjologowie i psychologowie społeczni. Niektóre zachowania tłumów mogą być na pozór niezrozumiałe, bo czy to możliwe, żeby fani, zamiast zdzierać gardła dla zwycięstwa swojej drużyny, bili brawo przeciwnikom lub śpiewali razem z nimi?
To nie są objawy zbiorowego szaleństwa, ale elementy, które mieszczą się w logice kibicowania i da się je nawet naukowo wytłumaczyć. Ostatnio mieliśmy niemało takich historii, a większość w gruncie rzeczy sprowadza się do jednego: dopiec znienawidzonemu sąsiadowi. Czemu? Bo to jest wojna, nawet jeśli nie prawdziwa, to spór „idei”, racji, „my kontra świat”. My jesteśmy sprawiedliwi, przechowujemy wspomnienia i tożsamość, które sięgają daleko wstecz, zanim ty czy ja się urodziliśmy, a tamci? Jeśli prawda jest z nami, to nie może być z tamtymi, więc trzeba ich „zniszczyć”.
To pamięć naszych przodków – ojców, dziadów, a w Anglii nawet pradziadów. Skoro oni nienawidzili, to i my nienawidzimy. Jeśli oni wyzywali, to i my będziemy. Przeciwnik może się zmieniać, ale zawsze jakiś musi być i trzeba mu sypać w tryby piach. Brzmi może momentami komicznie, ale sprawa może być naprawdę poważna, zwłaszcza jeśli sięga korzeniami do dramatycznych wydarzeń historii bliższej bądź dalszej.
Czytaj więcej
Polska pokonała Ukrainę 3:1 w pierwszym meczu towarzyskim przed wyjazdem na Euro 2024. Kapitan reprezentacji Robert Lewandowski zagrał 30 minut, ale po spotkaniu był zadowolony.
Walka o pamięć
Albania przegrała wprawdzie pierwszy mecz Euro 2024 z Włochami 1:2, ale kibice na pocieszenie mogli sobie powtarzać, że Chorwacja została rozbita przez Hiszpanów 3:0. Obie drużyny zmierzyły się w drugiej kolejce spotkań, a porażka mogła dla każdej z nich oznaczać pożegnanie z turniejem, więc stawka była – przynajmniej w skali piłkarskiej – bardzo wysoka. Na trybunach stadionu w Hamburgu usiadły tysiące fanów, a mecz do końca trzymał w napięciu. Najpierw na prowadzenie wyszli Albańczycy. Potem Chorwaci wyrównali i nawet trafili na 2:1, ale w ostatnich sekundach dali sobie wydrzeć zwycięstwo. Scenariusz był potencjalnie konfliktowy, a futbol już widział w podobnych sytuacjach bijatyki na trybunach – zwłaszcza na Bałkanach. Nic takiego jednak się nie stało. Chwała kibicom, że utrzymali nerwy na wodzy? Nie do końca, bo Albańczycy i Chorwaci oglądali ten mecz, jakby nie obchodziło ich zwycięstwo, ale coś zupełnie innego. W pewnym momencie trybuny zaczęły skandować: „Zabij, zabij, zabij Serba” i chociaż zwycięstwo dla jednych i drugich było ważne, to najważniejsze okazało się, aby uderzyć w znienawidzonych wrogów.