Był 30 czerwca 1966 roku. Londyn, stadion Wembley, późne popołudnie. Alan Ball dośrodkował z prawego skrzydła, wystrojony w krwistoczerwoną koszulkę Geoff Hurst wyprzedził obrońcę i huknął z siedmiu metrów, chyba nawet niespecjalnie celując. Piłka uderzyła w poprzeczkę, odbiła się od boiska i wreszcie obrońca wykopał ją na rzut rożny. Anglicy z przekonaniem podnieśli ręce w górę, trybuny zaczęły wiwatować, a sędzia Gottfried Dienst ze Szwajcarii pobiegł do arbitra liniowego z pytaniem, czy piłka faktycznie przekroczyła w tej sytuacji linię bramkową.
Tofiq Bachramow zaczął żywo gestykulować, a potem wskazał na środek boiska. Gol został uznany, a Anglicy m.in. właśnie dzięki temu trafieniu zostali mistrzami świata. Przez następnych kilkadziesiąt lat wszyscy, którzy dyskutowali o tamtym finale na Wembley, chociaż padło w jego trakcie sześć bramek, wracali do tej jednej sytuacji, do gola, którego tak naprawdę nie było. Nikt nie komentował, dlaczego dośrodkowanie nie zostało wcześniej zablokowane albo czemu stoper niemieckiej drużyny dał się ograć niczym junior prostym zwodem. To nie było ważne. Liczyła się jedynie decyzja Bachramowa.
Czytaj więcej
Niepołomice po 100 latach doczekały się klubu na miarę Ekstraklasy. Historia Puszczy pokazuje, że w futbolu jest jeszcze miejsce na trochę romantyzmu, a poświęceniem i ciężką pracą można nadrobić finansowe braki.
Ludzkie oblicze gry
Sprawę po latach zbadali naukowcy z Oxfordu, ich raport jest pełen naukowych wykresów, wzorów i rysunków. Akademicy uznali, że gola nie było, a jeśli nauka tak mówi, to nie wypada się przecież z nią nie zgadzać, ale Anglikom i tak nie robi to różnicy. Sędzia z Azerbejdżanu – zmarły w 1993 roku – jest na Wyspach bohaterem, a kibice składają mu kwiaty na grobie. Po latach Bachramow przyznał, że w tamtej sytuacji nawet nie zastanawiał się, czy piłka przekroczyła linię, bo jego zdaniem odbiła się od wewnętrznej części poprzeczki, co miało być jednoznaczne z golem.
Wszystko działo się szybko, ludzkie oko oraz refleks okazały się niewystarczające, sędzia liniowy miał prawo się pomylić, a sędzia główny nie mógł tego lepiej ocenić, bo stał kilkadziesiąt metrów od akcji. Wspólnie popełnili błąd, o którym wiemy, a że przy okazji przepisał historię futbolu, tworząc opowieść, w której nie tyle przegrał ten lepszy, ile zwyciężył zespół, który faktycznie nie strzelił decydującej bramki (to było trafienie na 3:2, później Hurt trafił raz jeszcze). Cóż, tak też bywa.