Wydawało się, że jest to nie do zrobienia, że góra jest zbyt trudna technicznie, a okna pogodowe umożliwiające wspinaczkę – za krótkie. Jeśli nie udało się do tej pory Polakom, którzy zdobyli najwięcej szczytów zimą i próbowali wejść na K2 o tej porze roku trzy razy różnymi drogami, to nie dokona tego nikt inny. Szerpowie to zrobili, a nam pozostaje satysfakcja, że to Polacy pierwsi porwali się zimą na najwyższe góry świata.
Jeździli do Nepalu, walcząc z biurokracją, brakiem sprzętu i pieniędzy. Są w ich historiach momenty bohaterstwa, wspaniałej odwagi, gdy jeden członek wyprawy ryzykował życie dla drugiego. Są też postawy wątpliwe, o które już wiecznie będą się toczyć spory między himalaistami, bo tylko oni wiedzą, czym jest schodzenie ze szczytu przy zapadającym zmroku. Są anegdoty wywołujące uśmiech, duża część tej historii działa się w szaroburych czasach PRL.
Szerpowie mieli szczęście do pogody, a może to góra pozwoliła im wejść na szczyt, widząc, że to oni próbują? Krzysztof Wielicki podkreślał w rozmowie z „Rzeczpospolitą", że to „najlepszy z najgorszych scenariuszy". Jeśli ktoś miał zdobyć K2 zimą, to dobrze, że zrobili to Szerpowie, a nie Rosjanie, Kazachowie, Hiszpanie czy Włosi, którzy przez lata ścigali się w górach wysokich z Polakami.
Do tej pory Szerpowie byli raczej pomocnikami, Szerpa był synonimem bezimiennego pracownika do tego stopnia, że nawet w polityce zaczęto tak nazywać ludzi, którzy wypracowują porozumienia, podpisywane później w świetle kamer przez polityków. Krzysztof Wielicki mówił po ich sukcesie, że chyba oni sami nie planowali ataku szczytowego, ale widząc, że mają na temu niepowtarzalną szansę, postanowili spróbować.
Ludzie z najwyższych gór świata przygotowywali wyprawy, na których pomagali wchodzić bogatym turystom z Zachodu. Poręczowali trasy, zakładali obozy, byli kucharzami, przewodnikami. Można było usłyszeć, że niemal „wciągali" na szczyty tych, którzy do luksusowego samochodu i wielkiego domu chcieli jeszcze dodać zdjęcie z ośmiotysięcznika. Andrzej Bargiel był świadkiem, jak zapewnili wejście na szczyt bogatemu Chińczykowi, który w bazie pojawił się ledwie trzy dni wcześniej. To była ich praca – za udział w wyprawie, trwającej nawet dwa miesiące, dostawali około 6–7 tys. dolarów.