Mariusz Cieślik: Niemcy przegrywają na Euro

Euro 2024 pokazuje, że Niemcy nie są już tymi Niemcami, wobec których powinniśmy mieć kompleksy. Ich reprezentacja gra ładnie i nieskutecznie. A na zapleczu panuje typowy ruski bardak.

Publikacja: 21.06.2024 10:00

Mariusz Cieślik: Niemcy przegrywają na Euro

Foto: AFP

Brzoskwiniowe dezodoranty. Z tego, co pamiętam, kupiłem dwa. Tyle miał mi do zaoferowania uspołeczniony handel Niemieckiej Republiki Demokratycznej. I to w stolicy! Podróż metrem z Berlina Zachodniego do Wschodniego na przełomie 1988 i 1989 roku – z widmowymi stacjami po drodze – była jak podróż w czasie. Jakbyśmy cofali się o kilka dekad. Ze świata, gdzie jest wszystko (i wszystko działa doskonale), do świata, gdzie nie ma nic (i nie działa nawet uliczne oświetlenie). Z RFN-owskiego Ku’dammu błyskającego neonami, kolorami i nieprzebraną obfitością towarów (na które przybyszów z Polski nie było stać) do wymarłej i ciemnej NRD-owskiej Unter den Linden.

Czytaj więcej

Mariusz Cieślik: Zasłużyliśmy na Grzegorza Brauna. Sami go sobie wybraliśmy

Polska miała być jak RFN. Nie ja jeden tak to sobie wyobrażałem przez lata

NRD to nie były prawdziwe Niemcy. Nikt ich tak wtedy nie traktował. Niemiecki porządek i zamożność to był RFN. I to one robiły na każdym chyba Polaku imponujące wrażenie. Pamiętam np. swoje zdumienie, kiedy podczas pobytu w Monachium w roku 1993 przekonałem się, że całe miasto oplecione jest siecią ścieżek rowerowych. Co Warszawie, mimo niewątpliwych postępów, nie udało się do dziś. Albo kolejny wyjazd, tym razem na stypendium Instytutu Goethego, do Berlina, który na przełomie wieków zacierał ślady po murze. Zbudowano wtedy nowe, imponujące city na placu Poczdamskim, historyczne centrum odzyskiwało blask, a w klubach spotykało się zafascynowanych tempem zmian ludzi z całego świata. Tak, przez lata punkt docelowy ustrojowej transformacji Polski wyobrażałem sobie na podobieństwo RFN. Nie ja jeden.

NRD to nie były prawdziwe Niemcy. Nikt ich tak wtedy nie traktował. Niemiecki porządek i zamożność to był RFN. I to one robiły na każdym chyba Polaku imponujące wrażenie. 

Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że Niemcy nie są już tymi Niemcami, wobec których powinniśmy mieć kompleksy. Mówiąc żartem, ich reprezentacja ostatnio gra ładnie i nieskutecznie. Zupełnie nie po niemiecku. Może i kiedyś miała wdzięk buldożera, ale nieustannie zwyciężała. Za to w ostatniej dekadzie nieustannie przegrywa. I to nawet z Polską (przed rokiem na Stadionie Narodowym). A przyznają państwo, że naprawdę nie jest łatwo przegrać z naszą reprezentacją. Udaje się to zwykle rywalom klasy Wysp Owczych.

Ale bardziej zdumiewające jest to, co dzieje się na organizacyjnym zapleczu niemieckiego Euro, gdzie panuje typowy ruski bardak. Zaczęło się od rzeczy absolutnie skandalicznej: od wbiegnięcia jednego z kibiców na murawę w trakcie meczu Włochy–Albania, co na imprezach tej rangi do tej pory się nie zdarzało. A potem już poszło. Wielogodzinne kolejki przed wejściem na mecze, zablokowane miasta, źle zorganizowany transport, brak bazy noclegowej. Awantury, wpadki, skandale. Bez względu na to, jak dalej toczy się turniej i jak wypadnie reprezentacja gospodarzy, Niemcy już przegrali. W świat poszedł komunikat o ich nieudolności. Koniec deutsche Wirtschaft, która tak imponowała całej Europie, rozgrywa się na naszych oczach. Szczerze mówiąc, jestem przekonany, że Polacy lepiej poradziliby sobie dziś z organizacją wielkiego turnieju niż Niemcy. Bez względu na to, kto rządziłby w naszym kraju. Pokazało to zresztą polsko-ukraińskie Euro 2012.

Czytaj więcej

Mariusz Cieślik: Choćby „Potop”

Na zapleczu niemieckiego Euro. Zaczęło się od skandalu w trakcie meczu Włochy-Albania. A potem już poszł

Trudno oprzeć się wrażeniu, że podobnie wygląda dziś europejska polityka Niemiec, które same zapędziły siebie i całą Unię w kozi róg. Przede wszystkim obłąkańczym pomysłem, że Europa, mało istotna z punktu widzenia globalnej emisji CO₂, będzie prymusem transformacji klimatycznej. Dziś widać już, że krajów UE po prostu na to nie stać, a do tego nasze gospodarki, włącznie z niemiecką, nie są na to przygotowane technologicznie.

Nie jestem fizjonomistą, ale już choćby po body language widać, że Olaf Scholz nie jest politykiem na miarę Angeli Merkel czy Helmuta Kohla. Z tamtych liderów emanowała pewność siebie, dzisiejszy kanclerz robi co najwyżej wrażenie aroganta, co zwykle kryje kompleksy. Sądząc po wynikach gospodarki na granicy recesji i słabym przywództwie, niemiecki silnik Unii bliski jest zatarcia, a to wszystkim nam źle wróży.

Kup e-book „Od Euro Do mundialu. Prawda o reprezentacji”

Brzoskwiniowe dezodoranty. Z tego, co pamiętam, kupiłem dwa. Tyle miał mi do zaoferowania uspołeczniony handel Niemieckiej Republiki Demokratycznej. I to w stolicy! Podróż metrem z Berlina Zachodniego do Wschodniego na przełomie 1988 i 1989 roku – z widmowymi stacjami po drodze – była jak podróż w czasie. Jakbyśmy cofali się o kilka dekad. Ze świata, gdzie jest wszystko (i wszystko działa doskonale), do świata, gdzie nie ma nic (i nie działa nawet uliczne oświetlenie). Z RFN-owskiego Ku’dammu błyskającego neonami, kolorami i nieprzebraną obfitością towarów (na które przybyszów z Polski nie było stać) do wymarłej i ciemnej NRD-owskiej Unter den Linden.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi