„Pewnego długiego dnia”: Długi dzień podróży przez noc

Po tym spektaklu widz wychodzi z teatru zdruzgotany. Wybitny belgijski reżyser Luk Perceval wystawił w krakowskim Starym Teatrze sztukę O’Neilla.

Publikacja: 07.06.2024 17:00

„Pewnego długiego dnia”, Luk Perceval, aut. Eugene O’Neill, Narodowy Stary Teatr w Krakowie

„Pewnego długiego dnia”, Luk Perceval, aut. Eugene O’Neill, Narodowy Stary Teatr w Krakowie

Foto: Magda Hueckel, mat. pras. Stary Teatr

Najsłynniejszy dramat Eugene’a O’Neilla grany przez lata w polskich teatrach pod tytułem „Zmierzch długiego dnia” napisany został już po tym, jak jego autor otrzymał literackiego Nobla. Jego żona Carlotta, której utwór został dedykowany, przyznała, że pisanie tego dramatu było dla jej męża „codzienną torturą”. Wieczorami ponoć wychodził ze swego gabinetu wykończony, a często zapłakany. Kiedy ukończył opowieść, oznajmił dziennikarzom, że ponieważ jedna z występujących postaci nadal żyje, on z szacunku dla niej tej sztuki nie udostępni. Pytanie, czy tą postacią nie jest on sam, zbył milczeniem. Zgodnie z wolą autora, dramat wydano dopiero po jego śmierci. Gdy trafił na scenę, od razu odniósł ogromny sukces.

Bohaterami jest rodzina Turonów: mąż, żona i dwaj synowie. A wszyscy schwytani w kleszcze tragicznego losu. Skażeni są dziedzicznym przekleństwem, polegającym na niemożności dzielenia się miłością. Tym, co ich więzi, jest przeszłość. Nie bez powodu utwór nazwany jest autobiografią twórczą O’Neilla. Autor bowiem próbuje w nim rozprawić się z demonami własnego dzieciństwa i młodości. Życia naznaczonego kłamstwem, tchórzostwem i grą pozorów, w efekcie prowadzącego do uzależnień. Oto zaglądamy do domu alkoholika i morfinistki. Z czasem dowiadujemy się, że ten alkoholizm jest także rodzajem ucieczki od życia i odpowiedzialności ich dwójki dorastających synów.

Czytaj więcej

Jan Bończa-Szabłowski: Divak w Divadle

Belgijski reżyser Luk Perceval, przygotowując premierę w Starym Teatrze, sam napisał scenariusz. Wykorzystał do tego nowe tłumaczenie utworu Karoliny Bikont oraz wsparł się pomocą dramaturga Romana Pawłowskiego. Spektakl grany jest pod zmienionym tytułem „Pewnego długiego dnia”.

Na pustej scenie stoi pusty fotel. Tak zdezelowany jak życie bohaterów, którzy na nim za chwile zasiądą lub tylko przycupną. A w tle biały ekran. Aktorzy muszą grać więc „bez podpórek”.

Roman Gancarczyk z niezwykłą klasą wciela się w postać ojca kabotyna. Jego James ma poczucie, że nie jest w stanie niczym zaimponować swej żonie oraz synom. Ucieka więc w alkoholizm i wspomnienia. Wtedy potrafi być groźny, ale i rubaszny. Rubaszny zwłaszcza, gdy opowiada o swoim aktorstwie. To ewidentne nawiązanie do faktu, że ojciec Eugene’a O’Neilla również o imieniu James, był aktorem, który wyspecjalizował się w postaci hrabiego Monte Christo. Zbił na niej majątek i zyskał sławę, przemierzając z nią w objazdowej trupie Stany Zjednoczone. Młodzieńcze ambicje aktorskie zamienił więc na dobrze płatną chałturę.

Małgorzata Zawadzka dała wstrząsający obraz matki staczającej się w przepaść nałogu i psychicznej aberracji. Obserwujemy jak pod wpływem głodu narkotycznego następuje rozpad jej osobowości i powolny obłęd. Poruszająco opowiada o swej naiwności, niespełnieniu, uległości wobec męża, w którym pokładała wielkie nadzieje. Zdaje sobie sprawę, że stała się ofiarą patriarchalnego świata.

Czytaj więcej

Jan Peszek: Uwielbiam prowokację

Co ciekawe, jeśli jest w tym utworze jakaś nuta humoru, to łączy się ona z teatrem. Widać to nie tylko w kabotyńskich opowieściach ojca, ale nawet we wspomnianej postaci matki. Kiedy służąca patrzy z podziwem, jak jej pani opowiada o swym życiu, sugeruje, że powinna być aktorką, na co ta, nie kryjąc zgorszenia, odpowiada: „Ja jestem z porządnej rodziny”. Kolejne nawiązanie do teatru odnajdziemy w postaci granej przez Paulinę Kondrak. Siedzi poza sceną, przy fortepianie. Jest narratorką i rodzajem inspicjenta, który na chwilę wchodzi na scenę, by odegrać rolę służącej.

Przy tak silnych osobowościach rodziców obaj synowie wydają się postaciami trochę na drugim planie. Choć trzeba przyznać, że ich odtwórcy, Łukasz Stawarczyk, w roli starszego, Jamesa, i Mikołaj Kubacki (na zdjęciu z lewej obok Romana Gancarczyka) w roli młodszego Edmunda, dzielnie walczą o swoje. Ich bohaterowie zdają sobie sprawę, że żyjąc w świecie pozornych prawd i potoku słów, które praktycznie nic nie znaczą, są na przegranej pozycji. Znaleźli się w matni bez szans na ratunek. Odczuwa to zwłaszcza ciężko chory Edmund, któremu ojciec skąpi środków na skuteczną terapię.

Ta przygotowana przez Percevala długa podróż przez noc odbyta za dnia jest opowieścią wstrząsającą i poruszającą. Krakowski Stary Teatr wrócił tym przedstawieniem do czasów swej świetności.

Najsłynniejszy dramat Eugene’a O’Neilla grany przez lata w polskich teatrach pod tytułem „Zmierzch długiego dnia” napisany został już po tym, jak jego autor otrzymał literackiego Nobla. Jego żona Carlotta, której utwór został dedykowany, przyznała, że pisanie tego dramatu było dla jej męża „codzienną torturą”. Wieczorami ponoć wychodził ze swego gabinetu wykończony, a często zapłakany. Kiedy ukończył opowieść, oznajmił dziennikarzom, że ponieważ jedna z występujących postaci nadal żyje, on z szacunku dla niej tej sztuki nie udostępni. Pytanie, czy tą postacią nie jest on sam, zbył milczeniem. Zgodnie z wolą autora, dramat wydano dopiero po jego śmierci. Gdy trafił na scenę, od razu odniósł ogromny sukces.

Pozostało 85% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi