Już niedługo nie będzie ani gejów, ani lesbijek

Konflikt pomiędzy gejami i lesbijkami a transseksualistami i fetyszystami stał się jednym z głównych tematów dyskusji w zachodniej prasie. Spór ten zaczął się także w Polsce.

Publikacja: 19.04.2024 10:00

Ludzie biorący udział w paradzie Tokyo Rainbow Pride 2023, aby ukazać wsparcie dla osób LGBTQ+, Toki

Ludzie biorący udział w paradzie Tokyo Rainbow Pride 2023, aby ukazać wsparcie dla osób LGBTQ+, Tokio 23 kwietnia 2023 r.

Foto: Yuichi YAMAZAKI / AFP

Kiedy po II wojnie światowej kultura zachodnia zaczęła się liberalizować, jednym z wyraźnych aspektów tego procesu była dekryminalizacja, jak również demedykalizacja stosunków i związków homoseksualnych. Ponieważ pierwsze badania nad homoseksualizmem prowadzone były na więźniach, wysuwano wnioski, że zwłaszcza męski homoseksualizm powiązany jest z zaburzeniami psychicznymi i zachowaniami kryminalnymi. Jednak gdy zaprojektowano, a potem wykonano lepsze metodologicznie testy – porównujące zwykłych, niekaranych gejów z takimi samymi mężczyznami hetero – wyszło na to, że nie ma istotnych różnic.

Co więcej, okazało się, że spora część badanych wcześniej kryminalistów była mężczyznami hetero- lub biseksualnymi, stosującymi homoseksualizm zastępczy w wyłącznie męskim, więziennym otoczeniu. Stwierdzono zatem, że homoseksualność nie powoduje zaburzeń psychicznych ani nie jest z nimi powiązana, podobnie jak z przestępczością.

Na tym bazując, najpierw Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne (APA) w 1973 roku, a potem Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) w 1992 roku, wykreśliły homoseksualizm z list chorób: DSM i ICD. W pierwszym przypadku o wykreśleniu zadecydował zarząd organizacji, opierając się na wyżej wspomnianych badaniach. Części psychiatrów i psychologów się to nie spodobało. Doprowadzili oni do przeprowadzenia głosowania, mającego odrzucić decyzję zarządu APA. Zwolennicy pozostawienia homoseksualizmu na liście zaburzeń DSM ostatecznie głosowanie to przegrali. Wyraźna większość ówczesnych psychiatrów opowiedziała się za podtrzymaniem stanowiska zarządu Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, by nie uznawać homoseksualizmu za zaburzenie. Słynne głosowanie nie dotyczyło więc wykreślenia homoseksualizmu z listy zaburzeń, tylko odrzucenia opartej na badaniach naukowych decyzji o wykreśleniu.

Po sukcesach w kwestii dekryminalizacji i demedykalizacji ruch gejowski zaczął walczyć o równouprawnienie. Chodziło o to, by pary jednopłciowe mogły zawierać małżeństwa. Na początku XXI wieku kolejne państwa urzeczywistniały ten postulat. Były to m.in. Holandia, Dania, Szwecja, Kanada, a także poszczególne stany USA. W 2015 roku Sąd Federalny w Ameryce zadecydował, że nieudzielanie małżeństw jednopłciowych jest niekonstytucyjne, i tym samym zalegalizował małżeństwa jednopłciowe w całych Stanach. Zarówno przed tą decyzją, jak i po niej, następne kraje i regiony wprowadzały małżeństwa dla par jednopłciowych, tak w Europie – np. w Niemczech, Francji, a ostatnio nawet w Estonii i Grecji – jak i na świecie, np. w Tajwanie, Australii, RPA, Brazylii. Aktualnie niemal cała UE uznaje takie małżeństwa, a Polska jest jednym z ostatnich krajów niemających regulacji w tym zakresie.

Czytaj więcej

Tranzycja u dzieci. Europa wciska hamulec

Transseksualiści przejęli władzę w organizacjach gejowskich

Logiczne byłoby wysnucie wniosku, że skoro w USA i prawie całej UE zalegalizowano małżeństwa jednopłciowe, ruch gejowski powinien się rozwiązać, bo jego postulaty zostały zrealizowane – tak samo, jak nie widzimy dzisiaj abolicjonistów walczących z niewolnictwem, gdyż zostało ono w cywilizowanym świecie zniesione. A jednak tak się nie stało.

W ruchu gejowskim, który coraz częściej nazywany jest ruchem LGBTQ+, do głosu zaczęły dochodzić osoby wcześniej w nim obecne, ale będące zwykle z boku. Mianowicie transseksualiści, aseksualiści oraz fetyszyści. I, co być może zaskakujące, osoby żądające normalizacji prostytucji i legalizacji sutenerstwa.

Organizacje homoseksualne zaczęły być na dużą skalę przejmowane po wycofujących się z działalności gejach i lesbijkach przez osoby transseksualne i queerowo-niebinarne. Dobrze grantowane NGO-sy to żyła złota, a w ostatnich latach okazało się też, że oprócz dotacji państwowych i międzynarodowych bardzo dużo pieniędzy zarobić można na udzielaniu swojego tęczowego logo wielkim korporacjom, które piorą w ten sposób wizerunek. Bo co z tego, że niszczą środowisko, łamią prawa pracownicze, inwigilują, wyprowadzają przemysł do Chin albo układają się z Kremlem bądź Rijadem, skoro w mediach pokazują, że wspierają LGBT? Zjawisko przejmowania organizacji tęczowych przez transseksualistów, fetyszystów i aktywistów na rzecz prostytucji jako zaangażowany niegdyś gej obserwowałem w Polsce od środka.

Z parad równości zniknęły prawa gejów i lesbijek

Jednym z najwyraźniejszych symboli tych zmian jest zastępowanie tradycyjnej flagi tęczowej flagą trans w niebiesko-różowo-białych barwach czy motywami fetyszystów. Kolejnym – wypieranie pojęcia biseksualizmu na rzecz panseksualizmu. Biseksualizm jest bowiem zjawiskiem odczuwania pociągu do obu płci. Tymczasem nowy ruch LGBTQ+ zjawisku płci zaprzecza i próbuje wypierać pojęciem niedającej się ściśle zdefiniować ani zweryfikować identyfikacji płciowej czy genderowej. Osoba panseksualna ma czuć pociąg nie do obu płci jak biseksualna, lecz do „wszystkich tożsamości płciowych”: transseksualnej, niebinarnej, gender fluid, agenderowej, bigenderowej, poligenderowej, moongenderowej, ksenogenderowej i innych.

Na paradach równości coraz bardziej oficjalnie prezentowane są parafilie seksualne, zwłaszcza sadyzm i masochizm. W jednej z ostatnich edycji poznańskiego Marszu Równości formalnym motywem był gołąbek pokoju w sadomasochistycznej uprzęży, a aktywiści coraz otwarciej postulują normalizację niektórych parafilii seksualnych. Kinki, czyli potoczna i sympatyczniejsza nazwa fetyszów i parafilii, powinny być mile widziane na paradach – przekonywał znany polski influencer gejowski, związany z PL2050.

Inna zauważalna na całym Zachodzie zmiana to priorytety. Wśród postulatów warszawskiej Parady Równości z 2022 i 2023 roku nie dominowało już prawo do zawierania małżeństw, lecz ułatwienie zmiany płci. To, że geje i lesbijki zeszli na dalszy plan, widać też w organizacji Miłość nie Wyklucza. Jej nazwa miała nawiązywać do tego, że instytucja małżeństwa nie powinna wykluczać gejów i lesbijek. Tymczasem od pewnego okresu organizacja ta postawiła przede wszystkim na marketing, a na jednym z głównych stanowisk zatrudniła osobę transseksualną, obsesyjnie zajmującą się doszukiwaniem wszędzie „transfobii” czy publicznym potępianiem osób, które przeszły detranzycję (cofnięcie zmiany płci). Włącznie z organizowaniem akcji wysyłania „donosów” do pracodawców i zleceniodawców, celem odebrania źródła utrzymania, do czego transaktywista wprost się na swoim Instagramie przyznał.

W Krakowie „tęczowi” aktywiści zorganizowali niedawno protest pod tamtejszym Sądem Okręgowym przeciwko dr Magdalenie Grzyb, która pozwała Maję Heban, uznając, że jest przez tę transseksualną działaczkę notorycznie szkalowana. Kiedy na portalu Queer.pl – największej polskiej stronie LGBT – pojawił się wywiad z dr Katarzyną Szumlewicz, argumentującą za tym, by zalegalizować w Polsce małżeństwa jednopłciowe, redaktor naczelny strony Radosław Oliwa spotkał się ze zmasowanym atakiem transaktywistów i organizacji LGBT. Nie tylko internetowym, bo odebrano mu też część finansowania, odeszli niektórzy reklamodawcy. Powód? Dr Katarzyna Szumlewicz uznawana jest przez obecnych aktywistów LGBT za „transfobiczną” oraz za „SWERFa” (ang. Sex Worker Exclusionary Radical Feminist), czyli feministkę niepopierającą sutenerstwa i prostytucji. Warto zauważyć, że zarówno dr Szumlewicz, jak i dr Grzyb, są w radzie nadzorczej Centrum Praw Kobiet, w ostatnim czasie krytykowanym i pomawianym przez środowiska transseksualne i sexworkowe.

Transfobia staje się straszakiem na niepokornych aktywistów

Zjawiska, które w Polsce dopiero się rozkręcają, na Zachodzie są jednym z mainstreamowych konfliktów już od dekady. Dwa lata temu na Paradzie Równości w Cardiff grupa lesbijek przyszła z banerem z napisem: lesbijki nie lubią penisów. Zostały stamtąd wyrzucone, gdyż uznano to za „transfobię”. To jedna z osi konfliktów: lesbijki niechętne wobec randkowania i wchodzenia w związki z transseksualnymi kobietami – czyli mężczyznami identyfikującymi się jako kobiety – są oskarżane o „seksualny rasizm”. Problem ten doczekał się nawet specjalnego reportażu w BBC. Po jego publikacji BBC mierzyło się z nagonką za samo podjęcie tego tematu.

Inny przykład pochodzi z Parady Równości w stolicy stanu Vermont. Fred Sargeant – uczestnik protestów Stonewall z 1969 roku, a także założyciel największej na świecie, nowojorskiej parady równości – został napadnięty fizycznie i zlinczowany przez aktywistów trans i queer, ponieważ miał transparent wyrażający sprzeciw wobec ich postulatów. W sieci można znaleźć nagranie z zajścia: ten 70-paroletni staruszek został przez młodych działaczy zaatakowany, stratowany i oblany kawą, a jego transparent zniszczony. Zanim Sargeant został odrzucony przez aktywistów nowej fali, był ikoną tęczowego aktywizmu w prasie i kulturze w USA i Europie.

Kolejna historia dotyczy J.K. Rowling – autorki powieści o Harrym Potterze. Kobieta z niższych warstw społecznych, dzięki swojemu talentowi, wybiła się na szczyt zachodniej popkultury. Poza swoją pisarską działalnością wspierała ruch LGBT, feminizm, prawa pracy, jak również brytyjskich laburzystów. A jednak w pewnym momencie stała się wrogiem publicznym i ofiarą regularnego szkalowania. Czemu?

Otóż Maya Forstater – pracownica Centre for Global Development – straciła pracę w tej instytucji za wyrażenie poglądu, że płcie są dwie, a proces tranzycji płciowej nie zmienia płci, lecz tylko upodabnia do płci przeciwnej. Rowling stanęła publicznie w obronie zwolnionej. Humorystycznie skrytykowała też określanie kobiet jako „menstruatorów” czy „osób z macicami”. Od tego momentu lewicowe i liberalne media zaczęły ją atakować, znani aktorzy odcinać się od niej, a aktywiści wysyłać pogróżki i publikować w sieci zdjęcia jej domu. Rowling jest dziś ostentacyjnie marginalizowana. Przetrwała w dużej mierze dzięki wcześniej wypracowanej renomie i finansom. Wielu dziennikarzy, influencerów czy intelektualistów za wyrażanie podobnych poglądów co Rowling, zostało całkowicie zniszczonych, wyrzuconych z pracy, studiów, wykluczonych z życia społecznego. Jeśli zaś chodzi o Mayę Forstater, to po kilku latach sądowej batalii wygrała i otrzymała gigantyczne odszkodowanie od byłego pracodawcy.

Podobnych przykładów były setki. Zaatakowany fizycznie i ze względów bezpieczeństwa zamknięty został francuski bar dla lesbijek w Rennes, bo nie chciał wpuszczać mężczyzn identyfikujących się jako kobiety. Organizacja pomagająca kobietom po gwałtach straciła finansowanie, gdyż uczestniczki grupy wsparcia bały się transseksualistów, chcących przychodzić na spotkania. Niejeden wykładowca stracił pracę za nauczanie, że płeć biologiczna istnieje, czego przykładem jest prof. Kathleen Stock – brytyjska filozofka i lesbijka, a także autorka książki „Material Girls”. Za krytykę nowomowy nękali ją studenci trans: wieszali obrażające ją plakaty na kampusie. Natomiast wykładowcy żądali wyrzucenia jej. Kobieta w końcu się poddała i zrezygnowała ze stanowiska w University of Sussex. Gdy przemawiała później na Uniwersytecie Oksfordzkim, musiała dotrzeć na miejsce w obstawie kilku ochroniarzy, ponieważ transaktywiści grozili jej śmiercią.

Inny głośny przykład dotyczył doktora Kennetha Zuckera z Centrum ds. Uzależnień i Zdrowia Psychicznego w Toronto, który został oskarżony o „transfobię”, a jego krytycyzm wobec zmiany płci określono publicznie jako „popieranie terapii konwersyjnej” i ostatecznie go zwolniono. Po latach procesu sądowego dr Zucker wygrał i podobnie jak Maya Forstater doczekał się przeprosin oraz odszkodowania.

Czytaj więcej

Pary jednopłciowe. Od razu przejdźmy do małżeństw

Spadek poparcia dla małżeństw jednopłciowych, to efekt działalności transaktywistów 

Gdzieś między akcjami palenia książek o przygodach Harry’ego Pottera w USA i Wielkiej Brytanii przez niebinarnych działaczy, głośnymi przypadkami umieszczania morderców i gwałcicieli w kobiecych więzieniach z powodu przybrania przez nich identyfikacji trans, pozwalaniem mężczyznom, by startowali z kobietami w zawodach, jeśli tylko deklarowali, że są transpłciowi – zrodził się nowy-stary ruch gejowsko-lesbijski, świadomie nazywany ruchem LGB, odcinającym się wyraźnie od TQ+.

Zaobserwowano, że w niektórych nowych sondażach spada społeczne poparcie dla małżeństw jednopłciowych i wiązano to z coraz częstszym identyfikowaniem gejów i lesbijek z transseksualistami, fetyszystami czy prostytucją. Grupy gejów, lesbijek i osób bi zdecydowały się więc na schizmę. Powstała organizacja LGB Alliance, czyli Koalicja LGB, albo GetTheLOut, zrzeszająca lesbijki. Jest i Gays Against Groomers – geje walczący z groomerami, czyli najczęściej transseksualistami nakłaniającymi dzieci i nastolatków do zmiany płci.

W Polsce powstała grupa lesbijek Labrys, mająca te same postulaty i śląca przekaz, że bycie „chłopczycą” wcale nie jest złe. Jest to pogląd w opozycji do ruchu trans, według którego „męskie” lesbijki powinny zmieniać płeć. W istocie liczne badania naukowe – publikowane m.in. w takich periodykach naukowych, jak „Developmental Psychology” (2008), „Journal of the American Academy of Child & Adolescent Psychiatry” (2013), „International Review of Psychiatry” (2016), „Frontiers in Psychiatry” (2021), „Acta Paediatrica” (2023) czy „Current Sexual Health Reports” (2023) – dowiodły, że większość (ok. 90 proc.) osób odczuwających dysforię płciową i identyfikujących się jako trans bądź niebinarne, w dorosłości z niej wyrośnie, i że są to tak naprawdę nieakceptujący swojej homoseksualnej orientacji oraz płci geje i lesbijki.

Opisywany konflikt nie rozgrywa się wcale pomiędzy lewicą i prawicą czy konserwatystami i progresywistami. Jest to spór wewnątrz środowiska LGBT, gdzie jedną stroną są geje, lesbijki i osoby bi, a także klasyczne feministki, drugą zaś aktywiści trans i niebinarni, fetyszyści, aktywistki na rzecz prostytucji i sutenerstwa, jak również pokolenie instagramowych i tiktokowych feministek.

Zamiast mówić o prawach gejów i lesbijek walczy się teraz o zupełnie inne kwestie

Jeszcze niedawno w anglojęzycznych mediach głównego nurtu można było przeczytać przede wszystkim głosy zachwalające zmianę płci lub prostytucję jako „normalny zawód” czy pogląd, że „lekkie” parafilie seksualne, takie jak sadyzm, masochizm i transwestytyzm, są w porządku. Jednakże w ostatnich dwóch, trzech latach to się zaczęło zmieniać.

Londyńska klinika genderowa Tavistock została zamknięta dla nowych pacjentów. Dochodzenie zlecone przez brytyjski NHS dowiodło, że dzieciom zmienia się tam płeć bez diagnozy, a transaktywiści naciskają na personel, by blokery dojrzewania były podawane jak najszybciej. „Niedługo nie będzie żadnych gejów i lesbijek” – mawiano w klinice, wiedząc, że większość młodzieży nakłanianej do tranzycji to geje i lesbijki, a wypowiedzenie tego zdania udokumentowała dziennikarka śledcza BBC Hannah Barnes, co opisała w książce „Time to Think”.

Czołowa brytyjska organizacja transseksualna Mermaids znalazła się w ogniu krytyki, gdy wyszły na jaw jej powiązania pedofilskie – o czym donosił „The Times”. Co więcej, szefowa tej organizacji – Susie Green – zmieniła płeć swojemu synowi w bardzo młodym wieku. A gdy w „Guardianie” ujawniono kolejny skandal, że Mermaids wysyłało nieletnim dziewczynkom bindery (pasy spłaszczające piersi) bez wiedzy ich rodziców – kobieta odeszła z organizacji. Z gwiazdy brytyjskiego mainstreamu stała się niesławna, TEDx usunęło jej wystąpienie z sieci, a brytyjscy urzędnicy wszczęli dochodzenie w sprawie nieprawidłowości formalnych dotyczących Mermaids.

Osoby okaleczone przez tranzycję, gdy dorosły, zaczęły pozywać ośrodki zajmujące się tym procederem. „Tysiąc rodzin pozywa klinikę Tavistock” – głosił nagłówek „The Times”. Z kolei grupa feministyczna Reduxx opublikowała wyniki śledztwa na temat niektórych specjalistów związanych z WPATH – Międzynarodowym Towarzystwem na rzecz Zdrowia Osób Transseksualnych. Organizacja ta propagowała tranzycję płciową jako terapię dysforii płciowej, nawet u dzieci, praktycznie na żądanie. Na wytycznych WPATH bazowała dotychczas m.in. WHO, Towarzystwo Endokrynologiczne, a także Polskie Towarzystwo Seksuologiczne, którego wiceprezesem jest Bartosz Grabski, członek WPATH.

Sprzeciw medyków i prawników nic nie daje – rzekome prawa osób trans zawsze mają pierwszeństwo

Szkocję zaszokowały planowane zmiany prawne, mające umożliwiać zmianę płci na żądanie bez żadnej kontroli. Między innymi przez próbę wdrożenia tego postulatu swoje wieloletnie stanowisko szefowej szkockiego rządu straciła Nicola Sturgeon.

W Szwecji opublikowano głośny dokument pt. „Trans Train” o osobach żałujących zmiany płci. Później tamtejsi naukowcy w periodyku ujawnili wyniki badań, z których wynikało, że tranzycja płci – zwłaszcza u młodych ludzi – nie daje pozytywnych efektów, lecz szkodzi. W 2021 roku podawania blokerów dojrzewania celem zmiany płci zakazał Instytut Karolinska – instytucja przyznająca Nagrodę Nobla z medycyny. W 2022 roku zrobiła tak cała Szwecja, a o to samo w 2023 roku zaapelowali autorzy raportu Komisji Zdrowia Ukom w Norwegii. Finlandia zmianę płci u nieletnich zakazała już w 2020 roku. W roku 2022 Francuska Akademia Medyczna oficjalnie ostrzegła przed zmienianiem płci. W 2023 roku możliwość tranzycji ograniczyła Dania, a Anglia zakazała rutynowego stosowania blokerów dojrzewania. Jedynym krajem, który prawo dotyczące tranzycji zliberalizował, była Hiszpania w 2022 roku. Ówczesna minister równości umożliwiła zmianę płci od 12. roku życia za zgodą sądu, a od 16. bez ograniczeń. Zrobiła tak mimo krytyki ze strony Kolegium Medycznego w Madrycie, Hiszpańskiego Towarzystwa Pediatrycznego czy Hiszpańskiego Towarzystwa Psychiatrii Dzieci i Młodzieży.

Reportaże i analizy ostrzegające przed ruchem transseksualnym są od niedawna publikowane w największych mediach, które wcześniej sprzyjały narracji trans. „Jako dzieci myśleli, że są trans. Ale już tak nie sądzą” – brzmi tytuł głośnego reportażu opublikowanego w lutym 2024 roku w „New York Timesie”. Podobne teksty pojawiały się w „Guardianie”, BBC, Reutersie, „The Economist” oraz „The Atlantic”.

Czytaj więcej

Czy TikTok zostanie zakazany w USA?

Tranzycja to nowa odmiana terapii konwersyjnej. Jej celem jest wymazanie gejów oraz lesbijek

Wątek tranzycji płciowej oraz osób, które potem jej żałują, łączy się z tematem LGBTQ+ nie tylko dlatego, że literki „TQ+” zostały w ostatnich dekadach dołączone do pierwotnego „LGB”. Również kwestia oskarżania lesbijek o „transfobię” i „rasizm seksualny”, gdy nie chcą randkować z transseksualistami, nie zamyka tej listy. Istotny aspekt sprawy ociera się o boje przeciwko terapii konwersyjnej.

Terapia konwersyjna to idea zmiany homo- i biseksualnej orientacji na heteroseksualną. W XX wieku była praktykowana przez psychiatrów, seksuologów i psychologów, a potem jej zasięg ograniczył się do fundamentalistów religijnych. Polegała na próbach poznawczego i emocjonalnego obrzydzenia własnej orientacji homoseksualnej. Nietrudno zgadnąć, że nie przynosiła rezultatów, a głośne przypadki „wyleczenia homoseksualizmu” okazywały się tyczyć mężczyzn biseksualnych lub kobiet heteroseksualnych z zaburzeniem borderline. Pomysł terapii konwersyjnej porzucono, a kolejne kraje zaczęły jej zakazywać.

Jednakże, jak dowiedziono we wspomnianych badaniach oraz na podstawie danych epidemiologiczno-demograficznych, przytłaczająca większość osób z dysforią płciową to geje i lesbijki. Homoseksualny mężczyzna po tranzycji jest z perspektywy społecznej i prawnej „heteroseksualną transkobietą”, a lesbijka „heteroseksualnym transmężczyzną”. „Heteroseksualny” to słowo klucz. Geje i lesbijki dostrzegli, że proces zmiany płci ma charakter terapii konwersyjnej, tyle że nie na poziomie psychologicznym, lecz biologicznych zmian w ciele.

W Iranie geje, aby uniknąć kary za homoseksualizm, są przymuszani do tranzycji płci. American Iranian Council (AIC) nawet się tym chwali. „Biorąc pod uwagę surową i drakońską politykę rządu wobec homoseksualizmu w Iranie, być może zaskakujące jest prawne poparcie dla zmiany płci i istnienia osób transpłciowych (…). Szersza koncepcja bycia osobą transpłciową nie jest uważana za naruszenie irańskich zasad teokratycznych, a rząd nie postrzega takich osób tak, jak homoseksualistów” – podaje AIC. Na Zachodzie zapanowała miękka wersja takiego podejścia i to przeciwko niej występuje coraz więcej gejów i lesbijek. Kemi Badenoch – minister równości Wielkiej Brytanii – pod koniec 2023 roku, gdy zapowiadała ustawę o zakazie terapii konwersyjnej, powiedziała, że powinna ona objąć również tranzycję płciową. To „nowa forma terapii konwersyjnej”, stwierdziła.

Spór wrócił więc na stare, XX-wieczne tory, napędzany jednak tym razem nie przez chrześcijańskich radykałów, ale transseksualistów, fetyszystów oraz prostytutki i sutenerów. Nie bez znaczenia jest też rosnący wpływ islamu w Europie: z natury homofobicznego, ale promującego zmianę płci. Rozłamu LGB i TQ+ na Zachodzie nie da się już ignorować, a konflikt ten – z podobnych powodów – narasta szybko w Polsce. Zobaczymy, jak się rozwinie.

Kiedy po II wojnie światowej kultura zachodnia zaczęła się liberalizować, jednym z wyraźnych aspektów tego procesu była dekryminalizacja, jak również demedykalizacja stosunków i związków homoseksualnych. Ponieważ pierwsze badania nad homoseksualizmem prowadzone były na więźniach, wysuwano wnioski, że zwłaszcza męski homoseksualizm powiązany jest z zaburzeniami psychicznymi i zachowaniami kryminalnymi. Jednak gdy zaprojektowano, a potem wykonano lepsze metodologicznie testy – porównujące zwykłych, niekaranych gejów z takimi samymi mężczyznami hetero – wyszło na to, że nie ma istotnych różnic.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Trwa powódź. A gdzie jest prezydent Andrzej Duda?
Plus Minus
Liga mistrzów zarabiania
Plus Minus
Jack Lohman: W muzeum modlono się przed ołtarzem
Plus Minus
Irena Lasota: Nokaut koni
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Wszyscy jesteśmy wyjątkowi